Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Pociąg do Zakopanego jest pełen, ale o dziwo nie turystów jadących w góry. Jadą jagodziarze z mijanych wiosek, wśród których nie ma zgodności, gdzie ostatecznie wysiądą. Dylematy powodują jakieś nowe informacje znalezione na tematycznych internetowych grupach, co do wysypu jagód na górskich łąkach innego niż początkowo planowanego rejonu. Jadą kuracjuszki oddawać się sanatoryjnemu życiu w Rabce. Ich rozmowy pełne są planów i wspomnień z poprzednich turnusów. Obie mają problemy z biodrami, acz w opowieściach przewija się więcej romansów niż zabiegów kojących stawy. Jedzie trójka dzieci w wieku szkolnym, wsadzonych w pociąg i wysłanych do babci na wakacje gdzieś pod Andrychowem. Dzieci sprawiają wrażenie jakby pierwszy raz w życiu jechały pociągiem. Wszystko ich dziwi - i kibel, i otwierane okno, a nawet kosz na śmieci, którym się tak zapamiętale bawią, że aż odpada. Jadą też dwie niunie na podbój zakopiańskich knajp. Miały jechać wczoraj autem, no ale nie odpaliło… Wakacje, sobota, pociąg w kierunku gór, a wygląda na to, że my jedyni wtaszczamy do wagonu ogromne plecaki. Być może o nieturystycznym składzie decyduje fakt, że pociąg omija zarówno główne miasta Górnego Śląska jak i Kraków? Dla nas to idealne rozwiązanie - im dalej od dużych miast tym lepiej!

Wysiadamy w Makowie Podhalańskim.

Obrazek

Wycieczkę rozpoczynamy od wizyty w knajpie nieopodal dworca. Nie szukaliśmy jej - ona znalazła nas. Nie można więc sprzeciwiać się przeznaczeniu! ;)

Obrazek

Zaraz po wejściu upatruję sobie jedno piwo - Tenczynek się nazywa. Nigdy takiego nie piłam.

Obrazek

Barmanka jednak stwierdza, że ono nie jest na sprzedaż. Jakiś klient je kiedyś zostawił i tak stoi na półce, mimo że raczej nie ma już szans, że właściciel po nie wróci. Kobita widząc moją smutną minę, z którą spoglądam na Żywca w lodówce, postanawia mi ów Tenczynek sprezentować. “Sprzedać nam go nie wolno, bo nie mamy go na stanie. A skoro go nie ma na stanie, to może i lepiej, żeby go i na półce nie było?”. Tak oto miło zaczynamy naszą wycieczkę - od podarku.
W knajpie stoi też rower z przywieszoną kartką “sprzedam, 450 zł”. Może też jakiś klient zostawił?? ;)

Przemieszczamy się pnącymi się w górę uliczkami, zostawiając w dolinach miasteczko z jego ruchliwą szosą i pustymi chodnikami.

Obrazek

Gdy przyklejona do zboczy zabudowa zaczyna się przerzedzać, mijamy chłopaka zbierającego nasiona pokrzyw. Wywiązuje się miła pogawędka i nasz nowy znajomy zaprasza nas na herbatę. Tu poznajemy jego dziewczynę, która zajmuje się zielarstwem. Herbatka więc nie jest jakimś naparem ze sklepowej torebki, a cudowną mieszaniną darów okolicznych lasów w połączeniu z powiewem egzotyki sprowadzonej z dalekich krain. Opijamy się jak bąki, mając świadomość, że takich pyszności to długo pić nie będziemy. Sandra i Kamil mieszkają tu od ponad roku. Lubią klimaty Rainbow, a i w Wolimierzu bywali. Odkrywamy więc, że mamy sporo wspólnych znajomych. Siedzimy chyba z godzinę gawędząc miło o miejscach znanych i tych, które byśmy chcieli odwiedzić w przyszłości. O chatkach, festiwalach i zlotach zrzeszających ludzi, niekoniecznie zawsze płynących z prądem narzucanych mód.

Obrazek

Posiedzielibyśmy dłużej, ale wykazując tendencję do zarywania dnia już na samym starcie - to raczej nie dotrzemy za tydzień na nasz zaplanowany pociąg ;) Żegnamy się więc miło i zagłębiamy się w ciemny leśny tunel znakowany żółtym szlakiem. Ścieżka jest bardzo błotnista, wszędzie są wręcz jeziora, które omijamy lasem, często musimy mocno zboczyć z drogi, aby nie ugrzęznąć w bagnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skąd tu u licha tyle wody? W ładną słoneczną pogodę? Jeszcze nie wiemy, że ten dzień będzie jedynym bez deszczu. Tzn. bez deszczu dla nas, bo tym górom to dziś pół dnia pompowało…

Mijamy pagórki opisane na mojej mapie Stańkowa, Ostrysz…

Widoków na trasie mało. Wędrówkę urozmaicają jedynie kolorowo ukwiecone kapliczki. Ich to jest tutaj od groma! To się powinno nazywać "Beskid Kapliczkowy"! W innych rejonach Polski to leśna czy polna kapliczka zdarza się czasem, a tu stadami! Prawie na każdym drzewie wisi! Nie wiem czy to taka moda czy lud tu taki pobożny?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy też ukryty w gęstych krzakach baraczek z pytajnikiem na drzwiach. Wyzamykane, więc to chyba czyjaś dacza?

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy się na widokowej polance przed Koskową Górą. Słońce wisi już nisko, a mapa twierdzi, że tam na grzbiety podejdą jezdne drogi i gęsta zabudowa. Na polance możemy się schować tak, że nas nie widać ze szlaku, a jednocześnie spożyć kolację z widokiem na góry. Jest to gdzieś chyba w rejonie wzniesienia Przysłopski Wierch (Zarębki).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogniska dziś nie palimy. Boimy się, że dym lub światło zdradzi naszą lokalizację.

Bardzo niedaleko stąd, kawałek w dół poniżej łąki, są chyba jakieś zabudowania. Słychać wyraźnie niosącą się muzykę i odgłosy imprezy. Sądząc po repertuarze - ktoś ma chyba urodziny.

Wieczorem próbuje mnie upolować sowa, gdy siedzą sobie wśród traw. Chyba myślała, że jestem czymś mniejszym. Dobrze, że toperz mnie zawołał, ja wstałam, a sowa szybko smyrgnęła do góry widząc, że upatrzony obiekt ma trochę nie takie rozmiary. Zjeść by mnie nie zjadła, ani nie uniosła w dal w szponach, ale mogłaby podrapać albo udziobać, a zwłaszcza pierwszego dnia to takich przygód nam nie trzeba.

Długo patrzymy w gwiazdy. Niebo ostatnio jest strasznie zaśmiecone. Co rusz któraś niby-gwiazda lata, mruga na czerwono lub niebiesko. Najbardziej nas zadziwiła taka jedna o nietypowej trajektorii i z “nóżką” do dołu, wyglądająca nieco jak grzybek. Momentami to wygląda jakby satelity grały w berka!

Nocą szczekają sarny i słychać kilka strzałów. Sarny są zaraz koło namiotu, a strzały na szczęście dosyć daleko.

Ranek jest szary. Składamy namiot, zaczynamy jeść śniadanie - i tu zaczyna lać… Połykamy więc na szybko rozmoczone kanapki (ze względu na konsystencję przynajmniej nie utkną nam w gardle) i szykujemy się do drogi. Bo schronić to tu się nie ma za bardzo gdzie…

Obrazek

Zazwyczaj najgorsze na wycieczkach górskich w czasie niepogody jest to, że g... widać. Leziesz na tą góre, namachasz się, nasapiesz i zobaczysz trochę białej mgły. Na tym wyjeździe jest na szczęście inaczej - leje, mglisto, ale zawsze cosik widać na horyzontach!

Obrazek

Krajobraz z wierzbówką.

Obrazek

Krajobraz z kablem.

Obrazek



Mijana zabudowa i uprawy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne snopki! Trochę przypominają takie z dawnych lat, ale jednak jakby trochę inne?

Obrazek

Na Koskową prowadzą utwardzane różnymi sposobami drogi. Mijamy kapliczkę.

Obrazek

To pierwsze zadaszone schronienie na naszej trasie. Miło chwilę posiedzieć bez deszczu bębniącego w kaptur. Przyjemnie pachnie kwiatami, kadzidełkiem, świecami. Widać, że lokalsi bardzo o to miejsce dbają.

Obrazek

W środku bardzo z siebie zadowolony papież i twórczość ludowa.

Obrazek

Dalej jest szczyt o czterech masztach. W cieniu masztów jest też miejsce na ognisko. Nie zrobiłam zdjecia. Pewnie akurat nie chciało mi się aparatu z worka ciągnąć.

Faktycznie wysoko tu podchodzą zabudowania, ale takie fajne, takie wiejskie. Zboże tu hodują, ziemniaki, a i kura zagdacze czasami.

Obrazek

A tu styl zakopiański z pewną domieszką cygańskiego pałacu? ;)

Obrazek

Schodzimy w stronę przysiółka pod Parszywką. Chmury się trochę przewiewają więc i Tatery widać coraz dokładniej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W przysiółku kolejna kaplica i kilka domów.

Obrazek

Na skraju drogi stoi kilku młodych motocyklistów przełajowych, rozprawiających co by tu ze sobą zrobić i jak zabić nudę. Póki co zajmują się gazowaniem stacjonarnym, tak żeby było głośno, paliło się sprzęgło, a błoto bryzgało na boki. Przypomina mi się cytat ze Stasiuka: “Mają samochody, ale nie mają dokąd nimi pojechać…”

Dalej wchodzimy w las, droga ostro opada w dół. Szeleszczą mokre liście, od czasu do czasu otrząsane wiatrem spuszczają na nas solidny wodospad zgromadzonego deszczu. I nie wiedzieć czemu cały las tutaj wali rozpuszczalnikiem!

Są krótkie przerwy, gdy ulewa przechodzi w mżawkę, ale o wygrzewaniu się na suchej trawie to raczej szansy nie ma ;) Odpuszczamy więc sobie początkowo planowaną trasę przez Balinkę i Jaworzyński Wierch. Schodzimy w dolinę wsi Więciórka, drogą wiodącą wzdłuż słupów wysokiego napięcia.

Obrazek

Mijamy kolejną sympatyczną kapliczkę.

Obrazek

Obrazek

Ta jest dodatkowo zasiedlona przez ogromne stado aniołków! Szkoda, że o tym nie wiedziałam, bo bym przyniosła jakiegoś aniołka od siebie. Bardzo lubię takie zwyczaje, gdy w jakimś miejscu coś się od siebie zostawia :)

Obrazek

Tuptamy więc przez Więciórkę. Czasem się trafi drewniany dom, czasem stara tabliczka.

Obrazek

Obrazek

W rejonie występują też ciekawe, otoczakowe fasady. To pewnie z racji bliskości potoków, gdzie można było łatwo pozyskać budulec.

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy też kilka tartaków.

Obrazek

Obrazek

A woda wybrała swoją drogę… Olewając kanał, który jej ludzie zbudowali. Czerwona kosteczka bardziej jej przypadła do gustu ;)

Obrazek

Obrazek

W centrum Tokarni nie znajdujemy ani otwartego sklepu ani knajpy. Toperz zostaje z plecakami pod okapem jakiegoś nieczynnego jakby targu. Ja ruszam na poszukiwania. Głównie potrzebujemy pozyskać wodę. Uderzam więc na OSP. Co jak co, ale wodę to tutaj chyba powinni mieć? Dostaję nawet taką butelkowaną, ze sklepu. Mój widok (zmokła kura?) jakoś rozczulił strażaków, dopytywali się też czy nie potrzebujemy jedzenia albo suchych ubrań ;)

Obiad gotujemy w wiacie przystankowej. No bo ciągle leje… Widać jednak jakieś przebłyski na horyzoncie, które być może zwiastują koniec chmury?

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Piotrek »

Zaciekawiły mnie te figury w kapliczkach przedstawiające zakonnika w klasycznej pozycji "misjonarskiej", tyle że bez partnerki. Któż to taki? Próba odszukania po napisie "Jan Kosek prosi o westchnienie" prowadzi gdzieś na manowce...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

"Jan Kosek prosi o westchnienie" prowadzi gdzieś na manowce...
Z innych napisow w kapliczce sugerowało, ze ten Jan Kosek to chyba jej fundator?
Awatar użytkownika
Argon
nadleśniczy
nadleśniczy
Posty: 4576
Rejestracja: czwartek 13 sty 2011, 17:44
Lokalizacja: Pomorze

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Argon »

"Jan Kosek prosi o weschtnienie" :wink:
... czasami mam wrażenie, że przeciętny Polak uważa, że jak jego sąsiad złamie nogę, to jemu się będzie lepiej chodzić. Kayah
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Piotrek »

Nie znęcaj się nad wiernym tylko dlatego, że analfabeta... :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Napełniwszy brzuszki pulpą i zieloną herbatą, suniemy sobie ochoczo przez Tokarnię. Zwłaszcza, że błysnęło słońce! SŁOŃCE! To trzeba uwiecznić na zdjęciu, bo kto wie, czy trafi się jeszcze kiedyś na trasie?

