Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169486
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Sten »

Kolejny fort jaki odwiedzamy to Janowo. Wyróżnia się malowniczymi schodkami na zewnątrz. Jak jakiś amfiteatr! Trochę podobne wykończenie pamiętam z krakowskiego fortu Łapianka. Czy miało to jakiś cel oprócz względów estetycznych i do czegoś konkretnego służyło?
To jest tak zwana ława strzelecka służąca do obrony fortu przez strzelców fortecznych.
Radość z odnalezienia kibelków!
W takich miejscach można sporo ciekawych artefaktów znaleźć ... :roll:
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

To jest tak zwana ława strzelecka służąca do obrony fortu przez strzelców fortecznych.
A ich tam cos osłaniało? bo tak troche jakby na patelni tam sie siedzi?
W takich miejscach można sporo ciekawych artefaktów znaleźć ... :roll:
W kibelkach w ogole mozna rozne artefakty znalezc. Kiedys w miejskim kiblu w Krakowie mi sie monety wysypały z kieszeni podczas korzystania. Wiec potem zaglądam za muszle zeby je wyzbierac a tam stówa leży! :D :D
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169486
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Sten »

Ogień prowadzili w lewą stronę. Te "schodki" były od wewnętrznej strony fortu. A to skrajnie z lewej, obrośnięte trawą to tzw. półka strzelecka, pochylona w stronę suchej fosy.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Niedaleko miejscowości Nowy Lubiel przekraczamy Narew promem. To chyba najmniejszy promik jakim póki co jechaliśmy. Mieści się na nim jeden busio. Drugiego by już nie upchali.

Obrazek

Obrazek

Zaraz po zjeździe z promu, w miejscowości Nowe Łachy, wpada nam w oczy miły sklepik. Nie omieszkamy skorzystać z jego gościnnych ławeczek.

Obrazek

Naszym głównym celem są wyrobiska po żwirowniach koło wsi Brzóze. Jeziorek jest tutaj kilka. Część z nich jest połączonych ze sobą, rozgałęziona w różne strony, a plątanina wysepek, półwyspów czy mierzei tworzy bardzo fajny i urozmaicony krajobraz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wypatrzyłam sobie to miejsce na satelitarnych mapach. Bo raz, że uwielbiam wszelakie żwirownie, piaskownie, glinianki, kamieniołomy czy innej bajora o przeszłości industrialnej - zazwyczaj dobrze rokują biwakowo i kąpielowo. Tutaj dodatkowo było widać jakieś porzucone obiekty wielkości niedużej. Jakby rozsiane wśród piachów wraki pojazdów? Przeczesywanie internetów w poszukiwaniu “co to jest” - nie przyniosło rezultatów. Chęć odkrycia tajemnicy potęgowało więc pociąg do tego miejsca.

Teren okazuje się rewelacyjny, a co najważniejsze - dosyć pusty. Dziś jest piątek, więc gdzieś trzeba się ukryć by przetrwać weekend i nie ulec zadeptaniu. I aż nam trochę dziwnie, że jest aż tak pusto. Może tu nie wolno wchodzić i wieczorem nas wyrzucą? Może znowu jakaś gadająca głowa z telewizora postanowiła zamknąć lasy i na wszelki wypadek zarekomendowała trzymać głowę w wiadrze wypełnionym domestosem? Na wyjazdach nie śledzimy wiadomości ze świata, więc możemy jedynie snuć domysły czy mieć nadzieję, że jak wydarzyło się coś rzeczywiście istotnego, to rodzina poinformuje nas smsem. Jak się okazuje - powód był. Bardzo złe prognozy pogody na weekend. A że ostatnimi czasy ludzie zatracili umiejętność patrzenia za okno i przewodnikiem przez życie jest jedynie ekranik smartfona - to większość zabarykadowała się w domu. Postanawiamy zostać tu dwie noce. Raz, że mamy fajne miejsce i nie trzeba się będzie jutro szarpać z szukaniem kolejnego, a dwa, że sobie jutro obejdziemy bajorka. Na przeciwległym brzegu widać jakąś plażę, może tam knajpa jest albo inne ciekawostki regionalne?

Dziś póki co ruszamy w poszukiwaniu wraków. Są, acz nie są to porzucone masowo samochody, jak sobie wyobrażałam wspominając np. ormiański Madan (https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... an_12.html ) Są to zdecydowanie wraki, ale kurde czego?? Jakiś pomostów? Baniaków? Cystern? Ciekawe czy to z czasów działania wyrobisk czy ktoś to później tutaj przywiózł i zwałował? Fajne urozmaicenie terenu - pordzewiałe, zarośnięte, można wleźć na górę i spojrzeć na okoliczny świat z nieco wyższej perpektywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z oddali słyszymy też niesamowicie skondensowany kwik ptactwa. Idziemy w tamtą stronę. Tak odkrywamy prywatną ptasią wyspę, na której wręcz się roi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pyliste drogi rozchodzą się na wszystkie strony. I którą tu iść najpierw?

Obrazek

Obrazek

Piątkowe popołudnie i wieczór, na przekór przepowiedniom, okazują się być ciepłe i słoneczne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drewna na ognisko jest sporo, więc robimy nawet zapasy.

Obrazek

Budujemy chatko - szałas dla jednorożców.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś chyba polewało, bo nad lasem pojawia się tęcza. A nawet dwie!

Obrazek

Wieczorny biwak jest niezwykle malowniczy. Jeszcze nie wiemy, że jutrzejszy będzie równie klimatyczny, ale zupełnie, zupełnie inny ;)

Obrazek

Obrazek

Rano wybieramy się w stronę piaszczystej, plażopodobnej łachy. Przyjemne miejsce, co postanawiamy uczcić fikołkami i turlaniem.

Obrazek

Obrazek

Widać supermaskującego się busia stojącego w dalekiej zatoczce.

Obrazek

Rozważamy czy to taras dla bociana czy punkt widokowy dla turystów?

Obrazek

Jest tutaj też drewniany sklepobar, przywodzący na myśl dawne klimaty bieszczadzkie, zarówno ze względu na wygląd, jak i klientele.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden pan pod sklepem opowiada nam, że z wyrobisk można się przedostać kanałem do Narwi. Ponoć rok temu jakaś ekipa wypożyczyła rowerek wodny, przebrała się przez ten kanał, a potem to już porwał ich nurt. Z zeszłorocznego pobytu w Drawnie ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... rawno.html ) bardzo dobrze wiemy jak świetnym pojazdem do pływania pod prąd jest plastikowa taradajka zwana rowerkiem. Nam się wprawdzie udało, ale mieliśmy bardzo krótki odcinek ;) Ci tutejsi mieli mniej szczęścia - łowili ich ponoć pod Warszawą ;)

My więc też postanawiamy wypożyczyć rowerek, acz nie po to, aby po raz kolejny zobaczyć Spichlerz, dla odmiany z innej perspektywy ;) Będziemy grzecznie pływać po wyrobiskach, zaglądając w co ciekawsze zatoczki i zawijasy.

Obrazek

Chmury czernieją w oczach. Ale ma to i swoje plusy - jesteśmy w tej chwili jedynymi użytkownikami szarej toni wodnej.

Obrazek

W oddali jeżdżą ciężarówy jak z jakiegoś czynnego wyrobiska.

