W pogoni za cykadami (2022)

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

Te skałki, pomimo ich "pumeksowatości"- jak to nazwałaś - są raczej skałami osadowymi.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Pewnie są. Ja sie nie znam za bardzo na geologii...
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

Warstwowa budowa mi na osadowość wskazuje.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Jedziemy w okolice Tiulenova - tam gdzie byliśmy już 6 lat temu z malutkim kabaczkiem. Kabaczek wkurza się, że nic nie pamięta ;)

Gdzieś po drodze miłe dla oka mijanki.

Obrazek

Wybrzeże w tych rejonach to przede wszystkim poczucie przestrzeni. Nadmorski teren wypełniają płowe, stepowe łąki, praktycznie pozbawione drzew czy większych zabudowań. Oprócz turystów bywają tu pasterze ze swoim inwentarzem, doceniającym walory miejscowych ziół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po całym wybrzeżu walają się tajemnicze pordzewiałe baniaki i równie dziwne rury czy pokrętła. Większość cystern jest pusta, jednak można znaleźć i takowe, w których coś bulgocze. Ma to chyba jakiś związek z odwiertami gazu, ropy czy innych naftopodobnych mazi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy się przy pomniku radzieckich lotników (tu by wprawdzie bardziej pasowali marynarze, ale ok, niech będą i lotnicy ;) Na pomniku jest wyeksponowane dużo ładnych, błyszczących kamieni. Widać panują tu obyczaje podobne jak na żydowskich cmentarzach, gdzie w pamięć zmarłym nie stawia się zniczy czy kwiatów - tylko w dobrym tonie jest przynosić kamulce.

Obrazek

Obrazek

Jest tu niewielki pagórek więc widok mamy na wszystkie strony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutejszy brzeg porastają niesamowite skały, które wyglądają jak zastygła lawa. Daleko wgłąb morza można po nich kicać! Głazy są bardzo chropowate i postrzępione, więc bardzo nieprzyjemnie jest na nie upaść albo się uderzyć.

Obrazek

Obrazek

Niektóre miejsca wyglądają wręcz jak rzeźby. Tu np. widzimy tłum ludzi czołgających się w błocie (ostatecznie może to też być kolonia fok ;)

Obrazek

Rozpadliny skalne wypełniają jeziorka o chlupoczącej wodzie, z podwodnymi falami. Inne bajora mają wody spokojne, stojące, pozieleniałe od glonów. Wybrzeże do kąpieli czy klasycznego plażowania jest dosyć średnie, bo można nogi połamać w tych szczelinach, ale do skakania po skałach i od czasu do czasu dostawania w twarz falą z rozbryzgiem - miejsce jest wręcz idealne! :) Tak więc spędzamy większość czasu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Żyją tu kraby, wodne węże i płetwonurki. Zwłaszcza ten ostatni gatunek jest wyjątkowo drapieżny - tak domniemuję, bo często wyłania się z fal z harpunem w dłoni. Chyba jest to modny w okolicy sposób rybołóstwa, że się goni rybę pod wodą wśród tych skał, a gdy zostanie zapędzona w ślepy zaułek - to bach w nią szpikulcem i do koszyka. Na zdjęcia załapały się jedynie kraby. Dwa pozostałe gatunki sprawnie uciekały przed aparatem ;)

Obrazek

Obrazek

W pęknięciach skał szybko osiedlają się kwiaty.

Obrazek

Obrazek

Większość nabrzeżnych skał jest szaro-czarna, acz zdarzają się też rudawe fragmenty.

Obrazek

W niektórych miejscach można namierzyć mieniące się w słońcu minerały. Jakby jakieś kryształy narosły na skałach! Przypomina toto raczej szaty nieciekowe w jaskiniach, a nie morski brzeg!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie tylko łopatka jest dziecinną zabawką plażową! :P

Obrazek

A i kawałek szerszych wód udało się namierzyć. Wprawdzie dla w miarę pełnej kąpieli trzeba się było położyć na brzuchu na piasku, ale nie mozna mieć wszystkiego ;)

Obrazek

Wieczorem stwierdzamy, że wśród tych skał i chlupotu fal brakuje nam do szczęścia tylko jednego - ogniska! Teraz biwak jest idealny! Wygrzana skała, aromat morskiej bryzy, grzechotanie cykad w trawach i ciepły blask płomienia z aromatem zbliżającej się kolacji!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dobre przyzwyczajenia wchodzą w krew! Rano też robimy ognisko!

Obrazek

Idziemy też na spacer po okolicy. W tych rejonach przyjemnie się wędruje zarówno szosą jak i polnymi ścieżkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na tym zdjęciu za cholerę nie pamiętam o co chodziło, ale obie wyszłyśmy straszliwie głupawo ;)

Obrazek

Gdzieniegdzie widać jakieś ruiny. Część z nich przypomina dawne kołchozy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Inne wyglądają jak ośrodki wypoczynkowe.

Obrazek

Obrazek

Tu chyba była całkiem spora przydrożna knajpa.

Obrazek

Jest też kolejny bunkier! To już czwarty, jaki namierzyliśmy na bułgarskim wybrzeżu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnętrza są osiągalne, ale trzeba mieć pewną dozę samozaparcia.

Obrazek

Obrazek

Na brzegu, podobnie jak w Bolacie, rozsypane są zęby smoka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A to długo się zastanawiamy czym było w czasach swojej świetności... Wiata? Nietypowa skocznia? Zjazd dla łódek w czasie przypływu?

Obrazek

Jest też kolejny zdechły delfin, którym miotają fale...

Obrazek

Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem świeżo, więc kabak od razu chce mu pomóc, wnioskując, że za bardzo skakał i trafił na mieliznę. W Muminkach tak było! Tak, tak... Gładkiego udało się ekipie uratować...

Obrazek
kadr z filmu "Muminek i delfin"

Nam się niestety nie udaje... Czasem tak bywa, że nasz świat odbiega nieco od muminkowego... :(


cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: sobota 26 lis 2022, 21:03Tutejszy brzeg porastają niesamowite skały, które wyglądają jak zastygła lawa.
Bo to jest zastygła lawa.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Jednym z celów naszej dzisiejszej wycieczki jest osiedle domków letniskowo - rybaczych. Klimaty odrobinę przypominają węgierskie jezioro Bokod ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... wegry.html ) , nad którym byliśmy półtora tygodnia wcześniej. Tam wizytówką miejsca były kładki czy domki na wyspach - tu dla odmiany prawie domek ma swój własny zjazd dla łódki. Wagoniki, baraczki, wiatki i dziwne konstrukcje, gdzie każdej można się przyglądać pół godziny i analizować z czego i jak została wykonana. Oczywiście takim miejscom często towarzyszą kablowiska ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... supow.html ) - plątaniny bezładnie pomieszanych i powiewających na wietrze drutów.

Tak prezentuje się owa osada z oddali, spod latarni morskiej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tak, gdy wędrowiec zmierza nabrzeżem od strony Tiulenova.

Obrazek

Obrazek

Część chatek (głównie wykonanych na bazie starych przyczep kempingowych) jest nieco oddalona od morza.

Obrazek

Niektóre domki przypominają architekturą zabudowę dawnych ośrodków wypoczynkowych, inne wyglądają jak całkiem nowe baraczki robotników budowlanych. Pobocza porasta "zboże" - roślina, która czepia się ubrań dużo bardziej niż rzepy. Zwłaszcza ulubiła sobie moje skarpetki, zapewniając mi codzienne, długotrwałe zajęcie w postaci skubania.

Obrazek

Ciekawe czy taka antena nadal coś odbiera?

Obrazek

Jak można się domyślać sporo domków jest opatrzonych napisem "ryba". Niestety sprzedają tylko poranny połów w postaci surowej (sprzedaży wędzonych okazów tu niestety nie prowadzą)

Obrazek

Kolejny wagonik rybny, wyglądający nieco jak buda z kamaza. W tle latarnia morska i nieco już zarosłe dźwigi budujące nowe molo.