Obrazek

Przy bocznych uliczkach zachowało się jeszcze trochę drewnianych domków, starych schodków, pryzm opału czy fajnych bram.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Domy się kończą, asfalty też.. Szlak wspina się szeroką, kamienistą drogą na zbocza Urbaniej Góry. I tak duża w rejonie ilość kapliczek - zaczyna się jeszcze zagęszczać. Nie no, bez jaj! Tu już jedna stoi na drugiej! Drugie Kapliczkowo jak to spod Bełchatowa - tylko na stromym zboczu?

Obrazek

Jak się potem dowiadujemy, to niecodzienne miejsce zwie się Kalwaria Tokarska. Pierwsza z kapliczek - drewniana Matka Boska, została tu postawiona prawie 40 lat temu. Z czasem kapliczek przybywało i obecnie jest ich około dwudziestu. Autorem rzeźb jest Józef Wrona, miejscowy artysta. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był ówczesny proboszcz z Tokarni. Obaj to w ogóle bardzo kreatywni goście - ponoć przywrócili też w Tokarni starą, zapomnianą tradycję, aby w Niedzielę Palmową wozić rzeźbę Chrystusa na osiołku wokół kościoła :)

Część drewnianych rzeźb spróchniało lub zgniło przez lata i zostało wymienione na kamienne. Fajne jest, że tutaj każda kapliczka jest inna, a ich kształty są bardzo pomysłowe!

Patron drwali przyucza do zawodu młode pokolenie :P

Obrazek

Są kapliczki ze źródełkiem.

Obrazek

I pokryte pnączami groty z mini fontanną.

Obrazek

Pierwsza jaką widzimy kapliczka kładkowa! Anioł - strażnik mostu. Pilnuje skubany, nie chce mnie przepuścić. Trudno, zawracam ;) A tak serio - to chyba ma symbolizować Anioła Stróża, który przeprowadza dziecko nad potokiem, żeby nie zrolowało do wody.

Obrazek

Obrazek

Ze sklonowanym kardynałem.

Obrazek

W klimacie słupowo - kolumnowym.

Obrazek

Obrazek

Urokliwe kapliczki na powykręcanych, korzeniastych sosnach.

Obrazek

Obrazek

“Pojemnik” na figurkę wygląda jakby kiedyś był metalową miską!

Obrazek

Ten okaz wygląda jak piramida do mojej kolekcji ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... amidy.html ) , a jest kopcem ku czci polskich chłopów.

Obrazek

Nawet kosa jest na posterunku!

Obrazek

W jedno ze zboczy jest wkomponowana solidna groto - piwniczka.

Obrazek

Wnętrza urządzone są kolorowo i z lekka chaotycznie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne kafle! Kiedyś podobne widzieliśmy na piecu w jednym z przedwojennych, dolnośląskich domów.

Obrazek

Mają tu nawet wpisownik! :)

Obrazek

Rumiany Chrystusik z pewnym zdegustowaniem spogląda na świat...

Obrazek

Jest też ponoć okrągłe jeziorko z łodzią na środku - ale tą rzeźbę jakoś przeoczyliśmy.. Albo trzeba było skręcić gdzieś w bok?

Widoczek w stronę Tokarni.

Obrazek

Mijamy też napis: “Cała Kalwaria jest jak ludzkie życie - wędrowaniem. Zachwyt nad pięknem łąk i kwiatów, radość z ciszy i kojącego szumu lasu miesza się z bólem zmęczonych nóg, zadyszką i gęstymi kroplami potu płynącego z czoła”.

Droga powyżej Kalwarii pnie się początkowo miłymi łąkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A potem czeka nas mozolne podejście na Golec. Błoto, kamienie, stromizny, zero widoków. Lekko rozpłynięta kartka z segregatora przywalona na szczycie na drzewie. Mokry las, no i to samo w dół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dopiero nad kolejną wsią otwierają się widokowe łąki.

Obrazek

Obrazek

Zaczyna znów lać. Mijamy grupkę wesołych grzybiarzy. To niesamowite jak kipi z nich radość, optymizm i zachwyt nad otaczającym światem. Kosze pełne, twarze rumiane. To nic, że leje, to nic, że na dole może zostały jakieś troski. Ten mały wycinek przestrzeni, który ze sobą niosą, wypełniony jest szczęściem i dobrą energią. Fajnie jest takich ludzi spotykać. Gawędzimy dosyć długo, nie zważając na potoki wody szumiące w mgle okolicznych lasów.

Oprócz owych grzybiarzy, innych turystów spotkaliśmy dziś jeszcze 4 sztuki. Dwóch starszych panów z parasolami odzianych w wełniane czapki i dobrane kolorystycznie podkolanówki. Panią w chlupoczących sandałach zbierającą kamienie do kwiecistej chusty. I młodą dziewczynę z głośnomówiącym smartfonem, ktoremu tłumaczyła czemu nie lubi Tatr i już nigdy tam nie pojedzie. "Bo Tatry nie są prawdziwe." Co innego strumienie deszczu na zboczach Zembalowej! Im na bank nikt nie zarzuci odarcia z realizmu! :P

Gdy zaczynamy znów namakać od stóp do głów - pojawia się ONA. Wiata idealna! Z podestem do spania, stolikiem, ławeczkami, bocznymi ściankami chroniącymi przed wiatrem, zadaszonym miejscem na ognisko. Jest przykładem chyba najbardziej ekonomicznego wykorzystania budulca, aby stworzyć miejsce, które jest funkcjonalne a nie tylko fikuśne.

Obrazek

Obrazek

Szybko zasiedlamy sympatyczne i co najważniejsze suche wnętrza. Rozwieszamy łachy ociekające i te lekko zawilgocone, ale już zaczynające nieco zapodawać aromatem stęchlizny.

Obrazek

Trzeba je uwędzić przy ogniu! Jeden dym skutecznie zabija zapach starej piwnicy! ;) No jeszcze prażące słońce i wiatr, ale zwłaszcza na to pierwsze - to się póki co nie zanosi ;)

Wiatę dzielimy z dwoma solidnymi ptaszorami.

Obrazek

Obrazek

Zaraz mi się przypomina ta sowa, co mnie chciała wczoraj upolować… Kurcze, jak dobrze, że sobie jednak odpuściła!

Nasz hotel może się też poszczycić cudnymi widokami z okien!!

Obrazek

Wirujące mgły nad (i pod) górami. Widać, że to Wyspowy. Każda góra z osobna. Patrze na nie i już na sam widok mam zadyszkę ;)

Obrazek

Niektórzy robią panoramki gór, inni wiat :P

Obrazek

(ta złośliwa reklamówka nie po raz ostatni zepsuje nam zdjęcie! ona chyba ma zdolność wypełzania z plecaka, spod stołu i wskakiwania w kadr, wtedy gdy nikt się tego nie spodziewa! No więc ileś razy mamy bohatera drugiego planu - choć tutaj to chyba nawet pierwszego.

Gotujemy kaszę, wypijamy ostatnie wino z dzikiego bzu, sprytnie jeszcze w domu przelane do plastiku, a potem czeka nas uczta grzankowa. Zjadamy prawie całe nasze zapasy chleba i sera, więc pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej wsi będzie jakiś sklep. Inaczej na lokalnym OSP trzeba będzie jednak się zgodzić na zapomogę w postaci paczki żywnościowej ;)

Obrazek

Ognisko udaje się rozpalić głównie dzięki jakimś dobrym duszom, które pod wiatą zgromadziły trochę chrustu. W chwilowych przerwach w w opadach ściagamy z lasu kolejne jego porcje - niech schnie dla następnych. A poza tym do solidnie rozpalonego ognia - już i nawet wilgotne można dokładać. Najwyżej ogień się z lekka buntuje i robi psssssss….

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widoczki zaciągają się coraz bardziej.

Obrazek

Obrazek

Z prawej strony sunie niesamowita chmura! Taka jak szara ściana. Postępuje powoli acz konsekwentnie - jakby ktoś zaciągał kurtynę. A kończy się nie w sposób rozmyty czy zamglony, ale jak ucięcie noża.

Obrazek

Obrazek

A taki widok się rozpościera przed oczami, gdy wracasz z wieczornego kibelka! :)

Obrazek

Nasze apartamenty! :)

Obrazek

Ogólnie nie lubię jak na wycieczce za bardzo polewa, ale jest jednak jakiś niezaprzeczalny urok, gdy śpi się w wiacie czy chatce, a deszcz bębni w dach… A ty w cieplutkim śpiworku, z pełnym brzuszkiem i sobie usypiasz wśród zapachu mokrych łąk i dymu, słuchając jednostajnego szumu wody i wiatru… I jeszcze masz tą błogą świadomość, że rano nie musisz suszyć namiotu! :)

Rano akurat nie pada. Przynajmniej przez chwilę ;) Schodzimy w stronę wsi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzut oka za siebie.

Obrazek

O! deszcz sobie przypomniał o Beskidzie Wyspowym! Chowamy się więc pod drzewem. Nie jesteśmy pierwsi. Już wcześniej przyczaiła się tu kapliczka!

Obrazek

Obrazek

W Lubieniu (Lubniu?) i traktory się chowają przed ulewą...

Obrazek

Krasnale siedzą na nocnikach…

Obrazek

A ten kamienny wodospad cholernie mi przypomina pewne miejsce z dawnych lat… Pewnie mają tu sporo takich?

Obrazek

O takie miejsce! Acz tamto było chyba gdzieś koło Piwnicznej? Rok jak się nie myle 1993.

Obrazek

Nie wiem co zobaczyła św. Anna i jej podopieczna. Ale zżera mnie ciekawość! ;)

Obrazek

Sklep na szczęście jest, więc głodować nie będziemy. Ale wpływa to bardzo niekorzystnie na masę naszych plecaków! A już się tak dobrze szło... ;)

Ech te dzikie szlaki polskich gór...

Obrazek

Acz trzeba przyznać, że architektura drewniana w rejonie ma się dobrze i dbają, aby nawet nowe budowle były utrzymane w stylu :P

Obrazek


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Przekraczamy Rabę. Widać, że ciągle polewa - rzeka taka nieco wezbrana i mętna…

Obrazek

Widoczki z przysiółków wpełzających na zbocza. Tego mapa zwie Jasiurówka czy jakoś tak?

Obrazek

Wspinamy się żółtym szlakiem. Gdzieś między Kozielcem a Kamionką leży w wąwozie zwalona chałupa. Jak ona tam zleciała? Nie możemy sobie tego wyobrazić. Czy stała na samym brzegu przepaści i ziemia się osunęła? Czy jakieś dziwne wiatry ją tak zdmuchnęły?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu też nie wiem co się stało, ale pachnie jakimś dramatycznym wydarzeniem! Ktoś uzbierał koszyk grzybów i je tu wysypał? Albo je zgubił? Odkrył, że są robaczywe? Wyniknęła kłótnia rodzinna? Obecnie mamy już tylko tajemniczo milczącą śluzowatą pulpę…

Obrazek

Kawałek dalej mamy wyrytego na drzewie jelenia. Chyba już dosyć długo stąd spogląda na świat.

Obrazek

Potem mijamy kilka widokowych polan, gdzie szpiczaste szczyty miło się komponują wśród płowych traw.

Obrazek

Obrazek

Przerwa na wąchanie macierzanki! :)

Obrazek

Kapliczki też tu występują, ale już nie w takiej przytłaczającej ilości jak w poprzednie dni.

Obrazek

Obrazek

W okolicy górki Patryja znowu zaczyna lać. W sam czas - właśnie wysechł płaszczyk i rozważałam czy go nie schować do wnętrza plecaka, no bo taki przytroczony to się może łatwiej podrzeć czy zgubić. Jak widać nie można do siebie w ogóle dopuszczać takich myśli! Bo od razu kubeł zimnej wody na głowe - i to dosłownie ;)

Obrazek

No i gdzieś w tych rejonach przestaje nam się teren zgadzać z mapą. Najpierw rozglądamy się za okopami, które mam znaczone zaraz przy drodze. Nic ewidentnego w oczy nie włazi, widać mało spektakularne okazy. Potem mapa mówi o przełęczy, widoczku z niej, bunkrze i kilku zabudowaniach przysiółka Weszkówka. Ni ma! Idziemy, idziemy, ciśniemy pod górę i takie mamy wrażenie, że to wszystko już powinno być. Albo tak wolno idziemy? Fakt że się przebieramy parę razy po drodze albo wcinamy batoniki, ale bez jaj! No i nagle wychodzimy jakby na grzbiet górki i spotykamy tam czerwony szlak. Już? Tak szybko? To jednak szliśmy nie za wolno, ale dziwnie szybko! Zabudowania żeśmy widać przegapili. Albo szlak puścili inaczej niż twierdzi moja mapa i je omija?