Obrazek

Nie wiem ile los dał nam popływać na sucho. Pół godziny? Może godzinę? No a potem sprawdziły się najczarniejsze obietnice smartfonów. Lunęło szybko i przykładnie. Dla potwierdzenia wagi sytuacji gruchnęło piorunem tam i siam. Przezornie zabrałam foliowe kurteczki, ale zanim udało się je rozwinąć z kulki - i tak byliśmy cali mokrzy. Przetrwały tylko bluzy w plecaku, bo jego pierwszego zawinęłam w folie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponoć nasze zmagania z deszczem i co gorsze z silnym, przeciwnym wiatrem, obserwuje cały kwiat barowej czeredy. Dopingując nas i robiąc zakłady czy uda się nam dobić do właściwego brzegu. Gdy się w końcu udaje, w sklepie czekają nas wyrazy uznania (od miejscowych) i utyskiwania nad naszą nieodpowiedzialnością - od jakiegoś tranzytowego rowerzysty w rajstopach. “Toż to dziecko jest całe przemoczone, ono zaraz będzie chore i skończy w szpitalu!!” Gdy wykręcam jej warkoczyki, Kabak wskazuje na rowerzystę i szepce mi na ucho (ale mówienia szeptem to ona jeszcze nie całkiem opanowała) : “Mamo, co ten pan ma na pupie? To jest pieluszka? Może on jest dla mnie niemiły, bo mi zazdrości, że ja już nie muszę nosić?” Oj takich rzeczy nie trzeba żulikom dwa razy powtarzać, od razu podchwytują :) A może po prostu pieluchowiec nie wzbudził ich sympatii? Ba! Jak się potem okazuje, im też robił wykłady - o zakazie spożywania alkoholu w miejscach publicznych, używaniu niecenzuralnych słów i “że on sobie nie życzy tego słuchać”.

Mimo wzmagającego się deszczu pan odpowiedzialny i tak wskakuje na rower i znika we mgle… Cóż… Nie wszyscy mogą mieć miłe wspomnienia z knajpy nad wyrobiskiem :) Wypijamy coś tam na rozgrzewkę, ale nic tu po nas.. Żegnamy się w sympatycznej atmosferze i idziemy się ogarnąć do busia.

Obrazek

Lepiej się suszy w busiu niż w namiocie - to pewne. No ale miejsca do rozwieszania też nie ma zbyt dużo, a roznosząca się wilgoć powoduje zamakanie nawet tych rzeczy, które chwilę wcześniej były suche. Poza tym co? Będziemy siedzieć i patrzeć na zaparowane szyby? I tak do wieczora? Masakra! Jeszcze nie ma 15. Zdechniemy tu z marazmu! No i co z naszą karkówką?

Postanawiamy zrobić z busia wiatę kominkową! Na tylną klapę zarzucamy plandeki, pod nie podstawiamy miskę grillową XXXL i rozpalamy w niej ognisko z suchego drewna, które zawsze staramy się wozić na takie okazje. Od razu inna atmosfera! Ogień to ciepło, zapach i radość. Ogień to życie! Tak tworzy się mobilna suszarnio - wędzarnia. Z czego pierwsze działa tak na pół gwizdka - ale drugie pełną parą! Nie wiem co się stało, ale z wnętrza kabiny tworzy się jakby komin, który zasysa dym. Tak uwędzonego busia to jeszcze nie było. Idąc po coś do środka łzy płyną strumieniami, a oddychać przy zamkniętych drzwiach to nie ma opcji. Dym się później przewietrzył, ale zapach wędzonki pozostanie z nami już chyba na zawsze :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Deszcz leje falami, wiatr targa plandeką. Prawie wysuszone spodnie wpadły mi do błota. Bluza miała mniej szczęścia, bo nie spadła, ale wisiała za blisko ogniska. Do jej malowniczych dziur dołącza więc kolejna - wypalona ;) Gęste kłęby dymu wypełniają szczelnie busiowe wnętrze, wirując i tworząc jakby szare, pełgające stwory. Był taki odcinek Muminków, gdzie cienie niewidzialnych stworków ściągało ciepło ogniska…. W okopconej misce dymi czajnik z kolejnymi litrami zielonej herbaty. Kabak siedzi na krzesełku majtając nóżkami nad ogniem. Właśnie przed chwilą bawiła się w kałuży i nalało jej się do gumiaków górą.. Gumiaki więc dołączyły do suszarni. Tęczowe jednorożce mają całe grzywy w glinie. Kabak siedzi, patrzy w zamyśleniu w dal i nagle zaczyna rechotać. Pytam co się stało? Kabak: :”Wyobraziłam sobie, że przyszedł tu teraz ten pan z pieluszką. I jaką by zrobił minę i co by powiedział. Myślę, że od razu by się poszedł utopić” ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Momentami są przerwy w zlewach. Można wtedy iść nad wodę podziwiać spokojną jej taflę, podnoszące się mgły i czerń postrzępionych chmur... Jest to też dogodny moment by umyć naczynia czy wyprac konikom grzywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A rano suszenia ciąg dalszy ;) Dotyczy ubrań, plandeki i miski. Gdy wszystko juz było prawie suche - to niespodziewanie lunęło... ;)

Obrazek

Potem, już w domu, przeglądając zdjęcia, dochodzimy do wniosku, że był to najbardziej udany biwak z całego naszego wyjazdu :)


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Sten pisze: piątek 03 gru 2021, 19:10 Ogień prowadzili w lewą stronę. Te "schodki" były od wewnętrznej strony fortu. A to skrajnie z lewej, obrośnięte trawą to tzw. półka strzelecka, pochylona w stronę suchej fosy.
Aaaaa... czyli w tą stronę - to juz rozumiem! :)
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Jedziemy przez miejscowość o wdzięcznej nazwie Jednorożec. Nie muszę wspominać, który członek ekipy jest tym faktem najbardziej zachwycony.

Obrazek

Herb też jest taki jak trzeba!

Obrazek

I mają w okolicy różowe słupy! Ponoć jakaś radna z władz gminnych tak zadecydowała, bo to jej ulubiony kolor. Kabak twierdzi, że to fuszerka, bo słupy powinny być jeszcze obsypane brokatem i błyszczeć się w słońcu.

Obrazek

Przydrożne ogłoszenie. Ciekawe ile takich rzeczy leży gdzieś po stodołach :)

Obrazek

Powoli zbliżamy się do terenów bardziej obfitujących w jeziora. Pierwsze na naszej trasie jest jezioro Kalwa, na którego brzegach mamy namierzone kilka zapomnianych ośrodków. A nuż któryś spodoba się nam na tyle, aby zostać w nim na nocleg?

W miejscowości Pasym odwiedzamy pierwszy takowy obiekt.

Obrazek

Obrazek

Asfalt z dużą domieszką igliwia! :) A może raczej igliwie z pewną domieszką asfaltu? :)

Obrazek

Mech najlepiej się hoduje na stołach pingpongowych.

Obrazek

Niestety były tu ostatnio jakieś pożary, więc już żadne z zabudowań nie nadaje się do użytku. Charakteryzują się przeważnie dużą ażurowością.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szczególnie tego domku mi żal… Gdyby nie spalona podłoga i część ścian - można by tutaj zostać na nocleg!

Obrazek

Obrazek

Jaki fajny piecyk w środku był!

Obrazek

Nie możemy odgadnąć jakie funkcje toto pełniło? Fontanna? Ogródek piwny? Plac zabaw? Romantyczna sztuczna ruina stylizowana na zamek księżniczki?

Obrazek

Jedno jest pewne - pod prysznicami zawsze warto być czujnym!

Obrazek

Zatem co? Trzeba było pitwać ryby w pokojach? ;)

Obrazek

Kolejne odwiedzone miejsce to Rudziska Pasymskie. Już tabliczka początkowa sugeruje, że zagłębiamy się w zapomnianą dżunglę.

Obrazek

Na brzegu jeziora stoi hotel zwany Rudka - ogromny moloch.

Obrazek

Obrazek

Widoki z tarasu.

Obrazek

Dosyć długo włóczymy się przepastnymi korytarzami, przeplotkami, drabinami, dachami i piwnicami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ośrodek jest nieczynny od około 20 lat. Wnętrza są już zupełnie wypatroszone, niestety nie zostały żadne sprzęty z dawnych lat. Jedynie taki mural ze słoneczkiem wciąż zdobi jedną ze ścian.

Obrazek

A mysza nieśmiało wygląda z okna ;)

Obrazek

W korytarzach zaczynają już rosnąć drzewka...

Obrazek

Obrazek

W oddali widać jeszcze inne budynki, chyba kiedyś przynależące do tego kompleksu.