Obrazek

Niektóre drogowskazy same są ustylizowane na rybokształtno ;) Zwracają też uwagę przydomkowe klomby pełne kolorowych kwiatów!

Obrazek

Fragment jednego domku stanowią duże lustra - ciekawe o jakim pochodzeniu?

Obrazek

Krajobraz z widokiem na ostatni przyczółek molo - ten jeszcze nie połaczony z lądem.

Obrazek

Tutaj dodatkowo mają kilka solidnych, wkopanych cystern. Nie wiem czy trzymają tam bimber czy zapas ropy do łódek na czarną godzinę? Zbiorniki na wodę to raczej nie są...

Obrazek

Apogeum słupowiska. Wygląda na czynną pajęczynę z elektrycznoscią, niepodłączony słup telefoniczny, latarnię, dwa różne wyloty kominków i kratownicę uginającą się od dorodnej winorośli.

Obrazek

Jak tu nie pokochać takich klimatów?? Jak widać pnącza mają podobne gusta jak buba! :)

Obrazek

Z części ścian patrzą na nas różne reklamy i plakaty, które posłużyły raczej nie do ozdoby, ale do uszczelniania baraczków.

Obrazek

Do mojej relacji "krajobraz z rurą" ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... w-tle.html ) można tutaj znaleźć natchnienie i uzupełnienie o kolejne ujęcia.

Obrazek

A ten rejon przypomina klimat wczasów wagonowych (jaka wielka szkoda, że tutejsze domki nie są do wynajęcia...)

Obrazek

Mój ulubiony wagon! Ten by trzeba zarezerwować na nocleg!:)

Obrazek

Na poniższym zdjęciu na pierwszy rzut oka widzimy malowniczy bardak, acz po dłuższym przeanalizowaniu - tu panuje ogromne uporządkowanie! Wszystko ma swoje miejsca. Kije na opał, a obok kijki do innego użytku. Zbiór deszczówki. Narzędzia równo ułożone. Nawet dziecinne rowerki spięte razem i przywiązane do latarni!

Obrazek

Dalej zaczyna się rejon wyraźnie rybacki - liny, pływaki do sieci. I ten zapach! Ryb, wodorostów, fal, starych łódek - trochę smoły, trochę drewna, trochę paliwa. Ten właśnie aromat, dla którego się przyjeżdża nad morze!

Obrazek

Zjazdy widziane z bliska. Obrosłe glonem i innymi przedstawicielami morskich głębin.

Obrazek

Obrazek

Domki stojące na nabrzeżnej skarpie często mają solidne "hangary" piwniczne. Pewnie tam łódki się garażują.

Obrazek

Nad samą wodą stoją altanki i miejsca biesiadne. Co ciekawe - wszystkie z nich nie mają dachów, jest tylko kratownica. Nie wiem czy w razie imprezy w złą pogodę rozciąga się na tym jakieś folie albo plandeki? Czy może dachy były, ale kolektywnie porwała je jakaś wichura? A może to jest przygotowane, aby winorośl się po tym wspinała??

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre domki sprawiają wrażenie rzadziej używanych. Obejścia i sprzęty zarastają wysokim chwastem.

Obrazek

Obrazek

W widocznej na zdjęciu skrzynce ptak miał gniazdko! Akurat były pisklęta, które popiskiwały ze środka a rodzice donosili im robale.

Obrazek

Rozdroże... Takie, gdzie każda z dróg zaprowadzi w ciekawe miejsce! :)

Obrazek

Takim miłym, nadbrzeżnym akcentem żegnamy się z bułgarskim morzem i rozpoczynamy powolny odwrót w kierunku domu. Jeszcze około tygodnia włóczęgi przed nami!


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Na południe od miasta Ruse płynie sobie rzeka Rusenski Łom, która malowniczo się wije wśród skał i wąwozów. Tutajsze okolice słyną ze skalnego osadnictwa i zagospodarowywania grot na ludzkie potrzeby. Są więc skalne cerkwie, twierdze i inne nisze mieszkalne bądź magazynowe. Ogólnie mówiąc - jest gdzie połazić :) My byliśmy w tym rejonie 2 dni, więc odwiedziliśmy tylko te najbardziej znane i najłatwiej dostępne miejsca. Ale jakby się zapuścić głębiej w wąwozy i skały, to przypuszczam, że byłoby jeszcze ciekawiej!

Jednym z lepiej zachowanych skalnych obiektów jest cerkiew koło Ivanova. Ma w środku ścienne malowidła różnych świętych i scenek biblijnych, również wyobrażone na sufitach. Pochodzą one ze średniowiecza, coś chyba XIII wiek.

Najbardziej spodobały mi się dwa obrazki z lwem. Na jednym jakiś święty leczy łapkę lwa, a na drugim na lwie ktoś jeździ. Zazwyczaj się spotykałam z tym, że ludzie z lwami mieli dość odmienne i mniej przyjazne relacje ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mają tu balkonik przyklejony do pionowej skały. Mnisi widać nie cierpieli na lęk wysokości. Zabawne, że jest tylko jeden, a poza tym lita skała.

Obrazek

Obrazek

Natomiast świat widziany z balkonika przedstawia sie tak:

Obrazek

Po cerkwi kręci się przewodnik, który opowiada o ściennych malowidłach, lokalnych świętych i walorach otaczającej nas przyrody. Można sobie wybrać jeden z 6 języków w jakim będzie do ciebie gadał. Prowadzą tu również ankietę dotyczącą turystów odwiedzających to miejsce, którą spisują w zeszycie w tabelce. Zeszyt mają gruby, więc chyba tą ankietę prowadzą już od dawna. Co ich ciekawi? Skąd turysta przyjechał, jeśli obcokrajowiec to tylko kraj, jeśli lokals to miasto. Jaki język oprowadzania wybrał. Co zwiedzał wczoraj i co ma zamiar zwiedzać jutro. Gdzie nocuje. Skąd się dowiedział o skalnych cerkwiach w tych rejonach. Jeśli się weźmie udział w ankiecie to jest 30% zniżki na bilet do zwiedzania, więc raczej wszyscy ochoczo do tego podchodzą. Ze mną mają jakiś problem, bo odpowiedzi "śpimy w krzakach" albo "jutro gdzieś tu połazimy po wąwozach, chyba że nam coś konkretnego polecicie, najlepiej jakieś takie cerkwie jak ta, tylko bardziej dzikie" - jakoś kolesiowi nie pasują do rubryczek. Woła nawet do pomocy jakąś babkę, a potem razem rozważają co napisać, zamaszyście drapiąc się w głowy. Wertują też zeszyt (chyba z ciekawości, żeby sprawdzić czy poprzedni turyści z Polski też takie dziwactwa opowiadali ;))

Wpinamy się też na skały powyżej cerkwi. Zaglądamy do różnych grot, celem sprawdzenia czy co ciekawego tam nie siedzi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ścieżka prowadzi na wypłaszczenie bedące punktem widokowym. Są więc postrzępione skałki zboczy, zarosłe gęstym kożuchem drzew wąwozy i zielone płaskowyże zajmowane przez pola, gdzie od czasu do czasu przemyka jakiś traktor.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W centrum Ivanova robimy zakupy. Rzucają się nam w oczy dwie ciekawostki okolicznej zabudowy. Jedno to komunistyczny pomnik z żołnierzem o pazurkach pomalowanych na złoto.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest też tutaj opuszczona restauracja. Całkiem spory budynek, który nie omieszkam zwiedzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W głównej sali zwracają uwagę kuliste, szklone lampy. Dwa rodzaje. Pewnie odbywały się tu jakieś dyskoteki? Rozważamy też czy dziwne malowidło w tle, ta postać z okiem zamiast głowy, pochodzi z czasów funkcjonowania knajpy czy jest późniejszym muralem zostawionym przez odwiedzających?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Klatka schodowa na piętro. Nie wiem czemu w pierwszej chwili wydawało mi się, że to schody ruchome! Jakieś dziwne złudzenie optyczne ;)

Obrazek

Stare lodówki.

Obrazek

Z takim znaczkiem - nie wiem jaka to firma? Napisu nie znalazłam.

