Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Moderator: Moderatorzy
Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek)
Wiele razy się zastanawiałam, czemu tak kocham starorzecza? Być może dlatego, że zazwyczaj są bardziej dzikie i zapomniane niż rzeki w swoich głównych korytach. Może dlatego, że raczej nikt nie myśli ich pogłębiać, regulować, porządkować ich brzegi, sypać wały.. Z drugiej strony są też dla większości ludzi mniej atrakcyjne od jezior - mniejsze, o dziwnych, wydłużonych kształtach i dużym zamuleniu. Doceniają je jedynie czasem wędkarze. No i bobry, co wpływa na zasypanie toni wodnej dużą ilością powalonych drzew.
I jak to mówią - cudze chwalicie… Szukając szczęścia w różnych krainach, nie wiedziałam (przez kilkanaście lat mieszkania w Oławie), jakie cuda czają się zasięgu kilkunastu kilometrów od domu… Czasem to co na wyciągnięcie ręki - jest znaleźć najtrudniej.
Pierwszym odwiedzonym przez nas podługowatym bajorem jest jezioro Panieńskie zwane też Stara Odra. Ma kształt litery S - wije się jak przystało na dawną rzekę. Położone jest niedaleko wsi Kotowice, między Oławą a Wrocławiem. Znajduje się między głównym biegiem Odry a drugim starorzeczem - jeziorem Dziewiczym, o którym będzie w kolejnej relacji.
Nazwa jeziora pochodzi ponoć od trzech dziewcząt, które ojciec najpierw więził w domu, a potem pozabijał. W miejscu ich domu powstało jezioro. Duchy dziewcząt straszą teraz nad brzegami i wciągają nieostrożnych na niebezpieczne głębiny Ale mawiają, że tylko nocami - więc się nie boimy!
Wycieczkę zaczynamy pod wiaduktem linii kolejowej z Kotowic do Jelcza. To nie ostatni akcent kolejowy na naszej dzisiejszej trasie.
Mijamy dwa bajorka - takowe w wersji supermini.
Lasy już nieco pokolorowane jesienną barwą, ale zieleń jeszcze dominuje.
W końcu spośród zarośli wyłania się oczekiwany przez nas obiekt - most kolejowy.
Przed nim oczywiście bunkierek strażniczy.
Most przecina nasze starorzecze, a my wraz z nim. Bo kontynuować wycieczkę chcemy po drugiej stronie.
Detale o barwie rdzy dodają uroku temu miejscu.
Acz kolejny most, ten nad Odrą, jest chyba jeszcze bardziej urokliwy. Zdjęcia stamtąd w tej relacji: TUTAJ
Wiadukt spod spodu.
Inwazja biedronek! Są takie zwykłe, ale i żółte w czarne kropki, i czarne w czerwone…
Klimaty nabrzeżnej fauny i flory.
Nie odchodzimy daleko i znajdujemy cypelek.
Jest on na tyle miły, ciepły i słoneczny, że odbieramy to jako znak! Tu trzeba rozpalić ognisko!
Robimy też zakłady czy kabak sobie dzisiaj wybije zęby czy jeszcze nie. Bo zapewne na zdjęciu tego nie widać, ale ta belka się turlała i leży na górce. Przegrałam zakład. Na szczęście
Odpowiednio wyogniskowani i uwędzeni w dymie, suniemy w dalszą drogę jeziornymi brzegami.
Mijamy ukośne drzewa…
I te połamane…
Gęste zarośla…
I przestronne, świetliste trakty.
Wijące się pnącza…
kolorowe owocki...
I ciche, ukryte bagienka…
Wyłazimy na oświetlone popołudniowym światłem brzegi, gdzie w pełni można się rozkoszować barwami jesieni.
Sporo drzew zjadła tu jemioła…
Omszałe skarpy. Jedna tworzy wręcz fotel! Czy przyroda sama takie miejsce spreparowała? czy jednak ktoś jej kiedyś pomógł?