Obrazek

Obrazek

Ekipa w komplecie. Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w czerwcu 2021! :)

Obrazek

Kawałek dalej stoją pozostałości starszych budowli. Są mocniej zarośnięte, solidnie nadszarpnięte zębem czasu i przyrody. Przed wojną działał tu pensjonat, zaraz po wojnie Mazurski Uniwersytet Ludowy, poźniej kolejny Ośrodek Szkoleniowo-Wczasowy. Pod koniec lat 80-tych budynki się nadpaliły i jakoś zabrakło kasy, pomysłów czy chęci na odbudowę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spotykamy tu bardzo ciekawą i intrygującą ekipę. Było ich trzech. Jeden z nich przedstawił się jako Florian. Tylko on z nami rozmawiał. Pozostali łypali nieco wilkiem i milczeli. Na początku wzięliśmy ich za bezdomnych, którzy tu pomieszkują albo złomiarzy, którzy bezskutecznie węszą za jakimiś pozostałościami żelastwa. Trochę nas z tropu jednak zbiło, że robią dużo zdjęć, zwłaszcza różnych detali budynku (np. framug okiennych). Z ich słów wynikało, że poszukują keszy. Przyjechali starym oplem z solidnie wgniecionymi drzwiami, którego dokładnie ukryli w krzakach. Na tyle profesjonalnie to zrobili, że wcześniej mijaliśmy ten samochód o 5 metrów i go nie zauważyliśmy. Samochód nie był zaparkowany na czas zwiedzania, on był celowo zamaskowany! Blachy mieli z drugiego końca Polski - FZA. Odjeżdżając tak przysolili w jakąś gałąź, że wyleciało boczne okno. Widać byli na to przygotowani, bo sprawnie wyjęli duży worek, taśmę klejącą i w mig naprawili szkody. Oddalili się trąbiąc i machając, a ich śmiechy i pogwizdywanie jeszcze długo huczały nam w uszach...

Na nocleg zatrzymujemy się na polu biwakowym “Cicho - sza”. I wygląda ono tak jak się nazywa. Oprócz nas nocuje tu tylko nieinwazyjny motocyklista, z którym zamieniamy kilka słów, a potem on rozbija się na drugim końcu pola, tak że nawet nawzajem się nie widzimy. Możemy się więc cieszyć totalną pustką i ciszą mąconą jedynie szumem wysokich sosen. Zupełnie jak w Estonii. To miejsce, położone w pachnącym, żywicznym lesie, bardzo mi właśnie przypominało biwakowiska RMK...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niedaleko jest jeziorko, w którym nie omieszkamy się przekąpać, zarówno z wieczora jak i rana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejnego dnia zatrzymujemy się w przydrożnym w barze “Szczupak”, gdzie jak sama nazwa wskazuje, zjadamy sandacza.

Obrazek

Obrazek

Wielkim odkryciem dnia okazuje się być pigwoniada!! I trafia ona na podium moich ulubionych napojów - po zielonej herbacie i kwaskowatym, dunajskim winie. Jest kilka odmian tego specyfiku, a najlepszy jest ten, który zawiera herbatę! Jest to produkt regionalny, ale nie produkcja własna tego baru. Sprowadzają to od jakiegoś rolnika z okolicy, który ma wielkie plantacje pigwowca. Na szczęście odkryłam, że można toto kupować wysyłkowo! :) Szkoda, że nie jest dostepne w żadnym oławskim sklepie...

Obrazek

Obrazek

Gdzieś po drodze, na wygrzanym podsklepiu.

Obrazek

Potem jedziemy na poszukiwanie ośrodków z dawnych lat. Miałam namiar na malutkie domeczki w miejscowości Zamordeje, nad jeziorem Nidzkim. Domki same w sobie rzeczywiście przeklimatyczne i takie jedyne w swoim rodzaju. Jak skrzyżowanie starego typu namiotu z psią budą :) Raz jedyny takowe widziałam!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale na tym się kończą plusy tego miejsca. Panuje tu jakaś klaustrofobia (i nie mam tu na myśli wielkości domku ;) Ciągle ktoś łazi, gapi się... Domki przeplatają się z kamperami i przyczepami, ale mieszkając w domku nie wolno obok zaparkować. Trzeba więc patrzeć na stojącego 10 metrów obok nabzdyczonego kampera, a swoje bambetle nosić z drugiego końca ośrodka. Gdzie tu logika? Nic tu po nas. Jedziemy dalej… Żal, że nie można teleportować takiego domeczku w inne miejsce...

W tym rejonie, chyba z racji na dużą ilość jezior i rozlewisk, nie bardzo da się omijać główne drogi. Musimy więc jeździć dwucyfrówkami, co do przyjemności nie należy. Zwłaszcza źle nam zapada w pamięci przejazd przez Pisz. Miasto totalnie wyprane z zieleni. Pakujemy się w korek i to jeszcze za krzywą, przechyloną mocno na bok przyczepą tira wyładowaną drewnem. Zastanawiamy się kiedy to wszystko się na nas zwali... Korzystając z pierwszej możliwości uciekamy przed belami drewna w jakieś osiedle dotknięte skrajną betonozą. Wracając na drogę wylosowujemy jechać za traktorem z jakimś baniakiem, który w godzinach szczytu przemierza miasto z prędkością 5 km/h. No ale przynajmniej baniak na nas nie zleci. Nad jeziorem Roś szukamy kolejnych ośrodków, które ktoś kiedyś mi polecał. Ale też nas nie urzekają. Tłum, zgiełk, kupa turystów i wokół tego jeszcze jakaś budowa chodnika czy parkingu. Zaglądamy jeszcze na pola namiotowe, ale na to w ogóle lepiej spuścić zasłonę milczenia. Lepsze klimaty biwakowe oferuje oławski parking pod Biedronką... Zaczynamy bardzo tęsknić za okolicami Warszawy…

Podejmujemy jeszcze ostatnią próbę, jeszcze jedną szansę dajemy Mazurom. Cierzpięty. Też ponoć mają tu ośrodek w klimatach z dawnych lat. I to jest strzał w dziesiątkę. Uffff... Na sam koniec... Tego właśnie szukaliśmy. Miejsce na tyle urokliwe, że będzie bohaterem całej, kolejnej relacji :)

cdn
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169486
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Sten »

W Jednorożcu jest bodaj największy na Mazowszu cmentarz wojskowy z lat I wojny światowej ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Sten pisze: sobota 04 gru 2021, 22:38 W Jednorożcu jest bodaj największy na Mazowszu cmentarz wojskowy z lat I wojny światowej ...
To niestety nie wiedzielismy. I nigdzie jakos nie rzucil sie w oczy...
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Jest sobie jezioro zwane Mokrym. Skądinąd dziwna nazwa, bo rzadko trafiają się jeziora suche… No chyba, że takie jak zbiornik Mietkowski w 2011 ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... o.html?m=0 ) ;)

Jezioro Mokre jest fajne, bo bardzo duża część jego brzegów jest dzika. Zwarta zabudowa miejscowości i ruchliwa droga przytyka do niego tylko od południa, a biorąc pod uwagę kształt jeziora - jest to bardzo maleńki kawałek. Oprócz tego na brzegach zdarzają się pola namiotowe, jakieś pojedyncze domostwa, no i miejsce naszych noclegów - Stanica Wodna. Miejsce od pierwszego wejrzenia przypada nam do gustu. Ciche, klimatyczne, zawierające wszystko co nam trzeba i jeszcze z przemiła obsługą! To chyba nagroda za wytrwałość i rekompensata za te wcześniejsze porażki i pół dnia zmarnowanego na bezskuteczne poszukiwania.

Tu plan ośrodka. Rozczulająco piękny! :)

Obrazek

Po terenie są rozsiane drewniane domki z werandami i przy każdym rosną cudowne, pachnące krzewy pokryte białymi kwiatami!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu nasz domek. Sympatycznie położony na górce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jego wnętrza. Chyba jakieś kolonie tu nocowały i miały warsztaty plastyczne.