Obrazek

Na drzwiach knajpy wywieszka wspominek za zmarłych. Ale tutaj już nie robi to na nas takiego wrażenia jak w okolicach Virovska. Zwraca jedynie uwagę, że dosyć młodo tu się zwijają z tego świata. I to głównie faceci.

Obrazek

Przy sklepie kręcił się koleś na wózku inwalidzkim. Chyba żebrał o pieniądze albo chciał, żeby mu piwo kupić? Potem, również na wózku, podjechał do kolegów siedzących na murkach koło pomnika i grał z nimi w karty. Potem się o coś kłócili, a ja nadstawiałam uszu i się bardzo wkurzałam, że kompletnie nic nie rozumiem. Ot codzienne życie lokalnych żulików. A potem ten na wózku podjechał pod opuszczoną restaurację, wstał, przypiął wózek do barierki zapięciem rowerowym i wspiął się do okna z taką zręcznością, o jakiej ja mogłabym jedynie pomarzyć... Niestety nie mam zdjęcia zaparkowanego wózka. Złośliwa mucha akurat wleciała mi w obiektyw i całe zdjęcie rozmazane... :( Po krótkim przerywniku znów zapuszczamy się w wąwozy. W Besarbovie jest monastyr skalny, który jest nadal używany przez mnichów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mają tu cerkiew, która wygląda jakby przyrosła do skały. Jak huba do drzewa! :)

Obrazek

Obrazek

Z zewnątrz każdy może oglądać klasztor, jednak żeby móc wejść do środka pomieszczeń czy pochodzić skalnymi balkonikami, trzeba wykupić bilet. Kwitek, który dostajemy ogromnie mi się podoba! Nie jakiś wydruk z terminala, nie jakiś skserowany folderek - pokwitowanie jest ręcznie wypisany przez mnicha! Jakby się człowiek przeniósł w inne czasy!

Obrazek

Teraz można się na spokojnie powłóczyć i z bliska przyjrzeć np. malowanym skalnym okienkom.

Obrazek

Wędrując balkonikami nagle mi staje przed oczami ośrodek wypoczynkowy z Korbielowa, gdzie byłam z rodzicami na wczasach, trzydzieści parę lat temu! Dosłownie ten sam zapach bejcy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miejsce, które zwiedzamy, jest związane z lokalnym świętym. Dymitar Basarbovski żył samotnie w tutejszych skalnych grotach w XVII wieku, zajmując się pasterstwem i modlitwą. Zmarł siedząc sobie nad rzeką i jego ciało przeleżało tam w stanie niezmienionym 30 lat. Odnalazła go niewidoma dziewczyna wiedziona wskazówkami ze swego snu. Znalezisko spowodowało cud - dziewczyna odzyskała wzrok. Zrobiono więc z owego pustelnika relikwie, które początkowo leżały gdzieś w tutejszym kościele. W czasie wojen turecko - rosyjskich jakiś rosyjski generał postanowił zajumać relikwie i zabrać ją do Rosji (pralek i lodówek jeszcze wtedy nie było, więc trzeba było se radzić ;) ) Gdy zwłoki były wiezione przez Rumunię zasłynęły z tego, że ich obecność leczy dżumę. Według legendy uratowały Bukareszt - w ich towarzystwie ludzie przestali umierać z powodu zarazy. Jak można się domyślać Rumuni stwierdzili, że takiego skarbu nie oddadzą i udało im się relikwie zachować. Ponoć do dziś zwłoki pustelnika znajdują się w Bukareszcie. Źródła milczą w jaki sposób Rumuni przekonali ruskiego generała, aby oddał cenny łup ;) Tego nie wiedział ani mnich, z którym gadaliśmy, ani nie znalazłam nigdzie w internecie. Widać po prostu mieli jakiś ogromny dar przekonywania ;)

Jest tu do dziś skalna wnęka, która była zamieszkiwana przez owego Dymitara.

Obrazek

Jest też wykopana przez niego studnia, której woda jest ponoć uzdrawiająca.

Drugą osobą czczoną w tym klasztorze jest inny mnich, już dużo bardziej współczesny i o mniej malowniczej historii. On wsławił się tym, że jakoś w latach 30-stych zamieszkał w opuszczonym skalnym klasztorze i tym samym go reaktywował. Jego grota też jest wyeksponowana i pokazywana turystom.

Łazimy więc po balkonikach i gzymsach, zaglądając we wnęki i pomieszczenia. Wszystkie są dosyć podobne tzn. zawierają ikony w różnych konfiguracjach. Niektóre są skromniej urządzone, inne bardziej na bogato.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwa miejsca wybitnie zwracają naszą uwagę. Pierwsze to niesamowity obraz przedstawiający Trójcę Świętą. W zależności z której strony popatrzeć to widać inną osobę, a obraz jest niby jeden. Wykonanie może jest nieszczególne, ale sam pomysł - rewelacja!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest też płaskorzeźba wkurzonych aniołów. Wybitnie nie są to słodkie amorki, które przynoszą dzieciom prezenty pod choinkę. Nie chciałabym takowego spotkać na swojej drodze, zwłaszcza jakby akurat był nie w humorze...

Obrazek

Jaskółki się tu czują jak w domu! :)

Obrazek

Jakby ktoś miał wewnętrzną potrzebę poczytania sobie kamiennych napisów to jest okazja:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na terenie klasztoru spotykamy kilku obecnie zamieszkujących go mnichów. Jeden sprzedawał bilety i pamiątki. Inny opowiadał historię tego miejsca. Jeszcze inny wpadł na nas przypadkiem i nas poświęcił. Brzozową witką - jak koszyk na Wielkanoc. Fajna sprawa. I to już drugi raz nam się tak trafia! (poprzednio w Ljadowej nad Dniestrem: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... 8-cz9.html ) ) Najwięcej uwagi w modlitwach i polewaniu świętymi olejkami jest poświecone kabaczkowi. Nie wiem czy święcenie dzieci jest zawsze ważniejsze - w sensie, że nam to już niewiele pomoże, a dla młodej jest jeszcze szansa? ;)

Jest tu też cerkiew wolnostojąca - tak się prezentuje z oddali.

Obrazek

W środku wygląda jakby ją wczoraj zbudowali.

Obrazek

Klasztor klasztorem, ale droga wzdłuż malowniczych skał idzie dalej. Może tam też coś jeszcze jest? Tuptamy przewąchać sprawę! :)

Obrazek

Pełno tu wszędzie różnistych nisz skalnych, ale ciężko rozszyfrować czy kiedyś do czegoś słuzyły czy ot po prostu zwykła grota.

Obrazek

Kawałek za monastyrem jest opuszczona knajpa.

Obrazek

Tylko dlaczego oznaczona takim znakiem jak szkoła? Może dzieci lubiały tu wpadać na browara?

Obrazek

Knajpa chyba splajtowała. Drzwi są opieczętowane.

Obrazek

Na terenie knajpy znajdujemy trochę popalonych dokumentów. Ten był w najlepszym stanie.