Wędrówkę kończymy tam gdzie zaczęliśmy - pod malutkim wiadukcikiem.
cdn
I jak to mówią - cudze chwalicie… Szukając szczęścia w różnych krainach, nie wiedziałam (przez kilkanaście lat mieszkania w Oławie), jakie cuda czają się zasięgu kilkunastu kilometrów od domu… Czasem to co na wyciągnięcie ręki - jest znaleźć najtrudniej.
Pierwszym odwiedzonym przez nas podługowatym bajorem jest jezioro Panieńskie zwane też Stara Odra. Ma kształt litery S - wije się jak przystało na dawną rzekę. Położone jest niedaleko wsi Kotowice, między Oławą a Wrocławiem. Znajduje się między głównym biegiem Odry a drugim starorzeczem - jeziorem Dziewiczym, o którym będzie w kolejnej relacji.
Nazwa jeziora pochodzi ponoć od trzech dziewcząt, które ojciec najpierw więził w domu, a potem pozabijał. W miejscu ich domu powstało jezioro. Duchy dziewcząt straszą teraz nad brzegami i wciągają nieostrożnych na niebezpieczne głębiny Ale mawiają, że tylko nocami - więc się nie boimy!
Wycieczkę zaczynamy pod wiaduktem linii kolejowej z Kotowic do Jelcza. To nie ostatni akcent kolejowy na naszej dzisiejszej trasie.
Mijamy dwa bajorka - takowe w wersji supermini.
Lasy już nieco pokolorowane jesienną barwą, ale zieleń jeszcze dominuje.
W końcu spośród zarośli wyłania się oczekiwany przez nas obiekt - most kolejowy.
Przed nim oczywiście bunkierek strażniczy.
Most przecina nasze starorzecze, a my wraz z nim. Bo kontynuować wycieczkę chcemy po drugiej stronie.
Detale o barwie rdzy dodają uroku temu miejscu.
Acz kolejny most, ten nad Odrą, jest chyba jeszcze bardziej urokliwy. Zdjęcia stamtąd w tej relacji: TUTAJ
Wiadukt spod spodu.
Inwazja biedronek! Są takie zwykłe, ale i żółte w czarne kropki, i czarne w czerwone…
Klimaty nabrzeżnej fauny i flory.
Nie odchodzimy daleko i znajdujemy cypelek.
Jest on na tyle miły, ciepły i słoneczny, że odbieramy to jako znak! Tu trzeba rozpalić ognisko!
Robimy też zakłady czy kabak sobie dzisiaj wybije zęby czy jeszcze nie. Bo zapewne na zdjęciu tego nie widać, ale ta belka się turlała i leży na górce. Przegrałam zakład. Na szczęście
Odpowiednio wyogniskowani i uwędzeni w dymie, suniemy w dalszą drogę jeziornymi brzegami.
Mijamy ukośne drzewa…
I te połamane…
Gęste zarośla…
I przestronne, świetliste trakty.
Wijące się pnącza…
kolorowe owocki...
I ciche, ukryte bagienka…
Wyłazimy na oświetlone popołudniowym światłem brzegi, gdzie w pełni można się rozkoszować barwami jesieni.
Sporo drzew zjadła tu jemioła…
Omszałe skarpy. Jedna tworzy wręcz fotel! Czy przyroda sama takie miejsce spreparowała? czy jednak ktoś jej kiedyś pomógł?
Wędrówkę kończymy tam gdzie zaczęliśmy - pod malutkim wiadukcikiem.
cdn
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33897
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
no piękne, Buba... Tylko dlaczego tak daleko ode mnie? W tamtym roku miałem zamiar spenetrować kajakiem takie przywiślańskie starorzecza, ale z wody wystawały tylko czubki zarośli... A w tym roku nawet jeśli będę mógł już to zrobić na legalu, to prawdopodobnie wszystko będzie odcięte przez niziutki poziom rzeki.
Pora umierać.