Lubomir oferuje mały kawałek widoczka, otwierający się w w stronę już coraz bardziej plaskatych okolic.

Obrazek

Stoi tu też obserwatorium schowane za zasiekami.

Obrazek

Jest to jakieś bardzo popularne i lubiane przez turystów miejsce - sporo luda wali od strony Węglówki. Wszyscy wbiegają tu, robią sobie szybkie selfi z tabliczką i zbiegają z powrotem w podskokach, tak jakby za minutę pobytu na szczycie kasowali przynajmniej stówę... Jednego kolesia widzimy nawet dwa razy. Bo raz wbiegł tak jak wszyscy, a chwilę później wrócił, bo gdzieś zgubił pokrowiec na telefon. Jego zdziwienie na nasz widok jest na tyle duże (chyba że wciąż tu jesteśmy), że podchodzi i pyta, jakby nieco z wyrzutem: “Czy państwo tu na kogoś czekają? Co tu tak siedzicie?” Powiedziałam mu, że czekamy na niedźwiedzia, bo ponoć pojawia się we wtorki równo o 17, ale chyba nie trafiło to w jego klimaty, bo szybko się oddalił ;)

Jest też taki zamkniety domeczek, zawierający jakieś sprzęty związane z obserwatorium. Ale w razie potrzeby daszek jest i za przewiewną wiatę mógłby robić…

Obrazek

Na zejściu, już praktycznie na obrzeżach Węglówki, spotykamy babeczkę, która przyjechała po pracy uraczyć oczy widoczkami i niezmiernie się cieszy, że akurat w dobrym momencie jej błysło słoneczko. I jest tak szczęśliwa, że postanowiła się tą swoją radością podzielić z tym, kto był najbliżej. I akurat szczęśliwie padło na nas :) Obserwujemy więc widoczek w miłym towarzystwie, gawędząc sobie o spontanicznych wypadach, sensowności (lub jej braku) ciągłego sprawdzania prognoz czy dylematów w stylu “nie jadę na wycieczkę bo nie mam z kim”.

Obrazek

Powiew zimy przy jakimś z mijanych gospodarstw.

Obrazek

A potem odwiedzamy znajomego. Sympatyczna drewniana chatka, przywodząca na myśl mix nadjeziornej Brdy z chatką studencką. Jest dużo grillowanego mięsiwa, dopiekanego nad ogniem wśród czarnego nieba i grzmotów nadchodzącej burzy. Jej chłodny i wilgotny oddech czujemy już na plecach. Karkówka doprawiana górską burzą smakuje nieporównywalnie lepiej niż taka zwyczajna! :)

Gdy mrok i potoki deszczu już całkowicie spowijają okolicę - przenosimy się do chałupki. Miło spędzamy czas przy opowieściach z azjatyckich “stanów”, o zaletach pienińskich lasów do uprawiania partyzantki czy zabawnych forumowych zatargach. Bo tak się złożyło, że z naszym gospodarzem znamy się już wiele lat, ale tak osobiście, gęba w gębę - to spotkaliśmy się dziś po raz pierwszy :)

Rano tuptamy sobie dalej. Ciekawa kałuża (źródełko?) o bardzo niebieskich wodach.

Obrazek

Mijamy chatkę na Wierzbanowskiej Górze. Zaglądamy. Skrzyp ciężkich drzwi. Uderza zapach drewna, dymu - po prostu prawdziwego górskiego schronienia. Pusto, tylko nornica drapie w ścianie. Ponoć ona mieszka tu na stałe! :) Rozważaliśmy nocleg w tym miejscu, ale czasoprzestrzeń nie współpracuje. Jest chyba godzina 13 a na dodatek świeci słońce! Tuptamy dalej - ale wrócimy kiedyś do tej chaty, aby nawiązać z nornicą bardziej zażyłe znajomości!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skarpeta z historią! :)

Obrazek

W rejonie przysiółka Ciastonie.

Obrazek

Obrazek

Przed podejściem na Dzielec.

Obrazek

Obrazek

Na zboczach Dzielca napotykamy mocno zarośniętą i częściowo zawaloną chatę. Patrząc w inną stronę można by ją przegapić!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozważaliśmy ewentualny nocleg również tutaj, kolega nocował tu kilka lat temu i reklamował tutejsze sianko :)

Obrazek

Jednak albo stan chałupy się mocno pogorszył na przestrzeni lat, albo kolega jest dużo mniej wybredny od nas. Na mój ogląd miejsce obecnie się do celów noclegowych średnio nadaje - nie wiem czy stanowi jeszcze jakąś ochronę przed deszczem. Dodatkowo dość niekomfortowo bym się czuła jakby np. w nocy zerwał się silny wiatr, że cały dach się na łeb zawali. Bo jego resztki wiszą totalnie na słowo honoru!

Obrazek

Okno pełne zieleniny.

Obrazek

Ktoś kabaciki zostawił.

Obrazek

Schodzimy do Kasiny Wielkiej.

Obrazek

Mijamy niebiańsko klaustrofobiczne osiedle willowych domków. Już nawet skraj nieba padł ofiarą deweloperów...

Obrazek

Obrazek

Dalej są tory kolejowe, ale chyba niezbyt często używane. Jak szukałam połączeń w te rejony, to nic z tej linii mi się nie wyświetlało.

Obrazek

Przy torach całkiem rokująca noclegowo ruinka. Wpis na ścianie sugeruje, że o 2 dni minęliśmy się z Szymim, który tu spał w czasie burzy, wędrując czerwonym szlakiem.

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czy to dzieło Szymiego czy kogoś innego, ale jedno z pomieszczeń jest wysprzątane, podłoga zamieciona, zrobione ławeczki a nawet stolik.

Obrazek

A co my robimy w ruince? Zwiedzamy? Owszem, ale nie tylko! Zgadnijcie!
Bingo! Przeczekujemy ulewe! :)

Lać w końcu przestaje, ale nadciąga jakaś solidna burza! Jest jeszcze daleko, ale jej macki zajmują ¾ widnokręgu…

Obrazek

Podejście na Śnieżnicę okazuje się totalną masakrą. Nie ma normalnej ścieżki. Mapy wykazują niebieski szlak idący z Kasiny. Ustawione przy trasie tabliczki sugerują jednak, aby go nie używać na tym odcinku. Napisali, że są tu trasy rowerowe, narciarskie, a piesi nie są mile widziani. Pieszego podejścia nie ma - i trzeba pojechać wyciągiem. Ok - tylko, że np. dziś wyciąg nie działa… No i co? Co miałby w takiej sytuacji zrobić praworządny turysta? Wrócić do domu z płaczem? Napinkalać naokoło? Przedzierać się na przełaj lasem, oczywiście w odpowiedniej odległości, aby nie drażnić ewentualnych narciarzy i rowerzystów? My do wspomnianego wyżej gatunku nie należymy, więc mamy ułatwioną sprawę - pójdziemy po prostu tak jak nam wygodnie!

No właśnie… Czyli jak? Mamy wybór iść pod słupami wyciągu w nadciągającej burzy lub rowerowym lejem trasy zjazdowej. Nie wiem czy lepsze spotkanie z piorunem walącym w słupy czy z rozpędzonym rowerzystą na śliskiej glinie? Nie możemy się zdecydować, trochę idziemy tu, trochę tam, a raczej próbujemy balansować pomiędzy na jakiś osypiskach czy powalonych kłodach. Pioruny i rowerzyści na szczęście nas nie zaszczycają swoją obecnością. Jesteśmy tylko my i ta pieprzona stroma góra, zryta do granic wyobrażenia. Jeszcze nie pada, ale jest duszno, parno, a wilgoc z powietrza osiada totalnie wszędzie. Czujemy jakby nas obkładali mokrymi, gorącymi szmatami. Nie kojarzę góry, na którą by mi się tak źle podchodziło. Nie! Mało powiedziane! Koszmarnie źle! Na dodatek toperz mnie ciągle popędza, twierdząc, że im szybciej wyjdziemy, tym szybciej opuścimy to obrzydliwe miejsce. I tym będzie mniejsza szansa, że nas rozchlapie jakiś wyścigowiec albo upiecze słupolubna błyskawica. No więc lezę po tej pionowej ścianie… Nogi mi się rozjeżdżają na rozmokłej glinie, pot zalewa oczy i duszę się - powietrze zdaje się nie mieć w sobie nic przydatnego się do oddychania. Chyba rybie by się lepiej dychało w tej wilgoci niż mnie…

Obrazek

Obrazek

W końcu się udaje dopełznąć do celu.. Naszym oczom ukazuje się wypłaszczenie, zajęte przez molochowaty budynek kolejkowej stacji. Nowy, odpicowany i totalnie pusty! Żywej duszy!

Obrazek

Obrazek

Wrażenie nieco postapokaliptyczne - tylko wiewiórki gonią po schodach najeżonych zakazami. Wiatr wyje w metalowych wykończeniach. Gdy podmuch się kończy, jeszcze chwilę słychać skrzypienie, jakby pręty przeciągały się wracając na swoje poprzednie położenie. Po jakiejś częściowo zapełnionej soczkami przykurzonej szafce spuszcza się na nitce pająk, jakby nieco zdziwony moją obecnością.

Ciekawe kiedy ci rowerzyści tu śmigają skoro środek wakacji to nie ich termin? Nie ukrywam, że taki stan rzeczy nam odpowiada i dużo lepiej się siedzi na takiej pustej polance, niż gdyby odbywał się tutaj zgodny z zaprojektowaniem kociokwik. Trzeba przyznać, że klimat tego terenu jest nieco trudny do sprecyzowania. Z jednej strony napawa nas to miejsce obrzydzeniem, a z drugiej, w tej totalnie niepasującej do wystroju wyludnionej odsłonie, jest coś intrygującego!

To nie jedyny budynek na zboczach Śnieżnicy. Jest też ośrodek rekolekcyjny. A niedaleko od niego wiata. Ciekawe czy przeganiają, gdy ktoś z niej korzysta?

Obrazek

Obrazek

Fajny chodnik! :)

Obrazek

Kawałek dalej spotykamy wycieczkę kolonistów. Dzieciaki gdzieś 10-12 lat, w jednakowych, zielonych czapkach z daszkiem. I wszystkie, jedno w jedno, z potworną otyłością - wręcz wylewają się z ubranek. Idą i opychają się popcornem. Każde trzyma w łapie takie prostokątne pudełko jak to czasem na festynach albo w kinie sprzedają. Coś w tym stylu:

Obrazek

Nie wiem co to za turnus kukurydziany, skąd wzieli w górach te pudła?… ale taka stop-klatka bardzo ciekawa. Szkoda, że nie było jak zrobić zdjęcia.

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Piotrek »

Nie wiem, może mało obyty jestem, ale nigdy nie widziałem ani nie słyszałem o piorunie uderzającym w słup wyciągu/kolejki linowej...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Piotrek pisze: środa 15 gru 2021, 17:54 Nie wiem, może mało obyty jestem, ale nigdy nie widziałem ani nie słyszałem o piorunie uderzającym w słup wyciągu/kolejki linowej...
Ale zazwyczaj się slyszy ze pioruny lubią walic w cos co jest wysokie albo metalowe?
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Schodzimy na przełęcz Gruszowiec, gdzie jest bar “Pod Cyckiem”.

Obrazek

Zjadamy żurek i naleśniki pod czujnym okiem jakiegoś szlachcica z litrowym browarem.

Obrazek

Słoneczko świeci, jednak cichy pomruk horyzontu co chwilę daje o sobie znać…

Obrazek

Czeka nas długie i mozolne wspinanie się na Ćwilin, no jak to wszędzie w Beskidzie Wyspowym. Ale w porównaniu z tą zakichaną Śnieżnicą to jest poezja i człowiek się raduje każdym krokiem wędrówki!

Obrazek

Trafiają się sympatyczne korzeniaste schodki.

Obrazek

Mijamy symboliczny grób udekorowany kolorowymi kwiatami.

Obrazek

Blisko szczytu las staje się bardzo klimatyczny, nieco skarłowaciały i powyginany.