Obrazek

Niektóre domki mają w środku piecyki albo kominki? Nasz nie miał, ale też nie było potrzeby palić, więc nie dopytywaliśmy o taką możliwość..

Obrazek

Obrazek

Tu i ówdzie przycupnęły moje ulubione ławki. Kiedyś wszędzie takie były, a teraz coraz trudniej je napotkać...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten domek podobał mi się najbardziej, położony na samiuśkim końcu ośrodka, z największym i najbardziej rosochatym krzakiem. Szkoda, że nie w nim spaliśmy.

Obrazek

Jest też przefajna knajpka, w której można użyć na rybach.

Obrazek

A i plac zabaw utrzymany jest w klimatach leśnych chatek.

Obrazek

Latarnia z ekologicznym słupem :)

Obrazek

Produkt regionalny ;)

Obrazek

Na stanie mają tu kilka kotów, więc niektórym szczęście wylewa się uszami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Radość z pozyskanego węgorza :)

Obrazek

Wieczór na nadjeziornych pomostach.

Obrazek

Obrazek

Poranna przekąpka.

Obrazek

Zostajemy tu trzy dni. Nie mamy już chęci na dalsze poszukiwania w tym rejonie. Szansa na znalezienie czegoś jeszcze fajniejszego czy chociażby zbliżonego jest raczej zerowa...

Jednego wieczoru docierają do ośrodka kajakarze. Dwie pary, gdzieś w wieku koło 25 lat. Pierwszy raz spotykamy ich w knajpie. Chłopaki robią wrażenie wesołych, sympatycznych, pokazują nam na mapie swoją trasę, która częściowo biegnie rzekami, a po części jeziorami. Trasy zaplanowali krótkie, bo to przede wszystkim wypoczynek a nie wyścig. Chcą mieć też czas na kąpiele, opalanie czy wieczorne sielanki przy piwku. Zupełnie inne wrażenie robią będące z nimi kobiety. Jedna np. wali w bufet zamówionym wcześniej daniem: “Ja chcem ziemniaki bez koperku i więcej surówek!”. Nie “czy mogłabym wymienić” albo “czy można prosić o dodanie” - tylko JA CHCEM. Gadam potem z babkami z obsługi. Nie są zdziwione. Ponoć takich roszczeniowych chamów jest z roku na rok coraz więcej....
Drugą niewiastę mamy okazję poznać w pełnej krasie przy domku - cała czwórka osiedliła się (a przynajmniej próbowała) w obiekcie sąsiadującym z naszym. Wspomniana dziewoja dostaje ataku histerii, że ona tu spać nie będzie, ona nawet progu nie przestąpi i chce do domu. Jej chłopak ma ją tam zawieść. NATYCHMIAST! Do kajaka też już nie wsiądzie. I tu następuje prawie nieludzki skowyt.
Jej zachowanie jest mi bardzo dobrze znane - kabak często tak robił w wieku lat dwóch. Jak coś było nie po jej myśli, zaczynała się rzucać po ziemi, wierzgać i wyć. Trzeba ją było wtedy wziąć pod paszki i wynieść w miejsce, gdzie nikomu nie przeszkadzała ani nie zrobiła sobie krzywdy rzucając się jak ryba wyjęta z wody. Kabakowi na szczęście to szybko przeszło. Tu mamy okazję oglądać sytuację, gdy takowe ataki utrzymują się dłużej i przechodzą w stan przewlekły. Jest to duży problem, bo trudniej wziąć delikwentkę pod paszki….

Ostatecznie obie panie opuszczają ośrodek (nie wiem czy samodzielnie czy ktoś im pomagał) ale na szczęście już więcej ich nie widziałam… Nie znam ich dalszych losów - czy poszły spać do hotelu, wróciły do domu, czy postanowiły się utopić w jeziorze...

Idąc potem wieczorem obejrzeć dalsze zakątki ośrodka, mam okazję usłyszeć strzępy rozmowy siedzących na werandzie nad piwkiem dwóch pozostałych tu kajakarzy. “.... a ja się dziwiłem, że aż tylu chłopaków u nas na roku jest gejami. A to jest całkiem niegłupie rozwiązanie! Nie musisz się użerać z taką krową. Na głowie stajesz, aby jej nieba przychylić a ona jeszcze cię opluje. A tak? Znajdziesz sobie fajnego przyjaciela, który ma podobne pasje - i mecz z nim obejrzysz, i browara wypijesz. I kasy ci więcej w portfelu zostaje. A co ty o tym myślisz??”
Drugi chłopak zupełnie nie podejmuje tematu ;) Zaczyna coś opowiadać o kajakach, gorszej pogodzie zapowiadanej na jutro i obawach, żeby nie było bocznego wiatru, “pamiętasz - tak jak wtedy na jeziorze…..”

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

W jeden z dni spędzonych w Cierzpiętach wypożyczamy rowerek wodny. Początkowo mamy w planie opłynąć nim całe jezioro, ale pogoda robi się chłodna i pochmurna - i mamy obawy, że znowu nam doleje - tak jak na wyrobiskach ;) Stanęło więc tylko na opłynięciu wysepki koło leśniczówki i pozaglądaniu w rybacze zatoczki.

Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy pierwszymi w tym sezonie, którzy wypożyczają rowerek. Chyba większa moda panuje tu na kajaki albo łodzie rybackie. Rowerek więc jest pełen wody i zasypany igliwiem - chyba stoi tak od roku. Mamy nadzieję, że to woda deszczowa, a nie że tak przecieka ;) Wyciągamy z jakiegoś kosza butelki, rozpiłowujemy je celem zrobienia czerpaków i wylewamy wodę.

Obrazek

Mam wrażenie, że dla kabaka większą radością było to wylewanie wody z rowerka niż samo pływanie nim. No bo już nieraz pływaliśmy, a szuflowanie zupą z sosnowych igieł - trafiło się nam po raz pierwszy :) Na dnie znajdujemy utopioną ważkę. Po chwili jednak się okazuje, że ona wciąż żyje! Chyba więc wpadła niedawno i ma tylko zamoczone skrzydełka.

Obrazek

Boimy się ją wziąć do ręki, żeby jej czegoś nie połamać, więc nagarniamy ją na kawałek srajtaśmy, licząc, że na nim posiedzi, wysuszy się i jak jest wszystko w porządku to odleci. Zostawiamy ją na stole.

Obrazek

Obrazek

Co ciekawe, jak wracamy po kilku godzinach - ważka wciąż jest na stole i trzepoce skrzydełkami. Okazuje się, że jej nóżki przykleiły się do papieru i ma problem je oderwać. Udaje się nam tak poobdzierać papier, że przy nóżkach zostają jego kawałki takie na kilka milimetrów - i ważka z nimi odlatuje. Pierwsza ważka w skarpetkach! ;) Mam nadzieję, że skarpetki jej nie zaszkodzą. Zrobiliśmy dla niej co w naszej mocy! :)

A tak przedstawia się nasz ośrodek od strony wody! Też bardzo zachęcająco!

Obrazek

Zazwyczaj nie lubię zdjęć typu "selfi" - zawsze na nich wychodzi krzywa gęba, ale na środku jeziora trochę strach wypuścić z ręki aparat i go położyć na samowyzwalaczu. Aha! Toperz nie trzyma w zębach tego piórka ;)

Obrazek

Oni pedałują a buba się wyłożyła i patrzy w niebo. Ech... szkoda, że nie ma słońca!

Obrazek

Inne wygłupy nawodne :)

Obrazek

Perkozy, kaczuchy…

Obrazek

Obrazek

Linia brzegowa nie jest jakaś bardzo zróżnicowana i ciekawa - ot trochę szuwarów, a czasem sucha gałąź wystaje. Nie są to odrzańskie starorzecza, gdzie każdy metr terenu zachęca aby mu zrobić 10 zdjęć…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie brakuje za to wędkarzy na obiektach pływających.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różne metody przechowywania łodzi.

Obrazek

Próby dopłynięcia na wyspę okazują się nieudane. Rowerek ugrzązł, a woda wciąż była za głęboka aby iść piechotą. W takim przebijaniu się przez szuwary kajak mógłby się lepiej spisać!