Pora umierać.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33897
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Jakby tak jedno z
drugim połączyć ...
drugim połączyć ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33897
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33897
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Gdzie?buba pisze:Zdjęcia stamtąd w tej relacji: TUTAJ
Uwaga! To są właśnie niesławne arlekiny: biedronka azjatycka (znana też jako biedronka ninja lub arlekin)buba pisze:żółte w czarne kropki, i czarne w czerwone…
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Kolejnym starorzeczem, nad którym przychodzi nam wędrować, jest Jezioro Dziewicze. Tu również wyruszamy spod PKP w Kotowicach.
Jest to chyba najtłumniej odwiedzane starorzecze, miejscami mamy wrażenie, że jesteśmy w miejskim parku. A może po prostu termin dobraliśmy niezbyt szczęśliwie? Bo raz, że niedziela, a dwa, że ciepły październikowy dzionek, w czasie największego wysypu kolorowych liści? Ten weekend, co to jadąc w Bieszczady, stoi się w korku już od Sanoka, a pod połoninami auta stoją w rowach na przestrzeni 10 km, bo parkingi zatykają się już o 7 rano No więc tu nie było tak bardzo źle - po prostu nie było całkiem pusto, a do tego przywykliśmy na większości naszych wycieczek.
Na początek las - i krajobraz z belą drewna.
Dobrze dobrane maskowanie to podstawa. Tu przypadkowo i dla zabawy, ale pół roku później taki ciuch będzie decydował o bezpieczeństwie w czasie wycieczki krzakami Ale tu jeszcze o tym nie wiemy, jakich durnych czasów dożyjemy...
Kabak coraz tłustszy. Coraz trudniej jest robić ziuuuuuuuu!
Małe leśne bajorka. Całkowicie zarosłe rzęsą.
Kolorki otaczają nas wszędzie wokół.
Pogoda sprzyja wypoczynkowi w hamaku. Mijamy ich po drodze chyba z 10 sztuk. Wystaje z nich od jednej do 6 nóg.
Zabawa w “znajdź dziuple”
Brzegami starorzecza wiją się zanikające ścieżynki.
Wokół sporo powalonych drzew..
I takich, co powalą się przy najbliższej wichurze.
W krainie trzcin i szuwarów.
Niestety poszukiwania pewnego miejsca się nie udały - nie znaleźliśmy... A to dlatego, że tego obiektu już od kilku dobrych lat nie ma... W 2015 roku zrównano go z ziemią. Ruiny ośrodka Rybakówka, kilka opuszczonych budynków, dawna knajpa, wiata... Marzyło się nam ognisko w tym miejscu... Ale niestety dupa... Spóźniliśmy się - i to sporo! Tak wyglądało to miejsce np. w 2012 roku - LINK: https://polska-org.pl/6022753,Kotowice, ... dawny.html
Na ognisko i minibiwaczek idziemy więc nad jezioro Panieńskie. Milej, spokojniej i nikt w garnki nie zagląda.
Kabaczę jest dziś niesamowicie radosne! Bo podarowałam jej jeden z moich starych aparatów! Nie wypuszcza go z łapek!
Jest to chyba najtłumniej odwiedzane starorzecze, miejscami mamy wrażenie, że jesteśmy w miejskim parku. A może po prostu termin dobraliśmy niezbyt szczęśliwie? Bo raz, że niedziela, a dwa, że ciepły październikowy dzionek, w czasie największego wysypu kolorowych liści? Ten weekend, co to jadąc w Bieszczady, stoi się w korku już od Sanoka, a pod połoninami auta stoją w rowach na przestrzeni 10 km, bo parkingi zatykają się już o 7 rano No więc tu nie było tak bardzo źle - po prostu nie było całkiem pusto, a do tego przywykliśmy na większości naszych wycieczek.
Na początek las - i krajobraz z belą drewna.