Obrazek

Obrazek

Zbliża się godzina 18. Powoli do nas dociera, że nie ma najmniejszych szans, abyśmy dotarli przed zmrokiem na planowane miejsce noclegu, czyli do chatki pod Mogielicą. Strasznie nie lubimy łazić po ciemku, a poza tym ta chatka jest malutka. Co jak będzie zajęta? A w ciemności i w deszczu szukać miejsca na namiot - to też do przyjemnych nie należy. Coś dzisiaj wybitnie przeholowałam i trasa zaplanowana z tą realną do przejścia - totalnie się rozjechały… I co teraz? Burze w tle nabierają intensywności i granatu.. Czyli jeszcze zaraz nam solidnie doleje… Takie oto nie do końca pozytywne emocje kłębiły się nam w głowach podczas podejścia na Ćwilin…

W końcu włazimy na szczyt…. I zbieramy z ziemi szczęki.. Ja pierdziuuuuu! Co to jest w ogóle??? Spodziewałam się górki pokroju Golca, Lubomira czy innej Śnieżnicy. Czyli gliniastego lasu z może trochę rozleglejszą niż poprzednie łączką widokową. A tu jest jakaś jebutna połonina, która wydaje się nie mieć końca, a widoki są praktycznie wszędzie dookoła!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Łazimy w tą i z powrotem, okrągłymi ze zdumienia oczami lustrując najbliższą okolicę. Jest chyba z 5 miejsc ogniskowych. Na skraju lasku stoi duży namiot zrobiony z brezentowych plandek, gdzie nie od dziś obozuje facet z dwójką dzieci. Gdzie my u licha jesteśmy??? Przed chwilą jeszcze, na tej całej Śnieżnicy, wydawało się nam, że wkroczyliśmy w samą kwintesencję polskich gór, z ich rabunkową zabudową i jeżącymi się wszędzie zakazami. A teraz, chwilę później, mamy wrażenie, że jakaś nieznana siła przeniosła nas w sam środek ukraińskich Karpat! Patrzymy to na siebie, to na teren wokoło. To jest chyba jakiś sen, z którego mam nadzieję, że się szybko nie obudzimy!

I nawet wierzbówka tu jest! :)

Obrazek

Obrazek

Oczywiście jednogłośnie i natychmiast zmieniamy plany! Nie ruszamy się stąd już ni kroku, a pomysł szukania jakiejś niepewnej chatki w cholerę daleko – wydaje się tak totalnie niedorzeczny, że w ogóle nie wiem jak mógł nam postać w głowie!

Obrazek

W miejscu, które wydało się nam najfajniejsze, tzn. posiadało połączenie zaciszności z przestrzenią widokową, stawiamy nasz domek.

Obrazek

Obrazek

Zazwyczaj w polskich warunkach robimy to na granicy zmroku - aby jak najpóźniej, jak najciemniej i jak najmniej lazł w oczy kręcącym się ludziom, a z drugiej strony, aby jeszcze być w stanie rozłożyć wszystko bez świecenia latarkami, bo światło też może kogoś nieproszonego przywabić. Dziś łamiemy te nasze odwieczne zasady i mamy totalnie wyrąbane - tu jakoś wydaje nam się, że miejsce ma tak dobrą energię, że wręcz niemożliwe, aby zjawił się ktoś niepowołany i się przypierdolił. A może od dwóch lat tłamszona i niezrealizowana potrzeba znalezienia się w prawdziwie wolnych górach - tutaj wreszcie się miała okazję wylać i to z siłą wodospadu??

A tak przyziemniej - lepiej też rozłożyć namiot i schować bambetle póki jest sucho, a nie jak burza w końcu przyjdzie i nam dopizga na dobre.

Obrazek

Obrazek

Na ponizszym zdjęciu, oprócz Taterek, mamy okazję obserwować chyba jedno z ziaren piasku, którego nie udało mi się wytrząsnąć z aparatu. Czasem, gdy okoliczności są sprzyjające, postanawia ono zapozować. Zwlaszcza na dużym zoomie pojawia się w pełnej krasie! W innych chwilach głównie przypomina o swym istnieniu zgrzytami przy wysuwaniu obiektywu. Mam nadzieję, że żyjemy w symbiozie i nie wytnie mi kiedyś jakiegoś nieprzyjemnego numeru, wpadając w jakąś część aparatu, gdzie zdecydowanie wpaść nie powinno! Ciekawe skąd z nami przyjechało? A może to nie piasek??

Obrazek

Gdy namiot już na dobre rozgościł się pośród płowych traw, mamy kolejne zadanie - szykujemy ognicho...

Obrazek

Obrazek

Jego dym zwabia miłych gości - ekipę spod Krakowa, która zajrzała tutaj na wycieczkę popołudniową.

Obrazek

Biesiadujemy więc razem, wciągamy kiełbaski, obserwujemy wirujące nad górami mgły i promieniste blaski wyłażące stadami spod chmur.

Obrazek

Obrazek

A tam to już najwyraźniej leje!

Obrazek

Obrazek

I znowu ta moja obrzydliwa reklamówka! Znów wlazła w sam środek kadru! No nie mam na nią sposobu! Już sobie obiecałam, że muszę skombinować czarne albo zielone reklamówki (a może w jakiś ładny szlaczek??) i w nie pakować jedzenie na kolejne wyjazdy!

Obrazek

Błyska się wszędzie wokół. Wali w Babią i w Tatry. Czarne chmurzyska sikają nad Mogielicą i Szczeblem. A nas zawadza tylko ogonem i to bardzo a to bardzo łagodnie. Cały wieczór siedzimy jak w oku cyklonu, obserwując ze sceny atmosferyczne przedstawienia wszędzie wokół.

Bardzo ciekawe są te małe poszarpane chmureczki, które poruszają się zupełnie niezależnie od sunących frontów i innych większych chmur. Podlatują to do góry, to w dół, a czasem zapinkalają po dziwnym łuku. Zazwyczaj takowe nie zwiastują dobrej pogody...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zagaduje nas też koleś z menażką. Pożyczyć… żaru, coby mu się łatwiej rozpalało ognisko z mokrego drewna. No bo czasem z lekka pokapuje, ale urok okolicy i magia chwili powoduje, że praktycznie tego nie dostrzegamy. Najwyżej się kaptur lub karimatę na głowę naciągnie! :)

Obrazek

Obrazek

Koleś z menażką znika gdzieś za polowym ołtarzem, a sunące później w tamtą stronę postacie z wielkimi plecakami, sugerują że również ten żar będzie miał dziś dużo fajnego towarzystwa :)

W zapadającym zmroku zostajemy sami. Nasi nowi znajomi nie byli przygotowani na biwak (acz mam wrażenie, że mieli ochotę zostać :) )

Obrazek

Chmury co chwilę zmieniają kształty, ale nad nami twardo trzyma się świetlista dziura!

Obrazek

A tam łuna! jakby się co paliło!

Obrazek

Wbrew pozorom mamy okazję podziwiać dzisiaj zachód słońca.

Obrazek

Obrazek

Wprawdzie wygląda on bardziej jak lądowanie ufo niż klasyczny codzienny spektakl wieczorny ;)

Obrazek

Siedzimy dość długo przy płomieniach pełgających w takt coraz bliższych i częstszych grzmotów.

Obrazek

Obrazek

Można się też conieco podsuszyć.

Obrazek

Noc jest jednocześnie gwiaździsta i burzowa. I o dziwo wciąż sucha! Mamy poczucie, że to zapewne do czasu. Że pewnie rano dostaniemy za to solidnego łupnia. Ale i tak warto! Dla takich nocy, widoków i wspomnień!

Tymczasem rano czeka nas niespodzianka! Spotkani wczoraj ludzie nam mówili, że ma lać, wiać i pizgać z solidnością tropikalnego tajfunu - już od 6 rano. Pogoda jednak postanowiła się wypiąć na smartfonowe przepowiednie i zrobić ładny prezent wszystkim, którzy chodzą w góry kiedy im w duszy zagra, a nie kiedy dostają taką sugestię od połyskującego ekranika. Mamy już 8:30 i nie leje! I wygląda na to, że nawet wcale nie ma takowego zamiaru! Wystawiamy głowę z namiotu, a tu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wszędzie po okolicznych górach przewalają się chmury, zakrawające z lekka na możliwość nazwania ich inwersją ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoś może wie co to za góra? Taka czubata?

Obrazek

Tatry wylazły chyba jeszcze ładniej niż wczoraj.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W takich oto miłych okolicznościach sierpniowego dzionka spożywamy śniadanko. Nie pamiętam co jedliśmy, ale było to pyszne! :)

Obrazek

No i jeszcze jedna sprawa! Ta góra nas wyżywi! :) Całą połoninę porastają maliniska!

Obrazek

Żal się żegnać z Ćwilinem, który na chwilę obecną awansował u mnie na zaszczytne miejsce najbardziej ulubionej polskiej góry, bijąc na łeb na szyję nawet od dawna wyróżnianą Stromą. No ale nie zostaniemy tu na stałe, trzeba iść dalej! A może to nie sam odosobniony Ćwilin tak się udał, tylko rozpoczął on jakąś niezwykle dobrą passę na drogach naszej wędrówki? Trza więc korzystać i śmigać póki nas niosą szczęśliwe fale! :)

Wąwozowymi lejami schodzimy do Jurkowa.

Obrazek

Kilka migawek z wioski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam wizyta w sklepie i dwie wielkie torby wiktuałów, które za cholerę nie możemy zmieścić w plecaki. No cóż… Trzeba widać bardziej się natężyć i upychać mocniej. W Wisportach denka nie wypadają, co się nieraz zdarza w innej maści plecakach z gatunku “trekkingowych” ;) Na 4 dni to trochę tego zaopatrzenia jest… Bo wychodzi, że to jest ostatni sklep na naszej trasie do Nowego Targu…


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Suniemy przez Chyszówki. Mijamy miłe kładki…

Obrazek

Lokalne sianokosy…

Obrazek

Strachy na wróble, które ugrzęzły w drucie kolczastym.

Obrazek

Chudoba wciąga trawkę.

Obrazek

Potencjalne miejsca noclegowe ;)

Obrazek

A burze wciąż idą za nami krok w krok…

Obrazek

Na przełęczy Chyszówki jest dużo drewna i turystów.

Obrazek

Odsłaniają się widoki na doliny wypełnione przez bardzo ludne wioski.

Obrazek

Jest też parking, obecnie pełen aut. Tu po raz pierwszy na tym wyjeździe zderzamy się z tłumem. Gdzieś ⅓ tutejszej hordy wali w góry, a pozostali kręcą się wokół samochodów, słuchają z radia szczekających reklam i drą japy.

Tuptamy w stronę Mogielicy.

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy chatkę, do której początkowo chcieliśmy dotrzeć wczoraj i w niej spać.

Obrazek

I bardzo dobrze, że tego nie zrobiliśmy. Z kilku przyczyn. Chatka na podłodze ma beton, więc by nam ciągnęło od spodu. A zabraliśmy ze sobą podściółkę górską, a nie bunkrową…

Obrazek

Na chatce jest napis “fotobudka”, a obok niej są niezadaszone drewniane podesty. Ni to sceny, ni to balkony widokowe?

Obrazek

Ktoś spotkany na trasie nam mówił, że ta budka to pozostałość po filmowcach.

Wokół chatki kręci się dwóch kolesi, którym bardzo źle z oczu patrzy. Tacy gdzieś 15 - 16 lat. Jeden siedzi na motorze, drugi łazi w kółko. Puszczają jakieś ryki z telefonu (nie, nie muzykę tylko nagrane wrzaski), głupio się śmieją, rzucają co chwilę jakieś zaczepki do przechodzących osób. “Ale masz krzywe nogi!” “Ej ty! masz g… na spodniach” i jak ktoś się odwróci to ha ha ha i różne obelżywe gesty.

Jeden z nich, ten pieszy, porzuca kumpla na motorze i idzie za nami, lezie normalnie jak cień. Jak się zatrzymam to on też staje i podziwia gałęzie drzew. Ciągle się odwracam sprawdzić gdzie on jest i co knuje. A ten zachowuje 10 metrów odstępu, patrzy w inną stronę i konsekwentnie lezie za nami chyba z 15 minut. A potem nagle zawraca i biegnie z powrotem rycząc jak ranny bawół, kopiąc kamienie i wyrzucając z siebie steki przekleństw.

Przed szczytem są rozległe płowe polany, gdzie oczywiście się na chwilę rozsiadamy.

Obrazek

Obrazek

Ojeju! Jakie tu wszystko zabudowane!

Obrazek

Spłowiała kapliczka w wierzbówce.