Obrazek

W drugi dzień stawiamy na rowery lądowe, z podobnym planem - objechać jezioro dookoła. Ruszamy z naszego ośrodka, gdzie jest wypożyczalnia.

Obrazek

Nie wiem czy wszyscy tak mają czy tylko ja, ale jak siądę na obcy rower to przez pierwszą godzinę mam wrażenie, że zaraz się zabije. Niby każdy model ma koła, kierownicę, siodełko i pedały, ale wszystko działa jakoś inaczej...

Początkowo jedzie się bardzo sympatyczne. Drogi są szerokie i tylko dla nas.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Staramy się trzymać blisko jeziora, coby jak przyjdzie ochota móc robić przekąpki. I właśnie znaleźliśmy taką malowniczą zatoczkę! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

3…..2….1…. Ziuuuuuuuuuu!!!!!!

Obrazek

Bawimy się trochę z żabką. Nie wiem wprawdzie czy żabka bawi się tak samo dobrze jak my, ale ciężko ją o to zapytać. Buziaka też dostała i to kilka razy ;)

Obrazek

Obrazek

Mijamy rybacze salony.

Obrazek

“Mamo! To jezioro jest kudłate!”

Obrazek

Za miejscem przekąpkowym kończą się wyraźne drogi. Dalej prowadzą jedynie coraz bardziej zanikające ścieżki, o nisko wiszących gałęziach zdzierających z głów czapki.

Obrazek

Woda w jeziorze przybiera zielonkawy odcień. Kabak się ze mnie śmieje, że może tutaj bym coś złowiła.. Może np. siatką? No cóż… Dobre podsumowanie moich tegorocznych sukcesów wędkarskich ;)

Obrazek

Jadąc dalej na północ grzęźniemy w solidnym chaszczu. Pierwszy zaczyna marudzić kabak, bo jej głowa często z traw nie wystaje i nic nie widzi oprócz morza kłosów, które od czasu do czasu walą ją w nos. “Chyba pobłądziliśmy - tu nie ma drogi, tu się nie da jechać, ja chce z powrotem!!”. No ale na mapie droga była! Więc może zaraz się pojawi? Może się poprawi?

Obrazek

Chwilę później dołącza toperz: “buba, ale tej drogi naprawdę tu nie ma. Może kiedyś tu szedł wędkarz, ale to chyba byłoby na tyle...” Przejść by się bez problemu dało, ale taszczenie rowerów przez kolejne wiatrołomy czy rozpadliny robi się coraz bardziej wkurzające. Odcinki noszenia powoli zaczynają być dłuższe niż te nadające się do jechania…

Obrazek

Zaczyna do mnie docierać, że oni mają rację. Można zaklinać rzeczywistość ile wlezie, ale ścieżka się od tego nie pojawi. Chyba jednak nie objedziemy dziś tego jeziora… Turystyka rowerowa w stosunku do pieszej ma jednak swoje wady...

Może byśmy się i przedarli? Może za wcześnie się poddaliśmy? Acz z drugiej strony wycieczka przede wszystkim powinna być przyjemna! Cóż, zawracamy więc i jedziemy w stronę przeciwną.

Pojawiają się drogi…

Obrazek

Obrazek

...więc i humory dopisują.

Obrazek

Przy jeziorze zwanym Łabędzie (Łabądek) oprócz wrażych tablic z zakazem wszystkiego, znajdujemy też opuszczoną łódź! Pewnie wrosła w ziemię, bo pływanie łódką tutaj też było zabronione.

Obrazek

Obrazek

Takie oto jeziorko. Jakby zabrać napisy - całkiem sympatyczne miejsce.

Obrazek

Obrazek

Jedziemy potem w stronę leśniczówki Uklanka. Dokładnie tam, gdzie i wczoraj zaglądaliśmy drogą wodną.

Obrazek

Słonko przyświeca, wiaterek wieje, piach zgrzyta w zębach. Cudnie jest! Jedziemy więc i śpiewamy :)

Obrazek

Obrazek

Cieszy widok pasących się krówek.

Obrazek

A to ta wyspa, gdzie wczoraj utknęliśmy w trzcinach.

Obrazek

Obrazek

Tu tylko oni się kąpią. Zejście jest w cieniu, więc mi jest za zimno! ;)

Obrazek

Obrazek

No i tyle wyszło z naszego wielkiego planu okrążania jeziora ;)

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Poczatkowe czerwcowe plany zakładały więcej czasu spędzić na Mazurach. Ale raz, że nas te tereny nie do końca urzekły - kilka miejsc okazało się totalnym niewypałem, a dwa, że na ileś dni zasysły nas tereny pod Warszawą. Okazało się więc, że po pobycie w Cierzpietach trzeba zacząć powoli myśleć o powrocie. Jeszcze w kilka miejsc zajrzymy, jeszcze pare dni i biwaków nas czeka, jeszcze kilka ciekawych przygód się wydarzy, ale od dziś już się ustawiamy dziobem w stronę domu…

Tu w okolicach zamierzam jeszcze zajrzeć w pewne miejsce, gdzie byłam 25 lat temu. Był to chyba pierwszy wyjazd, który udało mi się zorganizować. Pierwszy raz, kiedy sobie uświadomiłam, że samodzielne planowanie wypraw jest tym, co kocham najbardziej! Zachwycona książką “Krzyżacy”, marzyłam aby zobaczyć miejsca, które były w niej opisane. Spychów, Szczytno, Malbork, w ogóle każdy zamek krzyżacki będący w okolicy. I udało mi się namówić rodziców - na taki szalony wyjazd, taki inny niż zwykle. My, nasza dzielna ładusia i wyjazd zupełnie w ciemno, w tereny, na których nikt z nas jeszcze nie był. Wybrane do odwiedzenia miejsca okazały się lepsze lub gorsze, ale głównym odkryciem okazał się przypadkowy Spychówek - mała osada na drugim, dzikszym brzegu jeziora. Szutrowa droga biegnąca polami, a na jej końcu stare, poniemieckie chutory. W jednym z nich można było wynająć pokój. Cienisty ogród i mroczny, wilgotny dom pełen starych, jeszcze chyba przedwojennych mebli i sprzętów. Wyprawy nad jezioro Zyzdrój - miejsce otoczone lasami i jakby zapomniane przez wszystkich. Po drodze tylko jakieś zarośnięte ruiny domów, zanikające ścieżki i stare, zdziczałe sady. Chciałoby się powiedzieć - jak w Bieszczadach, ale wtedy Bieszczad jeszcze nie znaliśmy.. (dopiero rok później zacznie się bieszczadzka era w moim życiu ;) ) Nie pamiętam ile dni mieszkaliśmy w Spychówku. Trzy? Cztery? Ale pozostały wspomnienia miejsca niesamowitego, jakby z innego świata. A może tak ocenia się miejsce ze swoich marzeń jak się ma 14 lat?

Teraz będąc niedaleko postanowiłam tam zajrzeć. Wiem, że takie powroty po latach bywają bolesne, ale ciekawość okazała się jednak silniejsza. I co ciekawe - konfrontacja nie była aż tak zła jak myślałam.

Pierwsze zdziwienie - droga nadal jest szutrowa! Taka sama jak wtedy! Dalej się wije polami, lasami - i nadal jest pusta! Acz tego domu i płotów wtedy nie było!

Obrazek

Wtedy mówili na to miejsce “Spychówek” - teraz jest to “Spychówko”. Czemu tak?

Wtedy były tu ponoć dwa zamieszkane gospodarstwa. Teraz jest ich więcej. Ale ten dom, w którym mieszkaliśmy wciąż stoi. Wygląda jakby ciut inaczej, ale to musi być to miejsce!