Dobrze dobrane maskowanie to podstawa. Tu przypadkowo i dla zabawy, ale pół roku później taki ciuch będzie decydował o bezpieczeństwie w czasie wycieczki krzakami Ale tu jeszcze o tym nie wiemy, jakich durnych czasów dożyjemy...
Kabak coraz tłustszy. Coraz trudniej jest robić ziuuuuuuuu!
Małe leśne bajorka. Całkowicie zarosłe rzęsą.
Kolorki otaczają nas wszędzie wokół.
Pogoda sprzyja wypoczynkowi w hamaku. Mijamy ich po drodze chyba z 10 sztuk. Wystaje z nich od jednej do 6 nóg.
Zabawa w “znajdź dziuple”
Brzegami starorzecza wiją się zanikające ścieżynki.
Wokół sporo powalonych drzew..
I takich, co powalą się przy najbliższej wichurze.
W krainie trzcin i szuwarów.
Niestety poszukiwania pewnego miejsca się nie udały - nie znaleźliśmy... A to dlatego, że tego obiektu już od kilku dobrych lat nie ma... W 2015 roku zrównano go z ziemią. Ruiny ośrodka Rybakówka, kilka opuszczonych budynków, dawna knajpa, wiata... Marzyło się nam ognisko w tym miejscu... Ale niestety dupa... Spóźniliśmy się - i to sporo! Tak wyglądało to miejsce np. w 2012 roku - LINK: https://polska-org.pl/6022753,Kotowice, ... dawny.html
Na ognisko i minibiwaczek idziemy więc nad jezioro Panieńskie. Milej, spokojniej i nikt w garnki nie zagląda.
Kabaczę jest dziś niesamowicie radosne! Bo podarowałam jej jeden z moich starych aparatów! Nie wypuszcza go z łapek!
Wstrzymam sie jeszcze z ich publikacja... Licho nie spi, zomo czuwabrowar pisze:Ech, myślałem że olałaś głupkowate zakazy i coś swieżowiosennego zapodasz
Piotrek tu relacja - nie wkleila sie... https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... a-cz3.html
U nas tez woda znika w oczach... Pierwszy raz dzis bylam pod mostem w Olawie. Bo zawsze byla tu rzeka, a teraz nima... Tylko pod jednym przęsłem płynie.góral bagienny pisze:A w tym roku nawet jeśli będę mógł już to zrobić na legalu, to prawdopodobnie wszystko będzie odcięte przez niziutki poziom rzeki.
Jakos trzeba sobie jakos radzic jak place zabaw zamkniete!
Teren leśnictwa Kotowice kojarzy mi się z horrendalną liczbą siewek całej plejady gatunków na powierzchniach kontrolnych. I ze sztuką docierania do tych powierzchni z pominięciem bajorek, rozlewisk i grzęzawisk.
2 lata później przyjechałem na pomiar ponowny i okazało się, że natura "zrobiła swoje". Rzeka wylała i odnowienia szlag w większości trafił. Z liczeniem problemu nie było
2 lata później przyjechałem na pomiar ponowny i okazało się, że natura "zrobiła swoje". Rzeka wylała i odnowienia szlag w większości trafił. Z liczeniem problemu nie było
„Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym/Przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy/Z pretensji do tronu i polskiej korony/Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja/Pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia." (Jacek Kaczmarski - "Krajobraz po uczcie")
I dłuższy. To zdaje się bardziej utrudnia "ziuuuuuuuuchanie"...buba pisze:Kabak coraz tłustszy.
Poprawię.buba pisze:Piotrek tu relacja - nie wkleila sie...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Kolejne odwiedzone przez nas miejsce to takie nie do końca zwykłe starorzecze. To odnoga Odry, ponoć jej dawne koryto, tworzące teraz jezioro. Długi czas teren był wykorzystywany jako wyrobisko żwiru i gliny, czemu zawdzięcza nietypowy kształt. Bo wygląda jak zwinięty ślimak, z dziwnymi półwyspami. Aby dojść na ten najdalszy koniuszek trzeba iść nieco w kółko! I jeszcze miejsce to nazywa się dosyć ciekawie - Bajkał!