Obrazek

Na Mogielicy jest wieża z anteną. Ciekawe co odbiera? ;)

Obrazek

Ot widoczki. Patrząc z perspektywy czasu - takie bardzo nijakie ;)

Obrazek

Obrazek

Na szczycie jest sporo ludzi. Ale większość z nich nie idzie dalej - odwracają się na pięcie i schodzą tą samą drogą jak przyszli, w kierunku przełęczy. My tuptamy w stronę polany zwanej Hala Stumorgowa. Wychodzimy z lasu i… ojej! Mamy ogromną pokusę! Wiata z tarasem! Płowe trawy! Jagodziska, uginające się pod granatowym owocem. Widoki! Przestrzeń! I nawet słońce świeci!

Obrazek

Obrazek

Kit z planami! Zostajemy! Wykładamy się na pachnących drewnianych deskach! Wystawiamy gęby do słońca!

Obrazek

Obrazek

Gotujemy sobie pulpę :) I kompletnie nigdzie nam się nie spieszy! Planując naszą trasę (i musząc zdążyć na pociąg) założyliśmy gdzieś półtora dnia zapasu. I właśnie spora część tego wczoraj i dziś zostaje wykorzystana!

Obrazek

Ktoś może wie co to za górka na samym środku? Ta ze szpicem?

Obrazek

Po tej stronie szczytu nie mija nas prawie nikt. Tylko jeden koleś podjeżdża rowerem, ale takim mocno wydziwiastym, na strasznie grubaśnych oponach. Jakby do roweru koła od motocykla przykręcił. Zatrzymuje się, rozgląda, patrzy w kierunku wieży i mówi wpół do siebie, wpół do nas: “Pierdziele, dalej nigdzie nie jadę!” I buch w trawę! I pssssss… browarek! Coś ta łąka nie jest motywująca do sportowych wyczynów i twardej realizacji zamierzonych planów. :)

Wieczorem oczywiście rozważamy ognisko. Tylko czym my je tu u licha zagasimy? Bo wody mamy już mało... Co by tu zrobić?? I tak jak to wszystko ma swoje plusy i minusy. Śmiecenie nie jest niczym fajnym, ale w tej chwili cieszę się, że ktoś napchał pod wiatę zużytych butelek. Bo mogę je wyciągnąć i wykorzystać. Idę dość daleko w dół z pozyskanymi butelkami. Udało mi się wypatrzeć błotnistą kałużę. Nabieram prawie 3 litry błota. No to możemy się ogniskować!

Toperz się śmieje, że dobrze że nikt mnie nie mijał jak pracowicie zbierałam to błoto do butelek :) A mi trochę żal! Mina byłaby zapewne bezcenna! :) A jakby to był ktoś fajny - to może by się wywiązała jakaś ciekawa rozmowa? :)

Obrazek

Przyogniskowe stoły butwieją i zarastają pachnącymi ziołami. Zapach wrotyczu w połączeniu z impregnatem sprzed lat to naprawdę fajna sprawa!

Obrazek

Obrazek

Czas miło płynie wśród pełgających płomieni, aromatycznego dymu i kolejnych grzanek... Wychodzi na to, że w tych Gorcach to będziemy wcinać suchą kaszę... ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na niebo konsekwentnie naciąga szary syf. Dziś lepszego zachodu słońca nie będzie...

Obrazek

Na nocleg rozkładamy się w wiacie. Pod czujnym okiem papieża! Wychodzimy naprzeciw jego prośby - popilnujemy szlaków całodobowo! :)

Obrazek

Noclegownia z wieczora.

Obrazek

Obrazek

Noclegownia z rana.

Obrazek

No właśnie! O 6:40 wstaje na siku i aaaaaaa… co ja widzę!!!!

Obrazek

Chmury przelewają się przez szczyty, zalegają w dolinach i jest tak ładnie, że człowiek biega w kółko i sam do siebie rechocze z radości! Łapię za aparat i w mżącym deszczu taplam się po mokrych jagodowiskach! I jakoś tak mnie to rozbudza, że po udanej sesji raczej już nie ma mowy o spaniu. To będziemy mieć dzisiaj długi dzień!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten moment podoba się nam chyba najbardziej. Jak gęsta chmura przepełza przez tą górkę, przykrywając ją zupełnie jak kołderką.

Obrazek

Obrazek

I jak to jest, że niektórzy wolą hotel i witanie letniego dnia w czterech nijakich ścianach?

Obrazek

Obrazek

Jemy sobie śniadanko. Cieszymy się z dachu nad głową bo właśnie zaczęło mocniej padać.

Obrazek

A wirujący spektakl wciąż trwa przed naszymi oczami!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z mgieł wyłania się jakiś kościółek w dolinie? Wygląda jak cerkiew.. Ale tutaj?? Byłoby stąd widać aż doliny gdzieś pod Krynicą?

Obrazek

Mamy odwiedziny!

Obrazek

Obrazek

Wokół przewija się trochę jagodziarzy, którzy wędrują z drapaczkami, wiadrami i pyskami umazanymi na fioletowo. Jagód rzeczywiście jest sporo, myśmy też się objedli jak bączki.

Obrazek

No ale w końcu trzeba się pozbierać i tuptać dalej.

Obrazek

Im niżej schodzimy tym robi się ciemniej, bardziej szaro i mżawka zaczyna mocniej bębnić w kaptur...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dobrze wiemy, że im dalej - tym będzie gorzej. Pulę ładnych widoków przeznaczoną na dziś to już wykorzystaliśmy w 200% ;) Teraz czeka nas już tylko mrok, pizgawica i chlupanie w butach...

Pa pa! Mogielica! Miło spędziliśmy czas w twoim towarzystwie!

Obrazek

Są ludzie, którzy "zdobywają góry" albo je "pokonują". My z nimi biesiadujemy i próbujemy się zaprzyjaźnić! :)

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Przemierzane lasy są wilgotne i mgliste. Czasem szumi padający deszcz, a chwilę później otula nas jedynie mokra mgła i woda spadająca z nasiąkłych wcześniej drzew. Niby typowo górskich widoków nie ma, ale nie można tej aurze odmówić uroku!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najeżone kropelkami pajęczyny! W poprzek drogi albo na równie skąpanych w deszczu ziołach!

Obrazek

Obrazek

Są też na iglakach! Dziwne te pajęczyny - takie trójwymiarowe i rosochate!

Obrazek

Szukamy bacówki pod Jasieniem. Dzisiaj łatwo ją można przegapić! Mamy pewien problem z jej znalezieniem, mimo że już tu kiedyś byliśmy.

Obrazek

Trzeba prawie nosem zaryć o ścianę, aby ją teraz dojrzeć ;)

Obrazek

Korzystamy ze źródełka.

Obrazek

Mieliśmy okazję się tu zaplątać w majówkę roku 2004. Wtedy nie spaliśmy w środku bo był dziki tłum, trzeba było rozbić namiot na łące nieopodal.

Obrazek

Dziś tym bardziej nie ma szans na nocleg - nawet nie da się wejść normalnie do środka. Budyneczek zamknięty na cztery spusty. Robimy sobie zatem mały popas pod okapem. Gotujemy zupki - danie mało wyszukane, ale ciepłe i szybkie do zabełtania!

Obrazek

Fajne krzesełko!

Obrazek

Tuptamy dalej. Droga miejscami wygląda jak dno strumienia.

Obrazek

Gdzieś po drodze mijamy niewielki przysiółek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A oto najbardziej rozległy widok na naszej dzisiejszej trasie (nie licząc poranka). "Okno pogodowe" trwa jakies 15 sekund ;)

Obrazek

Na Myszycy zbaczamy nieco ze szlaku...

Obrazek

... i zaglądamy do malutkiej chatynki, oceniając jej walory noclegowe. Raczej średnie - przewiewna i położona tak totalnie na patelni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bardzo blisko, na skraju lasu, stoi nowa chatka. Nie mieszkalna, taka raczej biesiadna. Zamknięta, ale z zadaszonym gankiem. Na schodkach postanawiamy sobie zrobić herbatkę i zjeść batoniki.

Obrazek

Obrazek

Nie mija 5 minut jak podjeżdża traktor z trzema kolesiami. Z urywków ich rozmów wynika, że nie przyjechali tu przypadkiem. Albo wisi tu jakaś kamera, albo widzieli jak kukam do tej drugiej chatki na środku pola? Na początku patrzą na nas bardzo nieprzyjaźnie, ale gdy traktor odjeżdża i zostaje tylko jeden młody koleś, sytuacja jakoś się rozluźnia i można swobodnie pogadać. Ponoć już kilka razy im się tu turyści włamywali, tłukli szyby albo srali na środku tarasu. Więc tym razem widząc nieznajomych, woleli zapobiec zawczasu. Chłopak opowiada nam też o sobie, że przyjechał do Polski na urlop. Od dzieciństwa mieszka w Niemczech i jest tam zawodowym żołnierzem. Pokazuje na telefonie zdjęcia i filmiki z akcji pomocowych na terenach dotkniętych ostatnimi wielkimi powodziami. Masakra co oni tam zastali! Krajobraz jak po wojnie! I te jego opowieści o całych rodzinach potopionych w podziemnych garażach... Aż skóra cierpnie od samego słuchania i oglądania. A on tam był kilka tygodni... Nic dziwnego, że wciąż tym żyje i o tym opowiada, nawet przypadkowo spotkanym osobom...

Schodzimy do Rzek. I tu ogromna niespodzianka! Jest sklep! Hurrrra! :) Przed wyjazdem sprawdzałam w internecie i wychodziło, że takowego nie ma, że dopiero w Szczawie, a tam za daleko byłoby iść. Stąd możliwość zaopatrzenia spada na nas totalnie niespodziewanie! Uzupełniamy zapas kaszy, sera, a nawet cytrynówka na wieczór będzie! No właśnie… tylko co z tym wieczorem? Ten aspekt nie wygląda optymistycznie. Kolejne potencjalne bacówki czy szopy odpadają jedna po drugiej... A leje coraz mocniej. Taki deszcz o małym lub średnim natężeniu, jak towarzyszył nam od rana, jest do zaakceptowania. Ale teraz przybiera na sile z każdą chwilą. Mamy jeszcze kilka namiarów na ewentualne noclegi, ale żaden nie jest pewny i bezproblemowy..

A! Tak fajnie się dziś szło (mimo deszczu) bo prawie cały czas było z górki! No a teraz to się zmieni… Czeka nas podejście na Gorc.

Ulewa nabiera takiej intensywności, że po chwili jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Przypominają się nam Karpaty Pokuckie sprzed 3 lat… ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... onina.html ) Nie ma chroniących przed wodą kurtek, gdy wodospady wlewają się pod kaptur i strumieniem płyną w stronę pleców, rąk czy kupra. Nie ma nieprzemakalnych butów, gdy namakają spodnie, a woda sączy się do butów od góry… Człowiek idzie jak automat, zalewa mu oczy i marzy tylko o jakimś suchym kątku, aby móc wyjść spod tego ciągłego, zimnego wodospadu. Mój aparat ląduje w 3 workach, więc z tej trasy jest tylko kilka zdjęć z ponoć nieprzemakalnego telefonu toperza. Acz też w takich warunkach nie bardzo się chciało ich za dużo robić…

Obrazek

Obrazek

Chwila odpoczynku w miniwiatce. Nie to, żeby ona była szczelna i nie lało się na łeb. Tyle, że leje się dużo słabiej niż na zewnątrz - nawet dziurawy bylejaki dach jest czasem w cenie!

Obrazek

Po drodze spotykamy Bukę. Tak ją nazwaliśmy. Młoda dziewczyna z ogromnym plecakiem, częściowo schowanym pod szarą peleryną (no więc z daleka przedstawia taki obły, bukopodobny kształt). Idzie pod górę wolniej ode mnie - co naprawdę rzadko się zdarza. Wymieniamy pozdrowienia oraz utyskiwania na otaczającą nas aurę - i tuptamy dalej. Jesteśmy pewni, że dziewczyna jest fragmentem większej ekipy. Ale nikogo więcej dziś nie spotykamy… Myślimy potem, że na bank przyjdzie do chatki... Ale nie przyszła… Może poszła z bazy namiotowej po jakieś zapasy do sklepu? I to by tłumaczyło jej nienaturalnie ogromny plecak i wolne tempo? Tego się już chyba nie dowiemy… A może była duchem, który błąka się tutaj od wielu lat i pojawia się tylko w odpowiednich warunkach mgły i pizgawicy? Potem siedzimy wieczorem i rozkminiamy, że była ubrana tak trochę niedzisiejszo np. wydawało nam się, że miała plecak z zewnętrznym stelażem… Z drugiej strony - może tak samo pomyślała o nas? I była pewna, że spotka nas w bazie, a tak się nie stało?