Obrazek

Zaraz obok jest kolejne "skalne miasto". Tym razem całkiem współczesne. Dwie ogromne jaskinie używane są jako magazyny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: wtorek 29 lis 2022, 09:13Kwitek, który dostajemy ogromnie mi się podoba! Nie jakiś wydruk z terminala, nie jakiś skserowany folderek - pokwitowanie jest ręcznie wypisany przez mnicha!
He, he. Dostałaś taki kwitek bo mnisi sprytnie unikaja podatków. Gdyby sprzedawali bilety to od ich sprzedaży musieli by odprowadzać VAT no i oczywiście taki dochód byłby opodatkowany podatkiem dochodowym. Dlatego się wycwanili i stosują "furtkę podatkową". Otóż darowizny na cele kultu religijnego są wolne od obciążeń podatkowych. Dlatego nie dostałaś biletu z jakiegoś terminala tylko ręcznie wystawione pokwitowanie, że wpłaciłaś 8 lewa za Panichidę - takie nabożeństwo żałobne w obrządku wschodnim. Coś jak katolickie requiem. Nie doczytałem tylko za kogo owa Panichida ma być odprawiona. :)

PS. Panichida to dość pojemne alibi, bo może być odprawiana wielokrotnie i z przeróżnych okazji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Panichida
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Piotrek pisze: wtorek 29 lis 2022, 11:02
buba pisze: wtorek 29 lis 2022, 09:13Kwitek, który dostajemy ogromnie mi się podoba! Nie jakiś wydruk z terminala, nie jakiś skserowany folderek - pokwitowanie jest ręcznie wypisany przez mnicha!
He, he. Dostałaś taki kwitek bo mnisi sprytnie unikaja podatków. Gdyby sprzedawali bilety to od ich sprzedaży musieli by odprowadzać VAT no i oczywiście taki dochód byłby opodatkowany podatkiem dochodowym. Dlatego się wycwanili i stosują "furtkę podatkową". Otóż darowizny na cele kultu religijnego są wolne od obciążeń podatkowych. Dlatego nie dostałaś biletu z jakiegoś terminala tylko ręcznie wystawione pokwitowanie, że wpłaciłaś 8 lewa za Panichidę - takie nabożeństwo żałobne w obrządku wschodnim. Coś jak katolickie requiem. Nie doczytałem tylko za kogo owa Panichida ma być odprawiona. :)

PS. Panichida to dość pojemne alibi, bo może być odprawiana wielokrotnie i z przeróżnych okazji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Panichida
O patrz jacy madrzy ci mnisi! :D Teraz czuję do nich jeszcze wieksza sympatie i jeszcze bardziej doceniam nasz pamiatkowy "bilecik"
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

A my kontynuujemy wycieczkę po terenach nad rzeką Rusenski Łom i jej dopływami. Ciekawe są tutaj te krajobrazy, bo zupełnie inne niż np. w okolicy Madary, gdzie wystającą skałę było widać z daleka. Tu skały "idą w dół", w postaci wąwozów wyrytych w równinie. Łatwo można by je przeoczyć. Jedziesz sobie, plaskato, wszędzie tylko nudne uprawy i nagle łup! wąwóz, skały, zabudowania rozsiane po różnych poziomach i urwiskach.

Tak właśnie witają nas okolice wioski Czerven - niespodziewanie.

Obrazek

Obrazek

Te skały wyglądają jak krzyczące gęby!

Obrazek

Mamy zamiar tu zwiedzić średniowieczną twierdzę, położoną na szczycie wzniesienia, na niewielkim płaskowyżu.

Obrazek

Skałę z trzech stron opływa rzeka Czerny Łom. Na górze zachowało się sporo zabudowań - baszta, resztki kościołów, budynków mieszkalnych i dużo murów otaczających całość. Ciekawie to wygląda na satelitarnych mapach - jakby się komuś podmurówki wysypały!

Obrazek

U podnóża jest parking, knajpa, kasy z biletami, tablice z opisami. Na górę prowadzą schody. Wygląda to poczatkowo nie za dobrze... Acz potem okazuje się, że sprzedający bilety był ostatnią osobą na trasie jaką spotykamy. Później już tylko kamienie i jaszczurki!

Obrazek

Obrazek

Co trzeba przyznać - plac zabaw mają tu zarąbisty! Takich huśtawek - podwójnych jeszcze nigdy nie widziałam!

Obrazek

Tuptamy w górę. Wreszcie jest ciepły, słoneczny dzień, gdzie temperatura zapewne przebiła sie znacznie przez 30 stopni. Jest cudownie! :) Toperz z kabakiem chowają się w każdym cieniu ;) Przed nami majączą jakieś murki, więc zapewne to miejsce, do którego zmierzamy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ze szczytu rozciągają się widoki na zbocza wąwozów, pełne jaskiń i postrzępionych skał. Obłe pagórki kuszą sporą ilością polanek idealnych na namiot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Można się też przyjrzeć pobliskiej miejscowości, gdzie domki o czerwonych dachach są rozwłóczone na różnych poziomach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stąd spokojnie możemy pozaglądać na podwórka, do szop, składzików i szklarni.

Obrazek

Obrazek

Ruiny miasta same w sobie okazują się nie być szczególnie spektakularne. Murki, ścianki, kupy kamieni. Wychodzi na to, że jeśli chodzi o same budynki, to więcej do oglądania jest w poradzieckich bazach czy opuszczonych fabrykach niż w średniowiecznych miastach. Uroku temu miejscu za to dodaje przestrzeń, pustka, płowość łąk, więc sumarycznie nasz odbiór jest bardzo pozytywny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedna z podmurówek jest chyba wyjątkowo cenna, bowiem zbudowano jej nawet daszek - żeby nie mokła. Ułożono też chodniczki z palet.

Obrazek

Mnie ten obiekt zainteresował, zwracając uwagę niecodzienną architekturą. Jednak okazał się być zdecydowanie nie średniowieczny i nadal ochoczo użytkowany ;)

Obrazek

Mają tu też basztę, gdzie można wejść po schodkach, ale tylko do połowy. Ze szczytu schodków można obejrzeć mur.

Obrazek

Obrazek

Basztę upodobały sobie pszczoły, które w rozpadlinie wyraźnie mają gniazdo. Barć typu skalnego? ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy inną drogą - wąską szosą u podnóża skał.

Obrazek

Obrazek

Tempo wycieczki spowalniają dojrzałe morwy.

Obrazek

Na zboczu znajdujemy tajne dojście z twierdzy do rzeki. Chłodny, sztolniowy oddech mocno odcina się w taki upalny dzień jak dzisiaj.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przewijamy się też przez wioskę Tabaczka. Ma tu być jakaś skalna kaplica, ale nie udaje się nam jej znaleźć. W okolicy też wszędzie jest sporo skał.

Obrazek

Obrazek

Znaleźliśmy za to kwietnik z trabanta :) "Są jednak samochody bardziej malownicze niż nasz busio!" - zauważa kabak.

Obrazek

Obrazek

Jedziemy też w okolice wsi Pepelina, gdzie jest jaskinia Orłova Czuka. Jaskinia jest zakratowana i się ją zwiedza wyłącznie z przewodnikiem. Przewodnik pojawia się o pełnych godzinach i oprowadza - o ile się zbierze 15 osób. Nie chce się nam czekać i nie jesteśmy przekonani czy mamy ochotę na wycieczkę w takim stylu. Acz zwiedzanie na własną rekę też by mogło nie być dobrym pomysłem, bo jaskinia jest hmmm... jakby to powiedzieć - dość zawiła ;)

Obrazek

Tak się przedstawia wejście...

Obrazek

...a tak wewnętrzna feeria świateł, którą obserwujemy przez grube kraty.

Obrazek

A wokół wąwozy - takie jak tu wszędzie mają w okolicy.

Obrazek

Obrazek

Dwa tutajsze noclegi spędzamy w tak zwanym "sralniku" - tak nazywamy miejsca, przydrożne zatoczki, gdzie ludzie zatrzymują się głównie dla załatwiania pewnych potrzeb. Tu akurat nie srają a wywalają śmieci. Owymi śmieciami są głównie odpady budowlane, więc szczęśliwie nie cuchnie. Nad nami szumią drzewka orzechowe. Jest pusto. Odwiedzają nas tylko dwa dzikie psy, ale na szczęście nie są bardzo natrętne i szybko pojmują aluzję, że nie pragniemy ich towarzystwa.

Obrazek

Obrazek

Kolacja! :) Teraz, gdy piszę tą relację, to aż mi ślinka cieknie na widok tego zdjęcia. Ech... te duże aromatyczne oliwki, które u nas bardzo trudno dostać. Acz zdaje sobię sprawę, że bez przyprawy w postaci grzechotu cykad i ciepłego czerwcowego wiatru przesyconego zapachem ziół, to wszystko by aż tak nie smakowało!

Obrazek

Bułgarię opuszczamy przez przejście graniczne Ruse/Giurgiu. Po drodze, jeszcze w Bułgarii, wpada nam w oczy tablica przy stacji benzynowej. Jeszcze chyba nigdy nie spotkałam się, żeby sprzedawano metan!