Drogi okrążające jezioro są błotniste i kałużaste. Mimo bezchmurnego nieba i przyświecającego słoneczka jest upiornie zimno. Ot, uroki listopadowych poranków. Maszerując jedną z tych dróg, obiecuję sobie, że na kolejną tego typu wycieczkę nie ruszam się bez nalewki!
Fragment nabrzeża pokrywają omszałe betonowe płyty. Ciekawe co tu kiedyś było?
Stąd wygląda jak wyspa! Ale to właśnie ten ślimakowato zwinięty półwysep, na który zmierzamy.
Dosyć solidnych rozmiarów mają tu te koleiny. A ja naiwna początkowo chciałam tu jechać busiem!
Ostatnie barwy jesieni…
Sporo grzybów dziś mijamy. Głównie takowych nadrzewnych.
W tym miejscu listki zdają się wisieć w powietrzu. A niektóre nawet chwilowo robią to naprawdę, bo wiatr je porywa i zanim opadną - wirują, latają a niektóre właśnie na chwile zawisają bez ruchu. Przedziwne zjawisko! Można się gapić z otwartą japą. Tylko tu takie coś widziałam! Wiatr urywa liść, chwilę nim podrzuca, a potem nastaje cisza a liść zastyga w bezruchu.. Mija 10 sekund, może 15 i dopiero liść spada, albo znów pojawia się wiatr i odwiewa go gdzieś poza zasięg naszego wzroku.
Droga wiedzie przez krzaki tworzące tunel! To chyba tarnina? Przynajmniej trochę przypomina krzewy znane z naszych oławskich wałów. Obiecujemy sobie kiedyś wrócić tu wiosną - może toto będzie kwitło?
Po dywanach z liści się fajnie skacze!
Śladem powalonych drzew…
A tu juz prawie na końcu cypelka. Znajdujemy sobie przyjemną, słoneczną polankę i wędzimy się w dymie! Najlepszym przyjacielem człowieka herbatka z sokiem z bzu i roztopiony ser na chrupiącej (i lekko nadwęglonej) bułce!
Ekipa w komplecie szczerzy się do zdjęcia! Miło spędzony, udany dzień - to i gęby się cieszą!
Drogi okrążające jezioro są błotniste i kałużaste. Mimo bezchmurnego nieba i przyświecającego słoneczka jest upiornie zimno. Ot, uroki listopadowych poranków. Maszerując jedną z tych dróg, obiecuję sobie, że na kolejną tego typu wycieczkę nie ruszam się bez nalewki!
Fragment nabrzeża pokrywają omszałe betonowe płyty. Ciekawe co tu kiedyś było?
Stąd wygląda jak wyspa! Ale to właśnie ten ślimakowato zwinięty półwysep, na który zmierzamy.
Dosyć solidnych rozmiarów mają tu te koleiny. A ja naiwna początkowo chciałam tu jechać busiem!
Ostatnie barwy jesieni…
Sporo grzybów dziś mijamy. Głównie takowych nadrzewnych.
W tym miejscu listki zdają się wisieć w powietrzu. A niektóre nawet chwilowo robią to naprawdę, bo wiatr je porywa i zanim opadną - wirują, latają a niektóre właśnie na chwile zawisają bez ruchu. Przedziwne zjawisko! Można się gapić z otwartą japą. Tylko tu takie coś widziałam! Wiatr urywa liść, chwilę nim podrzuca, a potem nastaje cisza a liść zastyga w bezruchu.. Mija 10 sekund, może 15 i dopiero liść spada, albo znów pojawia się wiatr i odwiewa go gdzieś poza zasięg naszego wzroku.
Droga wiedzie przez krzaki tworzące tunel! To chyba tarnina? Przynajmniej trochę przypomina krzewy znane z naszych oławskich wałów. Obiecujemy sobie kiedyś wrócić tu wiosną - może toto będzie kwitło?