1996

Obrazek

2021

Obrazek

Obrazek

Droga w stronę jeziora Zyzdrój nadal jest zarosła wysokim burzanem. Acz nie idziemy tam już. Mamy też na dziś inne plany… Poza tym dla toperza i kabaka to miejsce jak każde inne.. Bo z naszej ekipy tylko ja patrzę na nie przez pryzmat magicznego wyjazdu sprzed lat…

Zaglądamy jeszcze do chyba nowego gospodarstwa gdzie hodują stadko kóz i zaopatrujemy się w sery i mleko.

Obrazek

Wtedy też tu było pokaźne stadko - ale innego, bardziej pierzastego rodzaju ;)

1996

Obrazek

Obrazek

2021

Obrazek

Obrazek

W Spychowie też niewiele się zmieniło. Ot taki mały, nijaki kurorcik jak i wtedy. Zakupujemy tu węgorza, a różniste trofea patrzą na nas ze ścian.

Obrazek

Jakby ktoś był ciekaw innych zdjęć z tamtej, wielkiej wyprawy małej buby - to kilka poniżej:

Tajemnicze leśne jezioro Zyzdrój.

Obrazek

Obrazek

Sianokosy nad jeziorem Spychowskim.

Obrazek

Przegląd krzyżackich zamków na naszej trasie:

Szczytno

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nidzica

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Golub Dobrzyń - tu spaliśmy. Bo okazało się, że w zamku był hotel. Nocleg z duchami Krzyżaków? Takiej okazji nie można było odpuścić! Co ciekawe ceny były w miarę przystępne...

Obrazek

Duchów niestety nie spotkaliśmy - nawet w piwnicach...

Obrazek

A na dziedzińcu można było sobie postrzelac z kuszy. Kusza była bardzo ciężka i mimo zaleceń nie byłam w stanie jej trzymać na wyprostowanej ręce. Strzał okazał się bardzo celny - prosto w okno na trzecim piętrze. Szyba nie okazała się barierą - strzały szukali jeszcze długo i podczas naszego pobytu chyba jej nie znaleźli ;)

Obrazek

Radzyń Chełmiński

Obrazek

Obrazek

Malbork. Jedyne miejsce na naszej ówczesnej trasie, które można okreslić jako dość tłumne i popularne turystycznie. Acz nocne zwiedzanie z pochodniami czy dziwne, wyjące śpiewy w zamkniętym, przyzamkowym kościele, miały swój niezaprzeczalny klimacik!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I nasza kochana ładusia, która nas wszędzie tam zawiozła! :)

Obrazek

Dużo bym dała, aby z moją obecną wiedzą na temat lokalizacji zamków, bunkrów czy chatek, jak i ze świadomości późniejszych zmian, które zajdą w polskim krajobrazie i klimatach, móc wyruszyć na tamtą wyprawę, w tamtych realiach. A może tylko wydaje mi się, że tak byłoby lepiej? Może jest właśnie odwrotnie? Może to właśnie ten brak planu, dokładnych map i totalna spontaniczność była mocą tamtego wyjazdu i spowodowała aż tak nierealnie rewelacyjne wspomnienia?

To tyle odnośnie podróży w czasie... My tymczasem wracamy do rzeczywistości i suniemy spać gdzieś pod Warszawę. Bo jak wiadomo, w poszukiwaniu dzikości i niekomercyjnych klimatów jeździ się na obrzeża stolicy, a nie w jakieś peryferyjne góry czy jeziora! Nie jest to oczywiste? ;)

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: wtorek 07 gru 2021, 10:28Bawimy się trochę z żabką. Nie wiem wprawdzie czy żabka bawi się tak samo dobrze jak my, ale ciężko ją o to zapytać. Buziaka też dostała i to kilka razy ;)
To raczej ropuszka niż żabka. A całownie ropuch może sie źle skończyć...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Piotrek pisze: środa 08 gru 2021, 20:02
buba pisze: wtorek 07 gru 2021, 10:28Bawimy się trochę z żabką. Nie wiem wprawdzie czy żabka bawi się tak samo dobrze jak my, ale ciężko ją o to zapytać. Buziaka też dostała i to kilka razy ;)
To raczej ropuszka niż żabka. A całownie ropuch może sie źle skończyć...
Sugerujesz poparzenie czy że uzyskana ksiezniczka bedzie brzydka i zlosliwa? :P
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Jak już chyba wspominałam, powoli kierujemy się w stronę domu. Rozważaliśmy nocleg gdzieś nad Wkrą, ale tydzień sporo zmienił w tym miejscu - zaczyna być gęsto od kajaków. Czuć oddech zbliżających się wakacji… Zapodajemy więc tylko przekąpkę koło mostu w rejonie Królewca, w miejscu gdzie Wkrę porasta busz malowniczych glonów. Fajnie się musi przez toto płynąć kajakiem! Może stąd tu taki ich wysyp? Tak jak w góry ludzie jeżdżą wiosną na krokusy a jesienią na kolorki - to tutaj przyjeżdżają “na glona”?

Obrazek

Na nocleg wracamy w znane już nam miejsce - nad Wisłę koło Nowego Secymina. Mamy ciche nadzieje, które okazują się być prawdziwe! Łachy piachu się powiększyły! Da radę na nie wejść i połazić po błotnistych wysepko - półwyspo - mierzejach, po moich ulubionych terenach na pograniczu wody i lądu. To jest właśnie coś, czego brakuje nad naszą Odrą. Odra jest fajna, ale stanowi wąski, głęboki kanał. Wisła chyba bardziej obfituje w mielizny, wyspy, czy szeroko rozlane wody :)

Obrazek

Obrazek

Na naszą upatrzoną łachę niektórzy nawet dają radę dojechać! Ale to zdecydowanie nie jest droga busiowa ;)

Obrazek

Malownicza, pofalowana struktura piacho - błotnistych kępek i pagórków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kto by przypuszczał, że trochę piachu na mieliźnie może sprawić tyle radości!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Da radę nawet dojść do suchego drzewa, które najprawdopodobniej przyniosła tutaj jakaś powódź. Tydzień temu leżało całe w wodzie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nadbrzeżny biwaczek.

Obrazek

Obrazek

Rano wiślane wyspy obsychają jeszcze bardziej. Już prawie nie ma błota tylko suchy wygrzany piach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Piątek to początek upiornej rujki. Czuć to na drogach, czuć to na kolejnym biwaku. Nie dość, że weekend - to jeszcze pierwsze w tym roku prawdziwe upały (i chyba niestety ostatnie…) I to od dawna zapowiadane w prognozach!

A my naiwni kupiliśmy pozwolenie na wędkowanie w wodach PZW Piotrków.. Ale dupa.. Ani nad nad zbiornikiem Sulejowskim, ani Cieszanowickim nie dopchasz się do wody. Albo by się trzeba po pas w wodzie przez trzciny przedzierać albo wypłynąć łódką na środek jeziora (i mieć nadzieję, że cię żaden skuter nie staranuje..) Każde w miarę dogodne miejsce, w które zaglądamy - to stoi tam już przynajmniej 5 wędek, albo miejscowi za kasę zajmują miejsce dla kamperów, które przyjadą tu wieczorem. Zupełnie jak fucha “staczy kolejkowych” z czasów poprzedniego ustroju! Rozmawiamy z jednym kolesiem, który właśnie zajął traktorem jedną z zatoczek. Taka “usługa” kosztuje ponoć w rejonie 300 zł. Mówił że jak damy więcej - to wpuści nas…

Czasem mam wrażenie, że ostatnimi czasy w Polsce jest za mało wszystkiego - za mało gór i schronisk, za mało jezior, za mało lasów, za mało grzybów i ryb, za mało wiat, za mało miejsc na ogniska, za mało pociągów i leśnych parkingów, za mało noclegowni, knajp a nawet sklepów. Bo wszędzie z roku na rok jest coraz większy, coraz bardziej przytłaczający tłum. Drogi się korkują od aut, rzeki od kajakarzy, górskie szlaki od pieszych, a nad jeziorami więcej wędek niż tataraku.. Zupełnie jakby na przestrzeni ostatnich 20 lat nasz kraj zwiększył swoją liczebność przynajmniej dziesięciokrotnie. Acz oficjalne dane zdają się tego nie potwierdzać. Więc muszę być w błędzie… tylko że gdziekolwiek nie pójdę - znowu mam kogoś na plecach…

Ostatni nocleg naszego wyjazdu spędzamy w grząskiej młace nad jeziorem Cieszanowickim.