Obrazek


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Początkowo planowaliśmy wracać przez Rumunię taką trasą, aby przejechać sobie trasę transfogaraską. Rezygnujemy jednak z tego pomysłu. Odwiedzani przez nas mechanicy niby zgodnie twierdzili, że z busiem wszystko jest w porządku, acz zaufanie do specjalistów to jedno, a drugie to dźwięki, ktore nam się zdecydowanie nie podobają. I intuicja podpowiada, że dużych przewyższeń i tysiąca zakretów to nam teraz zupełnie nie potrzeba. Skoro więc wizja podróży drogą 7C została wyeliminowana, decydujemy się jechać zwykła siódemką. Droga ma ten plus, że nie przewala się przez wysokie góry tylko biegnie rzeczną doliną - i na tym się jej plusy kończą. Ogólnie jest upiorna - wąska, przeładowana, pełna ryczących tirów, które nie mieszczą się na swoim pasie i co chwilę leżą przewrócone tarasując 3/4 drogi, co wpływa na tworzenie się gigantycznych korków. 5 albo 6 takowych widzieliśmy, a najbardziej spektakularny był ów, z którego wysypały się jajka. Cudna jajecznica na dwa pasy drogi...

Mijamy też po drodze jakieś zatłoczone kurorty, pełne wielkich hoteli i dmuchanych kaczuszek. Związane są chyba z utworzonym na rzece zalewem. Szosą między tirami spacerują więc pielgrzymki kuracjuszy, a do fotografowania się z pomnikami czy fontannami stoją dosłownie kolejki. Co za koszmarne miejsce!

Gdy droga wyłazi w rozległe doliny robi się przyjemniej, ale pojawia się bardziej istotny problem - nasze kółko. Wcześniej zgrzytało od dawna prawe, ale tylko przy skręcaniu. Mechanicy zgadzali się, że to wytarta guma na "drążku" i "kiedyś można wymienić". Teraz wybitnie odzywa się lewe i to w sposób ciągły. Najpierw jest to cichutkie popiskiwanie, jak granie świerszcza w oddali, ale z każdym kilometrem przybiera na sile i zaczyna brzmieć jak stado wściekłych cykad! I to niezależnie czy się jedzie prosto czy skręca, wolno czy szybciej, nie ma już opcji obrotów koła bez tego dźwięku. Mieliśmy dziś plan dotarcia do warownego kościoła Dobarca, ale jechanie w takim stanie raczej przestaje mieć sens. We wsi zwanej Miercurea Sibiului owo lewe koło zaczyna nową orkiestrę. Zgrzyty, skrzypienia i jakby odgłos podrzucania czegoś co odpadło i katula się w środku. Odpuszczamy wszelakie plany, patrząc tylko gdzie można bezpiecznie stanąć, bez opcji tira w dupie. Jedziemy z prędkością chyba poniżej kilometra na godzinę. Wyprzedzają nas polne myszy biegnące poboczem. Zbliża się wieczór. Ech... Nigdy byśmy nie pomyśleli, że ta niewielka miejscowość o trudnej nazwie będzie punktem w Rumunii, który najbardziej zapadnie nam w pamięć. Zupełnie jak mołdawskie Ciniseuti sprzed 10 lat... ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ry_24.html ) Też miejsce zupełnie nieplanowane dla zwiedzania czy postoju, a los zdecydował, że ma swoje ważne miejsce wśród wakacyjnych wspomnień!

Na wylocie z miejscowości jest opuszczona stacja benzynowa. Toż to szczęście w nieszczęściu! Tego nam było trzeba! Jest tu rozległy plac z betonowych płyt i daszek, który niegdyś stał nad dystrybutorami.

Obrazek

Jest tu też zamknięty budyneczek z napisem "cafe" czy "accesori auto". Co ciekawe ten budynek ma na dachu krzyże,, jak kościół.

Obrazek

Podobny krzyż ma też hotelik położony po drugiej stronie szosy.

Obrazek

Początkowo ten hotel też bierzemy za opuszczony, ale wieczorem w dwóch oknach pojawia się światło. Kabak twierdzi też, że w nocy w innych, ciemnych oknach widziała błyski - jakby ktoś chodził z latarką. Oprócz tego do naszego placyku przylega pole szumiącej kukurydzy, pełne pustych, wkopanych zbiorników na paliwo.

Obrazek

Z zarośli sterczy spory maszt. Są też jakieś budyneczki jakby małej, rolniczej fabryczki, ale ciężko wnioskować na temat jej stanu użytkowania.

Obrazek

Kawałek dalej, po drugiej stronie szosy, wznosi się kwiatek czynnej stacji benzynowej Rompetrol.

Biorąc pod uwagę godzinę i ostatnie ciepłe błyski promieni słońca - dziś już nic nie zdziałamy. Mamy dobre miejsce na nocleg, więc szykujemy się do snu. Rano będziemy się martwić co dalej. Łatwo jednak mówić i planować - cała noc męczą nas sny związane z tematem, nieraz tak absurdalne i psychodeliczne, że nawet ciężko by je było opisać.

Poranek wstaje pogodny. Idealny, aby wyruszyć na okoliczne pagórki i szukać starych kościołów. A tu plany inne...

Mieliśmy wykupione ubezpieczenie na kraje, przez które jedziemy. Była tam opcja przyjazdu pomocy drogowej i transportu do zakładu mechanicznego w celu naprawienia usterki. Dzwonimy. Miła pani, z głosem jak z zupełnie innej agencji, wypytuje o wszystkie nasze dane, numery, kwitki i wpisuje je w swój komputer. Wszystko się zgadza. Zatem zgłoszenie zostaje przyjęte i mamy czekać na telefon z informacją co dalej. Mija godzina. Telefon milczy. Dzwonimy zapytać czy może o nas nie zapomnieli. Nie. Wszystko w toku. Czekać. Mija kolejna godzina, póltorej. Cisza. Nikt nie przyjeżdża, a co gorsze nawet nie dzwoni. Bo cenna by była informacja, że przyjadą po nas np. jutro. Byśmy wiedzieli, że dzisiaj możemy iść na spacer. A tak siedzimy przywiązani do miejsca w takim totalnym poczuciu zawieszenia i beznadziei. Ponownie dzwonimy na polski numer kontaktowy i ciągle dostajemy tą samą informację: "Z rumuńskim oddziałem póki co nie ma kontaktu".

Kit z ubezpieczeniem - postanawiamy wziąć sprawe we własne ręce. Toperz znajduje w telefonie, że w tej wiosce jest zakład mechaniczny. 700 metrów stąd. Spróbujemy podjechać i pokazać im zgrzytającego busia. Mechanik jednak nawet nie rzuca okiem jakie auto, co się stało. Twierdzi, że "ma full", nie ma czasu, mamy spadać na drzewo i nie tarasować mu wjazdu na posesję. Innego mechanika ponoć we wsi nie ma... To nie był dobry pomysł, aby tu jechać, aby opuszczać nasz miły i zaciszny placyk! Busio wydaje tak potworne zgrzyty, że mamy poważne obawy czy dojedziemy z powrotem te kilkaset metrów. Nasza cicha, opuszczona stacja benzynowa zdaje się być nieosiągalnym rajem - bez aut w zderzaku, trąbiących i wygrażających nam z okien, że śmiemy się wlec po szosie w takim ślimaczym tempie. Uffffff.... Wróciliśmy pod nasz daszek, do kwiatków wyłażących spośród popękanych płyt. Cieszymy się z tego małego sukcesu jak diabli, bo jakby busio nam stanął na szosie to nie wiem co dalej... No ale nasza sprawa jest wciąż w punkcie wyjścia. Ale przynajmniej już dokładnie wiemy, że zupełnie nie ma takiej opcji, żeby jechać do Sybinu czy Sebes szukać tam mechanika. Bo takie głupie i irracjonalne pomysły gdzieś nam się w głowie też pojawiały.