Po dywanach z liści się fajnie skacze!
Śladem powalonych drzew…
A tu juz prawie na końcu cypelka. Znajdujemy sobie przyjemną, słoneczną polankę i wędzimy się w dymie! Najlepszym przyjacielem człowieka herbatka z sokiem z bzu i roztopiony ser na chrupiącej (i lekko nadwęglonej) bułce!
Ekipa w komplecie szczerzy się do zdjęcia! Miło spędzony, udany dzień - to i gęby się cieszą!
Doświadczenie przeze mnie przemawia. Jestem ojcem dzieci znacznie wyższych ode mnie. i mój wzrost przekroczyły pod koniec podstawówki i na początku średniej...buba pisze: to moze nawet bardziej utrudnia niz masa??
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Czarna Łacha to kolejne na naszej trasie starorzecze - położone koło Siechnic. Wybraliśmy się tam w pewien zimowy dzionek. Mijamy tereny przemysłowe...
...i bocznymi, krętymi drogami suniemy nad nasze bajorko…
Tu kiedyś była wiata, teraz ostały się tylko resztki kominka i miejsce ogniskowe.
A tam - widać jakąś inną wiatkę. Początkowo wydaje się nam, że to wyspa, ale jednak chyba półwysep i budowanie tratwy nie jest tym razem konieczne
Krajobraz spowija jakby lekka mgiełka, dodająca wszystkiemu wokół uroku.
Bardzo malownicza, pogięta kładka!
Dzięki niej przepełzamy na przeciwległy brzeg starorzecza. Liczymy, że na powrót też jakiś przełaz się znajdzie. Ale z tym będzie już nieco trudniej. Tzn. przełazy są, a jakże, tylko my zbyt ciamajdowaci jesteśmy - i kończy się prawie kąpielą...
Wodospadzik.
Płowe klimaty... Gdyby nie częściowo zalodzona powierzchnia wody - ciężko by uwierzyć, że to luty!
W końcu docieramy do upatrzonej z daleka wiaty i postanawiamy zapodać tu minibiwak z ogniskiem!
Chciałam też przedstawić dwóch naszych nowych przyjaciół, którzy zapewne będą nam towarzyszyć na wielu kolejnych wyjazdach.
Zatem czajnik.
Zawsze mi się taki marzył. Który można walnąć w ogień w jakiejkolwiek konfiguracji i gotować herbatkę. Żeby był stalowy - bo aluminium się gnie i przepala, a emalia odpryskuje jak temperatura jest za wysoka. I żeby miał malowniczo wygięty dziubek. Bo prosty dziubek to nie to samo! Jak się okazało - moje wymagania były stanowczo za wysokie, u nas takowego czajnika kupić się nie da.. Albo to musi być jakaś mega okazja i zbieg okoliczności - na giełdach staroci czasem się ponoć zdarzy jakiś podobny egzemplarz. Dzięki pomocy internetowych znajomych udało się namierzyć odpowiedniego skubańca w Finlandii. I stamtąd do mnie przyjechał
Czajniczek można nabyć TUTAJ: https://eratukku.fi/en/ATOM+Vesipannu+2%2C7L?_tu=37543
I od dziś - będzie nam towarzyszył na biwakach! I mam nadzieje, że już niedługo przestanie się obrzydliwie świecić jak psu… nos.. I że nabierze odpowiedniej patyny i usmoli się jak trzeba! Pracujemy nad tym. Dziś jego pierwszy biwak - więc z góry przepraszam za jego nieodpowiedni wygląd Będzie lepiej!
Drugi nasz towarzysz to Krecik. Mały, tłusty, pluszowy krecik! Dostał się kabakowi w spadku po kuzynach Mam nadzieje, że nie będzie się z nami nudzić!
Tuptamy sobie wokół starorzecza, zaglądając we wszelakie zakamarki leśnych ostępów. Niektóre kawałki toni wodnej zarastają trawą i szuwarami.