Obrazek

Tutaj mamy swoją polankę, acz bez dojścia do wody i zastanawiamy się, czy jutro wyjedziemy, czy nas jednak zasyśnie ;) Wszędzie z oddali słyszymy muzykę, ryki, szalejące motory. Jutro to dopiero będzie wszędzie armagedon! Trza zaraz z rana spierdalać do domu!

Kabak łowi malutkie żabki. Oficjalnie one łapią stopa i podróżują na pace ciężarówki. Mnie osobiście się wydaje, że prędzej są brane w jasyr niż robią to dobrowolnie, ale kabak twierdzi inaczej ;)

Obrazek

Gdzieś po drodze trafiamy jeszcze na opuszczony dom - taki ze strzechą! Nieczęsty widok!

Obrazek

Obrazek

Sądząc po datach ważności leków to jeszcze 10 lat temu był zamieszkany.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W czasie powrotu napotkaliśmy jeszcze kilka bardzo ciekawych miejsc. Wymykających się schematom, porażających swoją oryginalnością i nietypową atmosferą. Dokładnie trzy. I o nich będą kolejne relacje.

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Tego upalnego czerwcowego dnia trafiamy do miejsca jakby wyjętego z innego wymiaru. Punkt wcześniej nieplanowany na naszej trasie - teraz wypatrzony w atlasie, bo akurat przyszła nam ochota na kąpiel. Okolice Bolimowa. Miejsce gdzie rzeka Rawka przepływa pod wiaduktem autostrady A2. Wąska, piaszczysta droga prowadzi do kilku zadaszonych łach piachu. Idealne miejsce na biwak w niepogodę - coby się deszcz nie wlewał za kołnierz.

Obrazek

Obrazek

A wokół malowniczo meandrująca rzeczka, znana nam już z bazy Sosenka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O tak! Rawka pozostała w naszej pamięci jako coś cudnego, a i tutaj nas nie rozczarowuje! Ba! Tutaj, w zupełnie innych okolicznościach nabiera wręcz metafizycznego wymiaru.

Obrazek

Nad nami ciągły wizg aut. Jedno za drugim pędzą gdzieś ku swemu przeznaczeniu. Byle dalej, byle szybciej, byle bardziej nerwowo. I zapewne nikt z nich nie ma teraz świadomości, że prawie w tym samym miejscu (tylko pare metrów poniżej) jest zupełnie inny świat. Cichy, odludny i rzadko odwiedzany. Taki oto fragment równoległej rzeczywistości stał się dzisiaj naszym udziałem. Wszystko, co dzieje się nad naszymi głowami, jest na wyciągnięcie ręki, ale jakby za szybą, jakby za murem. Jest obok, ale zupełnie bez kontaktu. Jak wyświetlony obraz z rzutnika, który naprawdę nie istnieje i zupełnie nie pasuje do pozostałych okoliczności. A z drugiej strony - jakie to ma w obecnej chwili znaczenie, czy tamto istnieje czy nie? My mamy swój świat, gdzie oddajemy się nadwodnej sielance...

Kąpiemy się w jasnym promieniu, którym słońce przełazi między mostami. Tam jest właśnie fajne, piaszczyste dno. Woda jest lodowata i pachnie glonem. Bystry nurt powoduje, że bardzo nietypowo się tu pływa! Płyniesz, płyniesz, umachasz się - i wciąż stoisz w tym samym miejscu. Trochę jak domowy rowerek treningowy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A! Sporo osób mi nieraz zarzucało, że buba od ponad 20 lat ciągle tylko warkocze i warkocze. Że nigdy mnie nie widzieli w innej fryzurze, ani na żywo ani na zdjęciach. Postanowiłam więc wyjść na przeciw tego problemu Bo akurat trafiła się taka fota. Ta "stylizacja" nazywa się "kuku kąpielowe" i jest używana do pływania i wszelakich przekąpek w terenie, bo bardzo nie lubię mieć mokrych włosów ;)

Obrazek

Może to głupio zabrzmi, ale gdybym miała wymienić najciekawsze miejsce, jakie odwiedziliśmy na naszej czerwcowej trasie - to nie miałabym ani chwili wahania. Miejsce w atmosferze zupełnie innej niż wszystkie pozostałe. Bo ani dzikie, ani zagospodarowane. Ani kipiące nieskażoną przyrodą ani zalane świeżym betonem i nową zabudową. Ani nawet nie wpadające do szufladki “opuszczone”. Takie miejsce jakby na śmietniku cywilizacji, które zostało gdzieś obok i zostało pominięte.. Bo główny nurt poszedł dokładnie tu, ale jednak nie do końca. Rzucając okiem na mapę widzisz po prostu autostradę, co wymazuje kompletnie inne postrzeganie i możliwość zobaczenia coś więcej. Trzeba chyba naprawdę wpaść w jakiś niecodzienny stan psychiczny, aby dostrzec tą “drugą warstwę mapy” :)

I zaczęłam się zastanawiać czy kojarzę jakieś podobne miejsca. Jedno, które mi przyszło od razu do głowy - to gruzińska przełęcz Rikoti. ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... rasie.html ) Niegdyś popularna trasa - bo praktycznie jedyna, która łączyła wschód i zachód kraju. Serpentyny w miarę dobrej szosy pokonujące wzniesienie. Na przełęczy kupa knajp, zajazdów i parkingów, bo podróżni lubią się czasem zatrzymać, zerknąć na widoczki i napchać brzuch. Tak było... A potem świat zakręcił w inną stronę… Zbudowano tunel pod przełęczą i tam poszedł główny strumień transportu.. I teraz jest to miejsce, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach nie dociera - bo jest to zupełnie pozbawione sensu, aby wspinać się wąską drogą na nijaką przełęcz, jeśli można łatwo, prosto i szybko przelecieć autostradą tunelem... I zapewne mało kto z użytkowników tunelu pomyśli, że nad głowami mają porzuconą przełęcz - jak jakiś odpad z dawnych lat… Byliśmy na przełęczy Rikoti i atmosfera niepotrzebnej przestrzeni wrzuconej do kubła - była tam wyraźnie odczuwalna.

Drugie, o którym pomyślałam, znam tylko z youtubowego filmu. Jest w USA. Kiedyś była tam używana linia kolejowa, która przebiegała dnem wąwozu. Stała tam pałacokształtna stacyjka, kipiał ruch podróżnych. A potem nad wąwozem wybudowano ogromny wiadukt, którym puszczono zarówno ruch drogowy jak i kolejowy. Trasa dołem straciła na znaczeniu i została wyłączona z użytkowania. Pozostał nikomu niepotrzebny zruinowany pałacyk dawnej stacyjki, do którego z racji na wiadukt gigant nie docierają nigdy promienie słońca. Pod wiaduktem nie bywa prawie nikt. Ciężko tam jest zejść ze względu na strome ściany. Pałacyk ma jednak swoich sezonowych lokatorów - pełni funkcje skłotu dla członków podkultury hobo, różnych włóczęgów przemierzających ogromny kraj wagonami pociągów towarowych. Niestety nie mogę podlinkować filmu - bo zniknął z internetów. Był na kanale IIia Bondarev, ale widać jakimś standardom głównego nurtu nie odpowiadał ;)