Czyli co? Nadzieja tylko w naszym ubezpieczeniu? Dzwonimy. Ktoś po tamtej stronie klepnął zgłoszenie mailowo, że przyjęte, ale nie ma żadnej informacji czy mają lawetę i nawet orientacyjnie czy w ogóle planują kiedyś się zainteresować naszą sprawą, czy mają totalnie wyrąbane. Nic. Echo. Siedzimy więc na tej opuszczonej stacji i kwitniemy. Korzenie zapuszczamy. Miła pani z infolinii o czarującym głosie mówi, że ona tam tylko pracuje i co ona może. Jej zadaniem jest wpisywać numerki z ubezpieczenia w rubryczkę i przekazywac dalej. A że owo "dalej" nie działa - to jej bardzo przykro. Dzwoni do nas jakiś inny konsultant i przeprasza, że ponoć taka sytuacja trafiła się im po raz pierwszy, ale wygląda na to, że oddział rumuński pochłonęła czarna dziura...

Mamy sporo czasu aby dokładnie obejrzeć placyk, na którym stoimy, budyneczek stacji i każde z osobna pęknięcie betonu, mimo że jest tu ich całkiem sporo. Kilkakrotnie przetaczamy busia kilka metrów, aby stał w cieniu. Jeszcze brakuje, żeby mu sie coś w silniku zagotowało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sporo rośnie tu miłych kwiatków, np. moja ulubiona cykoria podróżnik. Skubana lubi dokładnie to co ja! Rośnie albo przy drogach albo w spękanym betonie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Budynek stacji jest zamkniety, a w środku leżą dawne dystrybutory.

Obrazek

Gdy tu stoimy mija nas sporo sympatycznych pojazdów. Co ciekawe, kompletnie nie zwracają na nas uwagi. Tak jakby niebieski bus stojący na opuszczonej stacji był codziennym zjawiskiem. Hmmm... zresztą my też już powoli mamy wrażenie, że stoimy tu od zawsze... Że świat poza tym placykiem nie istnieje...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mija chyba ósma albo 9 godzina od przyjecia zgłoszenia o naszej awarii, a busio stoi jak stał, a my nadal nic nie wiemy. W miarę dobrze się czeka, nawet długo, jeśli się wie na co i jest nadzieja, że to coś kiedyś nastąpi. Oczyma wyobraźni widzimy zimowe zawieje i nas na tej stacji. Porosłych wczesniej trawą po pas...

Chyba więc tyle z ubezpieczeń... Kartki z kontaktem nie wyrzucamy - może się kiedyś przyda w toalecie. Musimy coś zacząć działać we własnym zakresie. Piesze wędrówki w poszukiwaniu szczęścia planujemy zacząć od pobliskiej stacji z kwiatkiem. Może tam da radę się z kims dogadać i np. wezwą nam lawetę, która zawiezie nas do Sebes?

Pierwsza napotkana babeczka na stacji jest bardzo miła, ale zupełnie nie dajemy rady się z nią dogadać. Idzie więc po drugą. Do drugiej już dociera, że jest jakieś auto i że jest zepsute. Ona dzwoni chyba do tego mechanika, którego już mieliśmy okazję poznać i wychodzi na to, że dostaje zjebkę przez telefon, że śmiała tej wielkiej osobistości zakłócić poobiednią drzemkę. Debil drze się do telefonu jak opętany, a dziewczyna ma oczy jak spodki i mówi, że lokalny mechanik nie ma miejsc w najbliższym czasie. Jest też trzecia babka, która najlepiej rozumie toperza i mówi, że ona ma kumpla mechanika i on zaraz tu przyjedzie. Czekamy. Po jakis 10 minutach zjawia się mechanik. Początkowo wykazuje zainteresowanie jedynie dziewczyną ze stacji, która go wezwała i po ich wzajemnych odnoszeniach można domniemywać, że się lubią. To dobrze nam wróży. Mechanik postanawia obejrzeć i busia. Krzywi się na dźwięk zgrzytów i... każe jechać za sobą. Busio zgrzyta, ale jedzie. O matko! Jak srzypi! Żebyśmy tylko dojechali! Ten jego zakład jest dokładnie po przeciwnej stronie wsi, a już bardziej rozwlec tej miejscowości to chyba nie mogli! Ajajajaj! Jeszcze kilkaset metrów! Busio kochany! Dojedź grzecznie! A jak kabak przemawia do busia: "Wiem, że cie bardzo boli nóżka, ale musisz jechać, o tu za zakręt. Zaraz dostaniesz pyszny syropek i wszystko będzie dobrze!"

Ufffff... Dojechalim. Po prostu kamień z serca. Mam ochote wysiąść i całować ziemię jak papież. Jak to człowiek przejeżdża tysiące kilometrów i tego nie docenia. A potem takie kilkaset metrów wydaje mu się wiecznością i drogą, której pokonanie jest wiekopomnym sukcesem.

Gdy trochę emocje opadają rozglądamy się. Fajny warsztat! Nie taki klaustrofobiczny jak u tego ch... co byliśmy rano. Ogromne hale...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu jest przestrzeń, spokój, zapach smaru jaki powinien wypełniać takie miejsca. Za zakładem wieś już się kończy.

Obrazek

Tylko pola, linia kolejowa i pagórki z bacówkami w oddali.

Obrazek

I wszędzie wokół horyzont zamykają góry! I w części z tych gór chyba leje...

Obrazek

Obrazek

Jedną z górek widocznych nad zakładem pokrywa gęsta zabudowa jakiejś wioski. Muszą mieć stamtąd ładne widoki!

Obrazek

Obrazek

Niko, nasz mechanik, mówi, że nasz problem to łożysko, które się rozpadło. Tak podejrzewaliśmy. Trzeba zamówić części. Będą na jutro na 9. Jupiiii! Wreszcie jakieś konkrety i wiadomo na czym człowiek stoi.

Niko w ogóle jest mistrzem porozumiewania. Tak jak babka z ośrodka "Panorama" w Bułgarii potrafiła wszystko co ważne przekazać gestami, Niko ze swoją bardzo znikomą znajomością angielskiego potrafi się wznieść na takie wyżyny elokwencji, że szczęki opadają. Jak używając 100 prostych słów omówić wszystkie ważne kwestie :)

Skoro już tu jesteśmy, to toperz postanawia też pokazać mechanikowi drugie koło, które nas niepokoi. To, które od dawna zgrzyta przy zakręcaniu. W tym celu busio wjeżdża na kanał, aby lepiej wszystko obejrzeć. Niko obmacuje te gumy, których już prawie nie ma, wsadza głowe we wszystkie okoliczne szczeliny i diagnozę ma tą samą co mechanik z Szabli - że to akurat nie problem, że spokojnie dojedzie i w domu możemy sobie to na wszelki wypadek wymienić. Toperz zjeżdża więc z kanału, odjeżdża jakieś 3 metry do tyłu i wtedy rozlega się donośnie PIERDUUUT! Wszyscy aż podskoczyli, bo jakby się pół hali zawaliło! Ki diabeł?? Może to Niko zamykał kanał żelaznymi kratami?? Otóż nie... To busio. To prawe koło busia, właśnie to, które chwilę wcześniej było oglądane. Pękło dokładnie to miejsce, gdzie brakowało gumy. Wszystkie bebechy więc osiadły 20 cm i wsparły się drążkiem dopiero na feldze. Pół koła schowało się pod karoserie. Nie wygląda to dobrze. Koło utraciło zdolność obracania się. A busio w połowie stoi w warsztacie a połowę poza. Dokładnie w drzwiach, które trzeba teraz zamknąć, bo nadeszła taka godzina, że mechanicy idą do domu. Niko łapie się za głowę, wybucha spazmatycznym śmiechem i biegnie zamawiać kolejne części na jutro. Biorąc pod uwagę, że przed chwilą potrząsał tym kawałkiem, mając 5 cm na głową całego busia, to chyba musiało mu się zrobić z lekka gorąco... I chyba rzeczywiście ta część musiała nie wyglądać tak źle, jak naprawdę z nią było.

Mechanicy odkręcają busiowi koło i podnoszą go na takim dziwnym podnośniku na rolkach.