Na Gorcu zaglądamy do chatki. Z dużą obawą, że nic z tego nie będzie. Znajomy nam mówił, że to chatka prywatna i nieraz udzielają schronienia wędrowcom, ale tylko pod nieobecność właścicieli, którzy jak logika nakazuje - mają pierwszeństwo do zasiedlania chaty. Główny problem polega na tym, że w wakacje, długie weekendy czy święta, chata jest obstawiona przez rodziny i znajomych, więc obcych w tych terminach się nie przyjmuje wcale. No a mamy sierpień….

Chatka jest cudna - przestronna, pachnąca drewnem, dymem i co najważniejsze w tej chwili - sucha i ciepła… I pusta. Nie ma nikogo. Ale jest jeszcze w miarę wcześnie… Ludzie zazwyczaj w górach przychodzą na nocleg dopiero wieczorem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na drzwiach wisi kartka z zasadami korzystania z obiektu i numerami telefonów opiekunów.

Obrazek

Dzwonimy. Tak totalnie bez wiary w powodzenie, ale jednocześnie z ogromnymi pokładami tlącej się gdzieś nadziei, że może jednak ten jeden procent szans stanie się naszym udziałem? Pip pip pip pip… Sygnał w telefonie miarowo daje o sobie znać, a nasz wzrok miota się pomiędzy klimatycznymi wnętrzami chatki a ta szarą ścianą deszczu, na którą najprawdopodobniej zaraz trzeba będzie znowu wyjść… Pip pip pip - zdaje się trwać w nieskończoność… Jak to jest, że czas jest taki względny? W końcu odbiera jakiś gość. I co? Możemy zostać!!!!!!!!!!!! Aaaaaaaaaaaaaaaa! Czy mogło nas spotkać większe szczęście? Nie musimy już nigdzie dalej iść, szukać, węszyć we mgle za kolejnymi bacówkami czy bazami. Nikt tu nie przyjdzie i nas nie wyrzuci! A najważniejsze - nie musimy w stanie ociekającym i do wykręcenia włazić do namiotu, przerabiając go na natychmiastowe jezioro! A dlaczego możemy zostać? Bo ekipa zaklepana na dzisiejszy termin zrezygnowała - ze względu na pogodę. Więc chata dzisiaj stoi pusta! Brak ładnej pogody okazał się nie przekleństwem - a uśmiechem losu!

Rozwieszamy w chacie mokre rzeczy - plecaki, kurtki, koszulki, gacie - dosłownie wszystko, co mieliśmy na sobie. Te rzeczy najpierw oczywiście wykręcamy przed chatką.

Obrazek

W chatce są dwa piece, ale nie rozpalamy w nich. Chyba nam się nie chce. Jest ciepło. Wprawdzie mokre ciuchy by szybciej poschły, ale też głupio bez potrzeby spalić całe suche drewno zgromadzone w chatce. A dziś nie bardzo jest jak przytachać coś z lasu. Może to drewno spod pieca komuś innemu będzie bardziej potrzebne? Bo np. nie będzie miał ze sobą butli gazowej?

Obrazek

Obrazek

Twórczość na blacie stołu :) Mamy okazję poznać konia Krzysia! Miło obok niego postawić kubeczek :)

Obrazek

Przebieramy suche łachy. Zjadamy kaszę - bez oszczędzania! W końcu dziś był nieplanowany sklep! Wypijamy tysiąc herbat. No i jeszcze mamy nalewkę! Kiedyś lubiłam cytrynówkę lubelską, ale ostatnimi czasy miałam wrażenie, że bardzo się zepsuła. Jak widać w maleńkim sklepiku w Rzekach została jakaś butelka z bardzo starej dostawy. Albo nabrała aromatu w czasie drogi na ten szczyt? Tak pysznej nalewki to myśmy jeszcze nie pili! Niech się schowają wszystkie domowe eliksiry, wyroby regionalne i tajne receptury koneserów! Jak widać ten chemiczny bełt potrafi przejść magiczną metamorfozę - tylko trzeba mu zapewnić odpowiednie warunki! :)

Obrazek

Obrazek

Szczęście wylewa się nam uszami! Jak to mało człowiekowi potrzeba - sucho w kuper i pełny brzuszek! Ale jakoś będąc w domu się tego w ogóle nie docenia… Więc może jeszcze do kompletu jest jednak konieczny ten zapach przygody, która pisze się na bieżąco i zaskakuje cię w każdej chwili?

Obrazek

Deszcz wali w dach nieustannie, cały wieczór, noc, poranek... Mamy wrażenie, że przybiera jeszcze na intensywności. A może to tylko podmuchy wiatru sprawiają takie wrażenie? O zmroku gdzieś daleko wyją syreny. Bardzo długo wyją. Zastanawiamy się, czy może zalało doliny? Jak w tych filmikach niemieckiego żołnierza? Przychodzą nam też dziwne alerty na telefony, że należy znaleźć bezpieczne schronienie i przygotować się na podtopienia. No niesamowite! Jakimś cudem wymyśliliśmy to wcześniej sami - bez pomocy wirtualnej troski wielkiego brata…

A! W chacie nie jesteśmy sami! Są całe stada wszelakich gryzoni, które czują się tu jak u siebie i w ogóle nie przejmują się naszym najściem. A jak się zgasi światło - to już wszystkie grają w berka! Spadają wtedy z półek kieliszki i keczupy. Głównie są to myszy, ale wypatrzyłam też jedną popielicę! Cudny płowy myszor o pyszczku chomika i wielkiej puszystej kicie! Od dawna mam takie marzenie, aby zrobić zdjęcie popielicy. Powiesiłabym je sobie nad materacem w domu, aby zawsze zasypiać trochę jak w górskiej chatce. Póki co nigdy mi się nie udało zdążyć, wycelować, namierzyć. Widziałam je nie raz, ale mój aparat ma za duże opóźnienie w stosunku do oka… No i dziś częściowo mi się udało… tzn. są dwa zdjęcia popielicy… Jedno z przodu…

Obrazek

I drugie z tyłu... Z lewej strony zdjęcia widać niewielki kawałek puszystego ogona :P

Obrazek

Zdjęcia były robione w odstępie kilku sekund od siebie. Tyle, ile ładuje się lampa błyskowa. Jak widać stanowczo za długo…

Z myszami szło prościej. Nie wiem - czy mniej płochliwe? Czy występują w większej ilości? Czy mniej mi zależało na uchwyceniu ogona?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No ale zwykłych myszów to ja mam na pęczki, choćby w letnim domku moich rodziców. A gruboogoniastych tam ni ma! Chyba popielica potrzebuje drewnianych ścian i górskich przestrzeni. Bieszczadzkie chatki były kiedyś mega popielicowe! Obnoga, Dydiówka, Chryszczatka! Tam to całe ich armie tańczyły na dwóch łapkach dla spragnionych wrażeń bywalców! Ale na dźwięk włączanego aparatu - znikały jak sen, nurkujac w tylko sobie znane szczeliny… A jeszcze mój stary kliszowy aparat po naciśnięciu guzika “on” wybrzmiewał jak załączana piła spalinowa. Więc puszyste kulki są jak najbardziej usprawiedliwione ;)

Śpimy na szerokich ławach.

Obrazek

Obrazek

Zaraz obok mnie jest ściana z grubych beli, a za nią szum wody - jakby wodospad tam jakiś był! Tam szumi, w dach bębni, a w dolinach znów wyją syreny…
Mimo niepalenia w piecach powietrze jest przesiane zapachem dymu i wędzonki. Nie pamiętam kiedy ostatnio mi się tak cudownie spało! Tak jakoś zacisznie, wygodnie, sielsko... Nie wiem czemu, ale bardzo przypomniał mi się nocleg w Kurnytowej Kolibie...… Takie małe deja vu.... Wtedy też nam solidnie dolało! Hmmmm… W końcu to podobne miejsce i nie tak daleko stąd!

O tak to tam bywało! Kurnytowa, październik 2007.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są takie momenty w życiu, że człowiek by chciał, aby trwały jak najdłużej. No i trochę chyba tak jest z naszym spaniem na Gorcu! Śpimy chyba 14 godzin :) Ha! Tak to można żyć!

W końcu nawet najmilsze miejsca trzeba opuścić. Dziś pogoda nieco lepsza tzn. pada dalej, ale intensywność znacznie zmalała. Mgły też jakby nieco mniej gęste…

Obrazek

Ale iść trzeba! W końcu dotrzeć z Gorca do Nowego Targu w 2.5 dnia to nie lada wyzwanie! :P

A! Nie dawała mi spokoju jedna rzecz! Takie nieodparte wrażenie, że ja już tą naszą chatkę kiedyś widziałam. Zaczęłam więc szukać i znalazłam! Przechodzilismy tamtędy w maju 2004. Acz jak to w majówki - chatka była pełna, więc nie zaglądaliśmy nawet do środka...

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169486
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Sten »

Obnoga,
Pierwszy raz trafiliśmy w to miejsce bodaj w 1988 roku. Po pierwszej nocy, fakt, że zmęczeni, a i wspomożeni czymś mocniejszym, zasnęliśmy snem kamiennym. Późnym porankiem, chcieliśmy zrobić sobie śniadanie. Chleb leżał na stole. Kolega podniósł go i co? Została sama skórka. Miąższ wyżarły popielice. Nieopodal było mini źródełko, do którego menażkami nabieraliśmy wodę do wiadra. Zajęło nam to ładnych parę godzin. Kolejnego poranka w owym wiaderku znaleźliśmy popielicę. Niestety nie przeżyła tej kąpieli.
W kolejnych latach opracowaliśmy patenty na przechowywanie żarcia i picia, a najbliższy sklep był w Stuposianach. Do Mucznego przyjeżdżał tylko busik bodaj ze trzy razy w tygodniu i głównie z żarełkiem dla miejscowych. Szczęśliwie kolega był tam podleśniczym i nas jakoś zaopatrywał ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Pierwszy raz trafiliśmy w to miejsce bodaj w 1988 roku. Po pierwszej nocy, fakt, że zmęczeni, a i wspomożeni czymś mocniejszym, zasnęliśmy snem kamiennym. Późnym porankiem, chcieliśmy zrobić sobie śniadanie. Chleb leżał na stole. Kolega podniósł go i co? Została sama skórka. Miąższ wyżarły popielice. Nieopodal było mini źródełko, do którego menażkami nabieraliśmy wodę do wiadra. Zajęło nam to ładnych parę godzin.
Szkoda ze nie bylo mi dane zobaczyc Bieszczad z tamtych lat! Ja pierwszy raz trafilam tam (w Bieszczady) dopiero w 97 roku, a na Obnoge to juz po 2000 chyba...
Kolejnego poranka w owym wiaderku znaleźliśmy popielicę. Niestety nie przeżyła tej kąpieli.
Uuuuu :( To musial byc smutny widok...
Szczęśliwie kolega był tam podleśniczym i nas jakoś zaopatrywał ...
W dziczyznę i bimber? :P
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Idziemy sobie pośród mgieł i mniejszego bądź większego opadu. Mijamy kolejne miejsca, z których zapewne są ładne widoki, o czym sugerują ławeczki, miejsca ogniskowe lub całkiem wprost - tablice z namalowanymi panoramami.

Na Gorcu jest wieża widokowa.

Obrazek

Obrazek

Jej wygląd z daleka sugeruje, że może ona pełnić również rolę wiaty. Nic bardziej mylnego… Nie chroni ani przed deszczem, ani przed wiatrem… Każdy jej kawałek cieknie jak sito.. Komponuje się to z napisami, że nie wolno tu nocować. A może celowo tak byle jak ją zrobili, żeby się do niczego nie nadawała?

Dalej nasze trasy wiodą po czymś wybitnie przypominającym nieczynne torowisko. Śmiejemy się, że to tak wygląda jakby złomiarze szyny podprowadzili, a podkłady zostały. To zapewne pozostałości legendarnej kolei transgorczańskiej ;)

Obrazek

Mijamy też kolejne ostrzeżenia utrzymane w stylu, że po zmroku jest ciemno, a deszcz jest mokry. Jakby ktoś tego nie wiedział (a jakimś cudem przy swoim ilorazie inteligencji jednak opanował zdolność czytania) to ma jak znalazł wszystko podane na tacy. I może się poczuć bezpiecznie nawet w takich złowrogich górach!

Obrazek

Straszne krzaki! Strzeżcie się! Każdy zapewne chciałby w nie wleźć i wtedy zostałby na bank pożarty!

Obrazek

Z mgieł wyłaniają się mroczne kikutowiska.