Jeśli ktoś znałby takie miejsca, nawet nie tyle dzikie co “równoległe” - to będę wdzięczna za polecenie :)


cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Piotrek »

buba pisze: niedziela 12 gru 2021, 20:35Kąpiemy się w jasnym promieniu, którym słońce przełazi między mostami.
[...]
Takie miejsce jakby na śmietniku cywilizacji, które zostało gdzieś obok i zostało pominięte.. Bo główny nurt poszedł dokładnie tu, ale jednak nie do końca.
W dodatku miejsce o "dziwnej" geometrii, bo szczelina pomiędzy mostami prosta, a światło przezeń wpadające tworzy zygzak! :D
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Piotrek pisze: poniedziałek 13 gru 2021, 16:18
buba pisze: niedziela 12 gru 2021, 20:35Kąpiemy się w jasnym promieniu, którym słońce przełazi między mostami.
[...]
Takie miejsce jakby na śmietniku cywilizacji, które zostało gdzieś obok i zostało pominięte.. Bo główny nurt poszedł dokładnie tu, ale jednak nie do końca.
W dodatku miejsce o "dziwnej" geometrii, bo szczelina pomiędzy mostami prosta, a światło przezeń wpadające tworzy zygzak! :D
No wlasnie! Ciekawe dlaczego zrobil sie takowy zygzak??
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: Piotrek »

Wyjaśnienie jest proste - w tym miejscu płaski brzeg przechodzi w skarpę nad wodą. Ale wzrok zostaje oszukany i nie zauważa. że od "załamania" brzeg zmierza w dół a nie na wprost. :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba »

Wiatrak stojący w polu to obecnie nie taki rzadki widok. Nastawiali tego cholerstwa całymi stadami, a wszystkie są takie same - bezduszne i pisane przez kalkę… Stoi toto, macha skrzydłami i jest obrzydliwie powtarzalne.
Zdarza się jednak czasem polny wiatrak odbiegający od sztampowego schematu. Inny. Jedyny w swoim rodzaju. Wyraźnie wybijający się z krajobrazu i ściągający wzrok…

Przed miejscowością Rębielice Królewskie skręcamy w polną drogę. Początkowo się nam wydaje, że nią dojedziemy do celu. Podejrzenia są jednak chybione. Możemy jedynie popodziwiać nasz wiatrak z oddali, ale żeby dotrzeć do niego trzeba by dreptać środkiem uprawy i to na mocno odkrytej przestrzeni. Zaraz nas jaki chłop z widłami pogoni i tak się skończy wiatrakowe rumakowanie...

Obrazek

Chyba z półtorej godziny bełtamy się po polach, aby z nich wyjechać i nie zagrzebać się w piachu ani glinie. Bo zawrócić na wąskiej drodze w zbożu to nie ma szans.. W takich momentach to nie raz zatęsknimy za mała i zwinną skodusią!

Imponująca bestia, co nie? :)

Obrazek

Do wiatraka więc uderzamy od strony wsi. Przechodzimy koło zamieszkanego domu. Kukamy czy nikt nie wychodzi. Z jednej strony fajnie by kogoś spotkać, pogadać o historii tej konstrukcji. Z drugiej - szlag wie co za ludzie? Może nie lubią turystów? Jeszcze nas kijem pogonią i tyle będzie ze zwiedzania? Nie widzimy żywej duszy, więc idziemy ku wiatrakowi sami.

Obrazek

Po krzakach leży sporo fragmentów jakiś konstrukcji o nieznanym nam przeznaczeniu.

Obrazek

Albo taki ciekawy trianguł sobie stoi.

Obrazek

Twórcą konstrukcji był miejscowy ślusarz i wynalazca - pan Józef. Budowa rozpoczęła się pod koniec lat 70 tych i była kontynuowana przez kolejne 25 lat. Miała tu stanąć innowacyjna elektrownia wiatrowa o nietypowej konstrukcji przypominającej wentylator. Jej kształt miał umożliwiać pracę przy dużo mniejszym wietrze niż inne popularne kształty wiatraków. Ponoć początkowo było duże zainteresowanie projektem, różne firmy zarówno z Polski jak i z zagranicy interesowały się tym patentem i możliwością wdrożenia podobnych rozwiązań u siebie.

Ogromniasty wiatrak nigdy jednak nie został zapuszczony i nie wytworzył obiecanego prądu - sprawę spowolnił problem na etapie szukania odpowiedniej prądnicy, a potem przerwała śmierć właściciela. Tak… Niestety nie porozmawiamy już osobiście z panem Józefem… a ponoć bardzo chętnie oprowadzał turystów po swoich włościach… Pan Józef zmarł w 2009 roku, więc spóźniliśmy się dosyć sporo…

Wiatrak też już nieco nadgryzł czas i jego fragmenty bezładnie wiszą w powietrzu, świszcząc przy nawet niewielkich podmuchach. Wielkie koło zostało zablokowane, aby się nie kręciło - trzyma je łapa dźwigu….

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A sam dźwig zaczyna zarastać dziki bez…

Obrazek

Obrazek

Różne ciekawe detale. A to drabinka, a to balkonik. A to trzpień przypominający rakietę albo inny pocisk.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do wnętrza tego zamkniętego pomieszczenia niestety nie było nam dane zajrzeć.

Obrazek

Obrazek

To nie pierwszy szalony wynalazca, którego nie zdążyliśmy odwiedzić. Na Podlasiu, w Puszczy Knyszynskiej, niedaleko innego dziwnego miejsca - Grzybowszczyzny, gdzie samozwańczy prorok Ilja postawił cerkiew (która według legendy "sama wyrosła z ziemi") też mieszkal w samotnym domku Paweł Wołoszyn - miłośnik majsterkowania na wielką skalę. Ponoć jego podwórko to była cała maszynownia! Koleś chętnie opowiadał o wszystkich konstrukcjach, pokazywał detale ich pracy, zapuszczał w ruch.. Tam też spóźniłam sie kilka lat... (o tym gościu i proroku można poczytać w ksiażce - przewodniku "Polska Egzotyczna cz.1")
Nie da się zdążyć wszędzie... Jedno to brak czasu, a drugie brak świadomości istnienia jakiegoś mega ciekawego miejsca. Bo nieraz się potem okazuje, że czas był, że nawet się przejeżdżało przypadkiem kilometr obok, ale człowiek nie wiedział i minął. Ile to takich smaczków przejdzie człowiekowi koło nosa i potem nawet nie wie co stracił?


A potem, już prawie pod samym domem, rzuca się nam w oczy nietypowy wiadukt kolejowy. Miejscowość Dąbrowa koło Namysłowa. Miejsce, przez które przejeżdżaliśmy dziesiątki razy, sunąc na poszukiwania tutejszych pałacyków. Wiadukt dawnej linii Namysłów - Opole. Niby nic wielkiego - tylko, że ten wiadukt... sobie leży w rowie! Zazwyczaj wiadukty zachowują się inaczej i nawet w ciepły, letni dzień nie oddają się aż tak pokazowej sielance!

Obrazek

Obrazek

Jak nic on się nie urwał sam, tylko został celowo upitolony! Czy rokował szybkim obwaleniem się na jadące auta i postanowiono przeprowadzić to w sposób bardziej kontrolowany? Czy może są pomysły odbudowy tej linii i ma tu zawisnąć nowy, porządniejszy wiadukt? Czy może lokalni złomiarze naprawdę mają solidny gest i jak coś już robią to z rozmachem? (tylko chyba musieli wrócić po solidniejszy wózeczek, bo na wszystkich dostępnych pod ręką zaraz siadały ośki? ;) )

Tyle razy tu jechaliśmy i ja jeszcze widzę ten wiadukt TAM. Jak wisi u góry na swoim miejscu. Jakby się jeszcze do końca wymazał z czasoprzestrzeni.

Obrazek

Szyny na chwilę obecną kończą się w powietrznym niebycie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A dalsza część torowiska nurkuje w solidnych zaroślach.

Obrazek

Nie jest to linia, którą by się dogodnie wędrowało śladem nieczynnych szyn wijących się polami. Bo trzeba by je najpierw odkopywać - o ile na dalszych odcinkach w ogóle się jeszcze zachowały…

Najniższe 3.5 metra jakie widziałam w życiu! :P Trzeba by się przeczołgiwać!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy dziś niepowtarzalną szansę pokicać po torach wyrastających jak wyspa na środku pola.

Obrazek

Obrazek

I takim oto niespodziewanym i ciekawym akcentem kończy się nasz czerwcowy wyjazd :)

KONIEC
ODPOWIEDZ