Obrazek

Obrazek

Tym sposobem można busia kilka metrów przetoczyć, aby opuścił bramę.

Obrazek

Na tym etapie okazuje się też, że nie ma opcji, żeby w busiu dziś spać. Jakbyśmy się za bardzo wiercili i busio spadł z tego podnośnika to mógłby się solidnie powyginać czy połamać. Dobrze, że mamy namiot. I że jest tu pełno dogodnego miejsca, aby go rozbić. Ostrożnie wyjmujemy bambetle ze środka. Żegnamy się z mechanikami. Do jutra! Zamykają nas na terenie warsztatu. Namiot stawiamy między licznymi eksponatami zakładu, które chyba służą głównie jako baza części zapasowych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czego tu nie ma! Lawety, kombajny, dźwigi, rozmaite osobówki w stanie różnego rozkładu. Do tego daszki, budki, baraczki!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dość wcześnie kładziemy się spać, bo wczoraj się nie wyspaliśmy ze zmartwienia.

A! Późnym wieczorem mamy telefon od naszego wspaniałego ubezpieczyciela. Po 14 godzinach od zgłoszenia. Dodzwonił się do nas oddział (!!!) węgierski!! Miły pan wie, że jesteśmy w Rumunii, ale pyta czy można nam jakoś pomóc. Na tym etapie mówimy mu, że ogarnęliśmy się sami i dziękujemy za troskę.

Skądinąd ciekawe czy osoby wpadnięte pod pociąg albo dźgnięte nożem też czekają kilkanaście godzin na jakąkolwiek pomoc. Ale wszyscy mówią - "Bądź mądry i odpowiedzialny! Kupuj ubezpieczenia!"

Rano wstajemy dosyć wcześnie, bo ktoś pozyskuje drewno w chaszczach nieopodal i stopery nie tłumią wizgu piły. Jemy śniadanie na niecodziennym stoliku - wrośniętej w ziemię lawecie.

Obrazek

Zgodnie z obietnicą o 9 zjawiają się mechanicy i przyjeżdżają części. Akcja w toku:

Obrazek

Koło południa wszystko jest gotowe. Zepsute części dostajemy na pamiątkę. Są więc na zdjęciach poniżej, bo nie do końca chyba potrafię wytłumaczyć dokładnie słowami co to były za kawałki.

To jest rozpadnięte łożysko z naszego lewego kółka. To co od dawna robiło "tutu" jak pociąg, a potem zaczęło ćwierkać jak świerszcz by ostatecznie przejść na melodię zgrzytów i przesypywania się metalowych kawałków jak w grzechotce.

Obrazek

Natomiast to coś z prawego kółka jest tą częścią bardziej skomplikowaną, której do teraz nie potrafię nazwać. To coś skrzypiało przy skręcaniu i było bagatelizowane przez wszystkich. I ostatecznie się urwało z wielkim hukiem - grzecznie bardzo, w drzwiach warsztatu.

Obrazek

Koło południa się żegnamy z naszymi mechanikami. Busio jedzie i jest tak niesamowicie cicho! Słychać tylko silnik! Aż tak dziwnie! ;) Po drodze zawijamy na stację benzynową z kwiatkiem, żeby podziękować jeszcze raz dziewczynom. Niestety ich nie ma. Jest inna zmiana. Z nikim z obsługi nie ma opcji się porozumieć. Ni w ząb. Ot takie dziwne zrządzenie losu. Gdybyśmy dziś tu uderzali - to byśmy kompletnie nic nie załatwili i albo dalej byśmy kwitnęli na placyku, albo nasze losy potoczyłyby się jeszcze zupełnie inaczej. Ot inna nitka równoleglej rzeczywistości, która nie miała okazji zaistnieć...

Skoro juz tu jesteśmy to jedziemy do obronnego koscioła, który planowaliśmy zwiedzić.


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

W 2008 roku byliśmy na wycieczce w Rumunii z rzeszowskim PTTKiem. Wycieczka zorganizowana, więc jak można się domyślać jeździliśmy po miejscach modnych i popularnych turystycznie. Jednym z nich był kościół warowny w Biertan.

Budowla ciekawa bo niby kościół a jak zamek. I siedzi za solidnymi murami. Miejsce obiektywnie ładne, ciekawe, fotogeniczne, ale utrzymane w klimatach pt."tłum i folderki", gdzie ciężko zdjęcie zrobić, żeby nie było tam cudzej ręki i nogi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najbardziej to mi się tam jeden zamek na drzwiach spodobał! Komuś tam mocno w duszy zagrało!

Obrazek

I wtedy, na tej wycieczce, gdy łaziliśmy po owym Biertanie, ktoś wspominał, że w Rumunii można też znaleźć podobne warowne kościoły, ale "dzikie" - nieznane szerszemu gronu i używane tylko przez lokalną ludność. Albo zupełnie opuszczone i zapomniane. Nie pamiętał on nazw miejscowości (albo z jakiś powodów nie chciał nam ich zdradzić). 14 lat później, jadąc do Dobarcy, mocno się zastanawiam czy to ją koleś miał na myśli? Czy może jest takich więcej gdzieś na rumuńskich bezdrożach??

Kościół w Dobarca stoi na obrzeżach wsi i jak przystało na miejsce obronne położone jest z lekka powyżej zabudowań, na zboczach pagórka z ładnym widokiem.

Obrazek

Obrazek

Prowadzi do niego gruntowa droga. Okalają go solidne, miejscami podwójne mury, które okazują się nadal pełnić świetnie funkcję z dawnych lat. Podobnie jak potencjalni średnioweczni najeźdźcy - my również mamy problem, aby je sforsować. Nie wiem czy wtedy też używano tej metody wspomagającej obronność muru, która polegała na wysiewaniu jeżyn i innych kolczastych pnączy??

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bardzo malownicze miejsce na wygląd, ale niestety widać tu ludzką złośliwość i rękę nieprzychylną odwiedzającym. Wszystkie wejścia na teren kościoła są pokratowane, brama zamknięta na kłódkę. Grubsza czy większa osoba nie wejdzie. Toż to jawna dyskryminacja ze względu na objętość! Jest tylko brązowa tabliczka kierunkowa "do zabytku" - znaczy zrób fotkę z daleka i spadaj.

Udaje mi się przecisnąć między kratami, ale tak na ledwo co, na wdechu. Kilka lat temu bym nie przelazła, nie byłoby najmniejszych szans! Jak to chudnięcie ma wpływ nie tylko na zdrowie i urodę - ale na praktyczność i radzenie sobie w zyciu :)

A wewnętrzną część, znajdującą się za murami, wybitnie warto odwiedzić. Wkracza się tu jakby w inny świat, jakby gęstszy - i nie mam tu na myśli wyłącznie bujnej roślinności. Również powietrze jest bardziej stojące, ciepłe i jakby dżunglowate. Na zewnątrz był wiaterek, który powodował brak odczuwania upału. Tu włazi sie jak do pieca i to do takiego przesyconego wilgocią.

Brama. Bardzo zabawne miejsce. W jej cieniu chowają się chyba wszystkie myszy i muchy z okolicy. Na nasz widok myszy uciekają w połochu, no a muchy niestety nie....

Obrazek

Obrazek

No i sam kościół - malowniczo obrosły zielenią i nieco spękany. Kabak twierdzi, że to te pnącza trzymają go w kupie bo inaczej dawno by się rozleciał, a to jednak trochę działa jak sznurek. Kto wie co by się stało jakby odplątać te pnącza? ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We wnętrzach nie zachowało się za wiele do oglądania.

Obrazek

Jedno co ciekawe zostało to ten stary, niemiecki napis. Czemu w rumuńskim kościele napisy w takim niemiejscowym języku? Mnie to zdziwiło jak tam weszłam. Co się okazuje warowne kościoły budowali głównie Sasi siedmiogrodzcy - niemieccy osadnicy na tych ziemiach.

Obrazek

W Miercurea Sibiului, wiosce, która wybitnie nie z architekturą sakralną będzie się nam zawsze kojarzyć - też jest takowy kościół obronny. Stoi przy przestronnym, betonowym rynku.