Obrazek

Obrazek

Towarzyszy nam bardzo dużo malin. Są wielkie jak śliwki i wiszą wszędzie, również przy samym szlaku. Ludzie mijają je obojętnie. Ciekawe… Zawsze mi się wydawało, że maliny to przysmak…

Obrazek

A z ludźmi na szlaku to w ogóle jest zabawnie! Jak jesteśmy w chmurze, nic nie widać i popaduje - to jest totalnie pusto. Jak na chwilę (zazwyczaj bardzo krótką) błyśnie słońce - turyści zaraz się pojawiają. Pogoda jest dosyć zmienna, więc i fazy zatłoczenia szlaku migają nam przed oczami. Przebłysk słońca i w ciągu 10 minut mijamy 6 ekip. Potem na pół godziny się zawleka i mży. Nikogusieńko. Tylko my i ociekające wodą maliny… A potem znów dziura w chmurach i ciepłe promienie z projekcją ludzi! Ki diabeł? To oni się wyłaniają z mchu i paproci? Spod kamieni wyłażą? Jesteśmy w miejscach, gdzie turyści nie wyjdą w 5 minut ze schroniska czy auta, gdzie ukrywają się przed deszczem. Nie ma szans, aby przybiegli tu tak szybko skuszeni nagłą poprawą pogody! Aż przychodzi na myśl teoria symulacji, że nasze życie to tylko jakby komputerowa gra... My jesteśmy graczami na jej planie, a mijane krajobrazy i ich elementy: chmury, słońce, ludzie - to tylko projekcja, to tylko tło… Więc wyświetlić można wszystko, nawet jak przeczy to zasadom logiki. Takie to filozoficzne rozkminy snujemy sobie tuptając w stronę Turbacza ;)

Do bacówki przychodzimy w fazie zacinającego deszczu więc jest pusto.

Obrazek

Obrazek

Wnętrza prezentują się całkiem przyjaźnie i zacisznie.

Obrazek

Obrazek

Był pomysł spać w tym szałasie (jakby się nie udało na Gorcu), ale to też nie była pewna opcja. Budynek stoi już na terenie PN, więc ponoć potrafią wieczorem się zwlec jakieś mendy i turystów przegonić….

Nie wiem czym sobie zasłużyła ta Matka Boska, że trafiła do pierdla? Jej koleżanki z Beskidu Makowskiego żyły sobie całkiem swobodnie i to jeszcze w dużym towarzystwie.

Obrazek

Widać, że pogoda stopniowo się poprawia. Pada rzadziej i mgły stają się jakby coraz bardziej dziurawe.

Obrazek

Zaraz przed Turbaczem mijamy beczące stada i lekko wkurwionych juhasów. No bo każdy turysta robi im zdjęcia (i nie każdy wzorem buby korzysta w tym celu z ogromnych zoomów). No ale z drugiej strony - czego oni się spodziewali w takim miejscu? Ich zadaniem jest przypuszczalnie nie tylko robienie sera, a również odgrywanie przedstawienia zwiększającego atrakcyjność regionu ;) I robią to chyba skutecznie i profesjonalnie - bo mijana przez nas rodzinka, kolektywnie umundurowana w oczojebnych niebieskich kurteczkach (świetnie by się maskowali na tle naszego busia ;) ) opowiada właśnie komuś przez komórkę, że widzieli prawdziwy redyk, a “owiec to jest tu miliony! Aż po horyzont!”. Aż mi się przypomniał dowcip: “Policjant łapie trzech pijaków. W komisariacie na środku stawia krzesło i pyta pierwszego:
- Ile widzisz krzeseł? - Dwa - mówi pierwszy. Pyta drugiego. - Ile widzisz krzeseł? - Cztery - odpowiada drugi. Pyta trzeciego. - Ile widzisz krzeseł? - A w którym rzędzie?” Rodzinka jak nic była na tej trzeciej imprezie! ;)

Milion owiec na hali.

Obrazek

Milion owiec w zagrodzie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Konie występują bardziej pojedynczo.

Obrazek

Dawna Metysówka. Nie zdążyliśmy tam zanocować… A nie dużo nam wtedy zabrakło. Rok albo dwa?

Obrazek

I nagle znów zawiewa mgłę, że nie tylko gór nie widać, ale nawet tych owiec na polanie. Juhasy się zapewne ucieszyły, bo będą mieć chwilę spokoju.

Obrazek

Obrazek

Był kot w butach, dzik jak widać pozazdrościł.

Obrazek

Do schroniska zaglądamy z jednym głównym celem - nabrać wody. Na biwak z 6 litrów nam się przyda, a dymać to z Gorca to nam się za bardzo nie chciało. Zalatujące ze stołówki zapachy przypominają nam, że od śniadania prawie nic nie jedliśmy, więc postanawiamy się skusić również na jakieś żarcie. Pada na naleśniki z jagodami. Jak się okazuje - jest to wersja tej potrawy jaką widzimy po raz pierwszy w życiu. Zazwyczaj farsz owocowy do naleśników jest utrzymany w konwencji jakby dżemu albo chociażby owoce są związane jakimś spoiwem np. śmietaną. Tutaj do naleśnika jagody są wsypane luzem. Gonimy więc je po talerzu i stole, bo toczą się zapamiętale i każda jagoda ma własną wizję trajektorii poruszania.

W schronisku najbardziej przypadł mi do gustu kominek! I jego malowidła naskalne! Albo raczej płaskorzeźby? :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Muszą już być wiekowe i pochodzić z jakiś lepszych czasów… Teraz by zapewne wymurowali wszystko szarymi kafelkami o wymiarach idealnie dopasowanych i każda kolejna kafelka byłaby klonem poprzedniej…

Skądinąd bardzo jestem ciekawa genezy tego kominka i historii jego powstawania. Kto wydrapywał te obrazki? Czy to dzieło jakiejś jednej imprezy? Czy każdy kto przyszedł mógł dać upust swoim artystycznym potrzebom? Czy zlecono to jakiejś konkretnej osobie, mającej w okolicy odpowiedni autorytet?

A tu zwrócił moją uwagę komentarz przechodzącego dziecka, takiego na oko czterolatka: “Mamusiu, czemu ten pan ma pupę z przodu?” Faktycznie rzeźbiarz coś nie dopatrzył ;)

Obrazek

Stoczywszy nierówną walkę z jagodami (miały liczebną przewagę), ruszamy w stronę Średniego Wierchu. Pojawia się coraz więcej gór wokoło, a nawet trochę słońca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy ze szlaków, więc ludzie znikają (tu akurat to nie dziwi ;). Mijane lasy bywają dość łyse...

Obrazek

... a drogi grząskie i pełne ciurkających nimi strumieni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Planowaliśmy nocleg w tej chatce. Z zewnatrz i na pierwszy rzut oka całkiem miła...

Obrazek

Obrazek

... ale wnętrza okazują się być potwornie syfiaste... Dach chyba szczelny nie jest, w kątach leżą walące stęchlizną zamokłe materace i sterty śmieci. Początkowo mamy wizję, aby zabrać się za sprzątanie, poładować to do worków i wynieść za chatkę. Pryzma śmieci z bliższej odległości okazuje się jednak cuchnąć tak potwornie, że od razu robi się nam niedobrze i automatycznie dajemy kilka kroków w tył, praktycznie włażąc w pozostawione zatęchłe materace…

Obrazek

Obrazek

Nie wygląda to jak pozostałość po jednej imprezie - świniaki widać bywają tu regularnie. Jest piątek - może więc dzisiaj też się zwleką?

Nie mamy parcia tu zostać. Zwłaszcza, że świeci słońce i jest nadzieja, że główne oberwania chmur mamy już za sobą. Idziemy dalej. Zbocza Solniska są pocięte kamienistymi drogami i porębami. Snujemy się więc kolejnymi z nich, aby znaleźć jakieś odpowiadające nam miejsce.

Obrazek

Obrazek

W końcu wpada nam w oczy dziurawcowa łączka. Była tu kiedyś bacówka, teraz została tylko jej podmurówka (o ile tak można powiedzieć o budynku całkowicie drewnianym ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tak jak w rejonie Gorca dominowały maliniska - tu jest urodzaj na inne dary lasu!

Obrazek

To wszystko w komplecie brzmi jak dobre miejsce na namiot!

Obrazek

Obrazek

Chwile później z mgieł wychodzą jeszcze Tatry! Prezentują się całkiem sympatycznie, zwłaszcza w tych różowych obłoczkach zachodzącego słońca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczór jest pogodny, ale pizga okrutnie. Jest chyba z 10 stopni. Jednak niesiona od Makowa puchowa kurtka nie okazała się zbędnym balastem! Sierpień mówili.. Upały mówili… Ocieplenie klimatu twierdzili! Nie wiem co trzeba zrobić, żeby się ten klimat w końcu naprawdę zaczął się ocieplać? Ja czekam, czekam i doczekać się nie mogę! Żeby chociaż latem przestać marznąć!

Upiornie droga flaszka z Turbacza znajduje swoje zastosowanie! Samą herbatą byśmy mieli problem się rozgrzać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Poranek. Jeden z tych pieknych momentów w życiu, gdy człowiek się budzi, wychodzi przed namiot i od razu jest tam, gdzie powinien. Zapach butwiejącego drewna resztek bacówki, wilgotnej rosy i ciepłych promieni. Szumiące drzewa i wzrok błąkający się po szczytach gdzieś w oddali.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Każdą okazję warto wykorzystać na dosuszanie!

Obrazek

Zbieramy się bardzo niespiesznie. Na dziś długiej trasy nie mamy. Mieliśmy półtora dnia zapasu na tej naszej wędrówce - jeden dzień poszedł na Ćwilin, no a teraz mamy te pół ;) Plan jest więc taki, że musimy jedynie dotrzeć w jakieś miejsce, spełniające dwa wymogi: być jak najbliżej Nowego Targu (w południe w niedzielę mamy pociąg) a jednocześnie wciąż być sympatyczne i nadające się na dogodny biwak.

Tuptamy więc sobie wystawiając pyski do słońca i rozglądając się wokoło.

Obrazek

Obrazek

Na Turbaczu znów tankujemy wodę. Ludzi wszędzie potworne tłumy. Nie dziwi nas to za bardzo - słoneczna sobota na jednym z popularniejszych tutaj szlaków. Cóż... szczęśliwie odwykliśmy przez ten tydzień od takich spędów i hałaśliwych kłębowisk.

Z Turbacza schodzimy w stronę Bukowiny Miejskiej. Mijamy bar. Przy pewnej dozie chęci można go nazwać barakobarem! :) Może trochę za bardzo nowy i nie aż tak pachnący rybą jak te z Kinburnskiej Kosy, ale lekko ocierający się o ten właściwy klimat. Siedzą tu zarówno turyści jak i miejscowi, drwale czy robotnicy leśni. Zatrzymujemy się na chwilę i my.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu chyba ktoś podprowadził owieczkę z Hali Długiej! :P

Obrazek

Drwale pokrzepiwszy się nieco zabierają się za robotę. Ściągają drewno traktorami i terenówkami, często zatrzymując się po drodze i gawędząc ze znajomymi.

Obrazek

Kilka razy mijają nas furmanki czy traktory wypełnione turystami.

Obrazek

Obrazek

Jedni z mijanych są tak pozytywnie nastawieni do świata, że specjalnie zawracają, aby nas poczęstować ziołową nalewką, którą robiła babcia Genowefa z Mszany Dolnej 10 lat temu w pełnię księżyca! :)

I takie ogólne spostrzeżenie z naszej tygodniowej trasy - gdy traktorowi czy nawet quadowi zejdziesz z drogi, to przeważnie pomacha przyjaźnie, uśmiechnie się albo powie dziękuje. A rozpędzony rowerzysta to jeszcze ma focha i próbuje burczeć pod nosem, że przez pieszego na szlaku wjechał w kałuże i ochlapał nowe seledynowe majty. Zaczynamy wręcz mieć wrażenie, że seledynowy kolor na dupie wywołuje napady agresji i niezadowolenia z otaczającego świata. Musimy się więc wystrzegać, aby nigdy takich nie ubrać! Licho nie śpi!

Mijamy dwie chatki rokujące noclegowo, ale dosyć blisko tłocznego dzisiaj szlaku. I jutro byśmy mieli za daleko... No i toperz trochę kręci nosem, że bacówka nie powinna być z pustaków ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy odpicowaną kaplicę, z której Matka Boska Leśna to by chyba szybko dała nogę....

Obrazek

Na jednej z gałęzi, gdzieś na trasie, siedzi miła ptaszyna z czerwonym brzuszkiem.

Obrazek

Jak widać na załączonym obrazku - paneloza dotarła też na górskie zbocza.

Obrazek

Z zarośli wyłania się też Bene!