Obrazek

Kościół jest akurat w remoncie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Udaje mi się wślizgnąć do środka, mimo że robotnicy chyba mnie próbują odwieść od tego pomysłu (no ale ja ich przecież nie rozumiem ;) Zdjęć jednak nie robiłam - rusztowania, worki z cementem i betoniarki wydawały mi się mało atrakcyjne ;)

A ja wciąż się zastanawiam o jakim kościele (kościołach) opowiadał nasz znajomy z PTTKowskiej wycieczki sprzed lat... Jeśli ktoś z czytających tą relację kojarzy jakiś rumuński obronny kościół w formie opuszczonej, a nie będący Dobarcą - będe ogromnie wdzięczna za namiar! :)


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Poniżej różne migawki z powrotnej drogi, niekoniecznie z zachowaną chronologią.

W Giurgiu, miasteczku przy granicy z Bułgarią rzuca się nam w oczy nietypowy blok, z nadbudówką na dachu - jakby zadaszony taras.

Obrazek

Ciekawe czy przynależy to do któregoś mieszkania, czy wszyscy lokatorzy mogą sobie tam bywać?

Obrazek

Gdzieś na trasie kątem oka widzimy, że na skraju boiska stoi wrak samolotu!

Obrazek

Mały okaz, taki chyba rolniczy do opylania pól.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bez problemu można wejśc do środka.

Obrazek

Wnętrza raczej wyprute, zachował się tylko jeden baniak z podziałką objętościową.

Obrazek

W kabinie pilotów.

Obrazek

Obrazek

Jest też trochę napisów - na ścianach...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

... i na tabliczkach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bardzo cieszy, jak się takie miejsce ustrzeli zupełnie przypadkowo! :) Letca Noua się wioska nazywała.

Miły widoczek. Kompletnie nie pamiętam gdzie...

Obrazek

Kawałek dalej była Margina z takową ceglaną, opuszczoną fabryczką.

Obrazek

Obrazek

Na nocleg znów zatrzymujemy się koło miasteczka Pecica nad rzeką Murres. I znów przyjeżdżają Cyganie ze złomem na przyczepach. I znów w niego walą aż odskakuje, a łoskot niesie się po okolicy. Deja vu? Jakby znów był 6 czerwca, a my jechali w stronę Bułgarii. Czy oni codziennie wytargają aż tyle złomu i wieczorem go tutaj porządkują? Czy jest jakiś lokalny zwyczaj pt: "wyprowadź wieczorem swój skład złomu na spacer".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Baby piorą. Kolorowo odziane Cyganięta idą się pluskać. Kolejny zwykły dzień nad rumuńską rzeką.

Obrazek

Obrazek

Rzeka podeschła, można dojść na wyspy. Łazimy po łachach, które poprzednio były głęboko pod wodą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Łąka, na której stoimy, jest najbardziej owadzia z całej naszej wycieczki. Cykady, świerszcze, modliszki, pszczoły, szerszenie, że o setkach gatunków much czy chrząszczy nie wspomnę. Wszystko aż się trzęsie od grania, cykania i kląskania. Najpiękniejsza część roku - koniec czerwca!

Obrazek

Obrazek

Wjazd na Węgry to długa kolejka i taka, że jedne pasy jadą szybko, inne średnio, a my wylosowaliśmy taki co prawie stoi, bo akurat ten pogranicznik ma pierdolca i wszystkim przeszukuje bagażniki. Na szczęscie udaje się uciec na inny pas i granicę przekroczyć przed nadejściem zimy.

Na jednej z węgierskich dróg ma miejsce ciekawe zjawisko. Mija nas 5 radiowozów na sygnale. Potem je widzimy jak blokują wjazd na stację benzynową. Otoczyli jakieś auto na niemieckich numerach, wyciągneli kolesia ze środka i część policjantów z nim rozmawia (on dużo macha rękami) a kilku przeszukuje auto.

Na nocleg stajemy blisko słowackiej granicy, za wsią Lipot. Nad rzeką jest tu fajne biwakowisko. Jak na Węgry, gdzie bardzo ciężko o takie miejsca - to po prostu rewelacja!

Obrazek

Obrazek

W pobliskiej wsi jest akurat festyn i co chwilę przyjeżdża nad rzekę stary pojazd strażacki, wożący na przejażdżkę miejscowe dziaciaki.

Kąpiemy się. Nie wiem czy można to uznać za kapiel w Dunaju? Jest to jakaś jego mała odnoga. Moczymy sie tylko w zatoczce, dalej prąd jest bardzo solidny, na bank by nas porwał.

Obrazek

Toperz stwierdził, że musi uwiecznić mój patent na naprawę piły ;)

Obrazek

Ostatnie ognicho na tym wyjeździe.

Obrazek

A potem to już tylko jedziemy w stronę domu i nic godnego opisania się nam nie przytrafiło.

Jak zwykle udało się zrealizować jakąś 1/3 zamierzonych planów, ale to już chyba tradycja. Może los będzie przychylny i kiedyś znów wrócimy do Bułgarii, by odwiedzić ciepłe źródła, diabelskie klasztory, błotne zatoki i białe, przepaściste góry skryte w obłokach.


KONIEC
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169499
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Sten »

Ten samolocik to AN-2 ... Produkcja radziecka, ale i u nas był robiony na licencji ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Sten pisze: wtorek 13 gru 2022, 19:00 Ten samolocik to AN-2 ... Produkcja radziecka, ale i u nas był robiony na licencji ...
Aaa.. czyli Rumuni importowali go z Polski a nie z Sajuza?
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: wtorek 13 gru 2022, 19:11Aaa.. czyli Rumuni importowali go z Polski a nie z Sajuza?
Raczej nie. Za czasów RWPG w ZSRR wymyślono genialny sposób na zarabianie pieniędzy rękoma DemoLudów. Nazywało się to "reeksport". Na przykładzie AN-2 to się odbywało tak: Mielec produkował na licencji radzieckiej samolociki, które następnie dostarczał do ZSRR, skąd na zasadzie owego reeksportu nabywali go Polscy nabywcy, także centrale handlu zagranicznego, które realizowały kontrakty na wyroby polskich fabryk. Jest więc wysoce prawdopodobne, że ów samolocik zbudowano w Mielcu i wysłano do ZSRR, skąd pojechał znów do Polski aby trafić do rumuńskiego nabywcy.
Dane tego egzemplarza z twojego zdjęcia to:
Registration: YR-AOE
Construction Number: 1G155-03
Model Antonov An-2R
Operator: SC Zibet Exim
Airport: Craiova - Balta Verde (LRCW), Romania
A tak wyglądał w sierpniu 2010 roku:
antek.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: buba »

Na koniec jeszcze dwie zbiorcze relacje:

- W krainie pomników z dawnych lat. Wśród robotników, żołnierzy i grubo ciosanych brył betonu. Tym razem okazy z trasy naszego wakacyjnego wyjazdu (Węgry, Rumunia, Bułgaria).
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... znych.html

- Bułgarskie bunkry plażowe. Póki co namierzyliśmy ich 4 sztuki. Nie wiem kto, kiedy i po co je budował. Wiem jedynie, że fajnie urozmaicają krajobraz jak już się komuś znudzi patrzeć wyłącznie na piasek i morskie fale.
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... owych.html
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104860
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: W pogoni za cykadami (2022)

Post autor: Piotrek »

Na koniec garść "przytyków-prztyczków":
buba pisze: środa 04 sty 2023, 09:18- W krainie pomników z dawnych lat.
[...]
Belogradczik. Mają tu pomnik, który wącha swoją rękę.
Raczej pachę. Jakiś zbok...
buba pisze: środa 04 sty 2023, 09:18Wielki koleś na wzgórzu jest na tyle dynamicznie wykonany
Moim zdaniem to ona a nie on. W każdym razie ma piersi...
buba pisze: środa 04 sty 2023, 09:18Jest nadzieja - poprzednia kobitka odzyskała swoje niemowlę.
A ja myślę, że ona jest ta następna w kolejce... :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

ODPOWIEDZ