Obrazek

Byliśmy tam w 2008 roku i mam z tego miejsca bardzo miłe wspomnienia! Jakby ktoś był ciekaw zdjęć z tamtego wyjazdu to są tutaj: https://goo.gl/photos/nfttRYME4wSoG1iQ7

A polan ni ma - tam gdzie się ich spodziewaliśmy… Idziemy wąwozem i się zastanawiamy, do którego zbocza przykleimy namiot i co z niego zostanie jak kolejny niebieskomajty rowerzysta w panice przed błotem zapomni gdzie ma hamulce… Bo zaraz zaczniemy już schodzić w stronę miasta i coraz bardziej zwartej zabudowy wspinającej się na wzgórza.

W poszukiwaniu choć odrobiny spokoju schodzimy ze szlaków i błąkamy się gdzieś po lasach na górskich skłonach. Tu akurat królują maliny i borówki.

Obrazek

Cudne miejsca i z głodu tu nie umrze, ale na namiot trochę jednak za muldowato.. Już mamy plan stawiania obozowiska na średnio widokowej łączce, wklinowanej między porębę, urwisko i maliniak, ale toperz wypatrzył na mapie górę zwaną Bukowina Obidowska. Mi się wydawało, że przez nią idzie jeden ze szlaków, ale przyglądając się dokładniej widać, że szlak mija szczyt.. Chyba o sto metrów, ale jednak mija… Postanawiamy tam zajrzeć… A tam rozległa łąka! Widok! Tatery! Blaszany baraczek (niestety obecnie nieużytkowy na inne cele niż śmietnisko..) Pusto nie jest, przewija się jakiś kilkunastoosobowy zlot motocyklowy, ale taka ilość jest bardziej akceptowalna niż to co się działo na wcześniejszych trasach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalej dziś nie idziemy. Lepszego miejsca chyba nie ma szans znaleźc. Wylegujemy się w wysokich trawach i gapimy w dal…

Obrazek

Obrazek

Gotujemy obiad…

Obrazek

A czy wspominałam, że nasz blaszany kubeczek ma dzidziusia? :P

Obrazek

Musimy go więc wypróbować :)

Obrazek

Namiot stawiamy trochę schowany między świerkami.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś tam na wyższych szczytach znów zaczynają się zbierac chmury...

Obrazek

Na zachód słońca przychodzi kilka zakochanych parek, to chyba dyżurny plan wszystkich nocujących w schronisku na Łapsowej.

Obrazek

Wieczorem zostajemy sami. Czas mija nam na dokładaniu do ogniska i wypatrywaniu dziwnych świateł wysoko w Tatrach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rankiem popaduje. No bo ile może świecić słońce w sierpniu? Wczoraj było ładnie, więc limit wyczerpany :P

Mijamy schronisko Łapsowa Polana. Miłe miejsce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajnie by tu zajrzeć w jakiś marcowy lub listopadowy wtorek, aby w pełni docenić walory tego miejsca - bez trzech pudelków na kolanach i huskiego czochrającego się o plecak…

A potem udaje się nam zgubić, co skutkuje spadnięciem nie w tą dolinę co trzeba i koniecznością windowania się na nowy pagór! Grrrr… A ja się nastawiłam, że dziś będzie już tylko w dół! Że jedyne dzisiejsze podejście to będzie w Oławie na pierwsze piętro ;)

Przed nami Nowy Targ. Wydawałoby się więc, że to już koniec relacji, ale sama, samiuśka końcówka postanowiła też mieć swoje miejsce w tej opowieści...

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Idziemy. Pada. Nic nowego, nie? ;) Mijamy jeden z wielu przysiółków rozsianych po wzgórzach. Czasem (acz dość rzadko) trafi się jakiś sympatyczny, miły dla oka drewniany dom.

Obrazek

Obrazek

Owce przed nami uciekają…

Obrazek

… a cielęta wręcz przeciwnie, podłażą i gapią się z dużym zainteresowaniem.

Obrazek

Widoczek z ostatniego na trasie wzgórza.

Obrazek

Chyba to Pieniny?

Obrazek

Już przed samym miastem mijamy dość ciekawy budynek. Baraczkowato - wagonowaty. Raczej w miarę nowy. Udekorowany fragmentami starych skrzyń (albo łóżek?) i nart.

Obrazek

Obrazek

Kawałek dalej stoi bacówka… Zupełnie tu nie pasuje. Zaraz obok jest ogromny szpital. Wszędzie wokół budują się już willowe domy, podłazi asfalt, wyją kosiarki… To miejsce jakby wycięte z innej czasoprzestrzeni, jakby ostatni bastion starego, odchodzącego już świata...

Obrazek

Obrazek

Zwraca uwagę malutki, chyba domowej roboty traktorek! Niegdyś się często takowe spotykało w podgórskich miejscowościach. To co ma z przodu chyba kiedyś było furtką? :)

Obrazek

Zaraz za szpitalem przewijamy się koło sporych, ale mocno już wypatroszonych ruin.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różnokolorowe dachy miasta.

Obrazek

Różnokształtny zaułek.

Obrazek

Jest też na naszej drodze kilka starych, drewnianych domów, w części już niezamieszkanych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Reklama zakładu usługowego. “Tapeciarstwo” :) Czy takie słowo jest jeszcze w użyciu? No i zachowała się dawna nazwa ulicy!

Obrazek

Gapię się na tą tabliczkę i zastanawiam - jak ten Nowy Targ mógł wyglądać wtedy, gdy ją wieszano? Jak wyglądały wtedy Gorce, te z których właśnie zeszliśmy? I nie spodziewałam się, że ta wizualna odpowiedź na moje pytanie spadnie nam z nieba i to tak błyskawicznie ;)

Przy dworcu PKP stoi wystawka starych zdjęć. Właśnie takich - jak na zamówienie. Pełnych konnych zaprzęgów, pylistych lub gliniastych dróg, targowisk i poprzekrzywianych płotów. I takich drewnianych domków jak te, murszejące teraz w zapomnieniu, wklinowane pomiędzy współczesność...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Myślami włażę w te zdjęcia. Widzę nas jak jedziemy na stopa na jednym z wozów, jak tuptamy z plecakami tą drogą usianą plackami nawozu, jak snujemy się po bazarze... Zasysło mnie do wnętrza tych obrazów i przez chwilę jestem TAM... Najstarsze z wyeksponowanych zdjęć pochodziło chyba z przełomu lat 40-50. Najmłodsze z końca lat 60-tych. Czyli moja mama schodząc z Gorców w czasach swoich studenckich rajdów - mogła wędrować przez właśnie TAKIE miasto!

A! I jeszcze jedna ciekawostka Nowego Targu! W przejściach podziemnych czy na murach mijamy beczących bywalców hal. Tradycja pasterska rejonu jak widać ma też przełożenie na twórczość ścienną - w innych miastach raczej się nie uświadczy tego typu malunków! I to w takim zagęszczeniu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przykolejowe budynki o jakimś przemysłowym zastosowaniu.

Obrazek

Obrazek

Zatem stare uliczki są zobrazowane, redyk ma swych przedstawicieli, wszystko jest... tylko naszego pociągu ni ma.. Woda podmyła tory (czemu mnie to nie dziwi…) i na trasie Chabówka - Nowy Targ połączenia kolejowe musiały zostać zawieszone. Tylko do Zakopanego czasem śmigają miłe gąsienice o wyłupiastych oczach.

Obrazek

Kibla na dworcu oczywiście nie ma. Pozostaje zatem wyprawiać się kilkakrotnie w okolice jakiś zakładzików - miejsca obfitują w krzaki i płytowe drogi.

Obrazek

Czekamy więc na komunikację zastępczą, a ona - niespodzianka! utknęła na zakopiance, gdzie korki się już ponoć liczy w dziesiątkach kilometrów. Bo raz remonty, a dwa - miłośnicy dynamicznej jazdy do zdrapywania z asfaltu. Czas więc mija, pod PKP co chwilę zawija jakiś nieoznakowany autobus, wszyscy za nimi biegają, ciągnąc za sobą bambetle, a kierowcy rozkładają ręce, że “oni nic nie wiedzą”. W końcu jeden z kierowców kilkakrotnie zmienia zdanie, bo najpierw twierdzi, że “on jest zwykły autobus kursowy do Zakopanego”, potem odbiera kilka telefonów, łapie się za głowę i mówi, że “on już sam nic nie wie”, a potem decyduje się nas jednak zabrać do Chabówki. Trochę źli są ci pasażerowie, którzy wsiedli za “pierwszym czytaniem” i wciąż myślą, że jadą do Zakopanego. Udaje się ich jednak szczęśliwie wysadzić kilka przecznic dalej. Zostają więc z informacją, aby wypatrywać busów z czerwonym paskiem i tabliczką “Rabka” i one powinny kierować się na Zakopane. To jasne, prawda? :)

Tak rozpoczynając podróż nasz dzielny autobus opuszcza miasto i decyduje się pojechać przez Jabłonkę, co w drodze Nowy Targ - Chabówka zdaje się być trasą z lekka okrężną. Ominięcie Zakopianki - jasne, ale czemu nie jedzie przez Rabę Wyżną? Nawet pytam o to kierowcę, ale tam ponoć też coś podmyło i tam też jakieś autobusy już utknęły. Trasa przez Jabłonki póki co nie była jeszcze praktykowana w dzisiejszej komunikacji zastępczej, więc mamy szansę zostać prekursorami nowych trendów i być może szczęśliwie zdążyć na nasz pociąg. Pewnym zgrzytem jest jedynie to, że w Chabówce się okazuje, że przyjechała z nami jakaś samotna walizka bez opiekuna i nikt nie chce jej zabrać na dalsze wojaże. Istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że któryś z zakręconych pasażerów kierujących się na Zakopane będzie dziś nieco zły i opowieści o "atakach licha" będą się niosły przez Podhale ;) Nie wiem jak się potoczył dalej walizkowy zamęt, bo pokłusowaliśmy w stronę peronów.

W Chabówce pociąg wyglądający na dalekobieżny i opatrzony właściwymi tabliczkami na szczęście stoi i stać będzie jeszcze jakiś czas, bo musimy jednak poczekać na te utknięte busy z zakopianki. Na darmo więc poświecenie kierowcy prującego przez Jabłonkę, ale tyle dobrze, że czekamy w miejscu gdzie jest dostępny kibel.

Ostatecznie wyjeżdżamy mając tylko 110 minut opóźnienia. Konduktor kilka razy przemawia przez głośnik, recytując wspaniale wyuczone regułki, co sobie należy zasłonić i co gdzie regularnie wcierać, ale w tematach mniej istotnych tzn. skąd, dokąd i kiedy pociąg pojedzie - to już się trochę gubi. Powoduje to sporą konsternację, a nieraz i panikę i tak już zdenerwowanych pasażerów. Nas to akurat nie dotyczy, ale wiele osób się boi czy zdąży na swoje przesiadki. W którymś momencie pada np. stwierdzenie, że jesteśmy pociągiem do Zakopanego, co w połączeniu z dziwnymi ruchami na poprzedniej stacji (odczuwalnymi nieco jak przeczepianie wagonów) brzmi nieco złowieszczo...
Gdy z głośnika padają słowa, że najbliższa stacja to Sucha, to dwie zakonnice biegną korytarzem łkając: “A Maków??? Co z Makowem??? Nie staje??". Konduktorka przeprasza, poprawia się, ale zapomina wyłączyć głośnik, więc cały pociąg ma okazję wysłuchać rozmowy o kiełbasach z Lidla, które ostatnio nie wiedzieć czemu tak bardzo podrożały.

No cóż… Dobrze, że siedzimy w tym pociągu i nie jedzie on do Suwałk ani Bydgoszczy, ale trochę smutno, że to już definitywny koniec wyjazdu… Stąd pewnie taki melancholijny wyraz pyska...

Obrazek

KONIEC
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: poniedziałek 03 sty 2022, 17:10Stąd pewnie taki melancholijny wyraz pyska...
A mnie się zdawało, że ta mina to wyraz tęsknoty za kibelkiem jaką czasami się odczuwa w stojącym długo na peronie pociągu... :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: buba »

Piotrek pisze: poniedziałek 03 sty 2022, 17:33
buba pisze: poniedziałek 03 sty 2022, 17:10Stąd pewnie taki melancholijny wyraz pyska...
A mnie się zdawało, że ta mina to wyraz tęsknoty za kibelkiem jaką czasami się odczuwa w stojącym długo na peronie pociągu... :wink:
Ten miał akurat te takie zasysane, wiec i na peronie mozna bylo skorzystac do woli! ;)
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podh. do Nowego Targu)

Post autor: Piotrek »

Cie wy, cie wy... Niezadługo będą wylizywać dupkę do czysta po użyciu. :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

ODPOWIEDZ