Główną atrakcją nadbrzeżnych wędrówek są niezwykle urokliwe konary powalone do wody. Nieruchoma tafla odbijająca powykręcane kształty korzeni i gałęzi. A wokół zapach ziemi, lodu i dymu, który od czasu ogniska wciąż, nie wiadomo czemu, wędruje wraz z nami!
Gdzieniegdzie wędrujemy groblami...
Lub grobla nagle staje się półwyspem, a dalszą część trasy trzeba przebrodzić w mule czy przeskakać po kępkach trzcin. Nieraz trafia się niewielki dopływik i prowizoryczny chybotliwy mostek.
Jest luty. A pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny już zaczęły z ziemi wyłazić!
Dziś w otaczającym nas lesie jest wyjątkowy urodzaj na grzyby! Głównie takowe nadrzewne. Ponoć część z nich jest jadalna i całkiem smaczna! Ja niestety w temacie grzybów znam się tylko na maślakach i prawdziwkach. Inne okazy są więc tylko bohaterami zdjęć, a na talerze nie trafiają
Zawalony pomost. Ciekawe czy osiadł sam, czy z kimś na grzbiecie? I czy ktoś miał taką malowniczą przygodę jak my w kwietniu 2009 w lubuskim, kiedy to nurkowaliśmy z głową oraz z telefonem i kluczykami od skodusi w kieszeni, w najmniej oczekiwanym momencie
Po drodze gdzieś napotykamy niewielki wiadukt kolejowy. Busio by sie chyba zmieścił pod spodem, ale tak nieco na wcisk
U góry całkowicie bez barierek!
Są oczywiście bunkierki strażnicze.
Na jeden z nich wyłazimy i machamy do przejeżdżającego pociągu!
A maszynista nam odmachał! I zatrąbił!
Kabak to wydarzenie będzie z rozrzewnieniem wspominać jeszcze kilka miesięcy później. Jak to czasem ciężko oszacować co dla czterolatka okaże się “przygodą życia”
Jest też kałuża. Zalodzona.
Można tupać, pluskać i łamać lód. Fajna sprawa, ale mam wrażenie, że blednie przy wspomnieniu machającego i trąbiącego maszynisty!
Spore fragmenty starorzecza pokrywa zielony glon, tworzący bardzo malownicze mazaje. Miejscami muszą być jakieś podwodne dopływy (albo ryby grają w berka) bo owe mazaje nie są nieruchome! Kręcą się konkretnie - jak porywane jakimś wirem! Niesamowicie to wygląda!
A po tym konarze chwilę później spróbuję przejść na druga stronę wody..
Próbuję oszacować na ile realne jest przeprowadzenie kabaka. Krótko mówiąc - jedna z gałęzi jest śliska, a ja kończę wisząc na rękach, majtając nogami, z jedną nogą mokrą aż po kolano.
Drugą próbę przekroczenia starorzecza, (które na fragmencie zmienia się w kanał) podejmujemy tutaj.
Mnie się udaje, nawet w obie strony Kabaczę jednak nie ma chyba zaufania do tego miejsca (a może ma w oczach co przed chwilą na poprzednim konarze stało się ze mną) i odmawia współpracy. Trudno. Wracamy tą samą drogą
...i bocznymi, krętymi drogami suniemy nad nasze bajorko…
Tu kiedyś była wiata, teraz ostały się tylko resztki kominka i miejsce ogniskowe.
A tam - widać jakąś inną wiatkę. Początkowo wydaje się nam, że to wyspa, ale jednak chyba półwysep i budowanie tratwy nie jest tym razem konieczne
Krajobraz spowija jakby lekka mgiełka, dodająca wszystkiemu wokół uroku.
Bardzo malownicza, pogięta kładka!
Dzięki niej przepełzamy na przeciwległy brzeg starorzecza. Liczymy, że na powrót też jakiś przełaz się znajdzie. Ale z tym będzie już nieco trudniej. Tzn. przełazy są, a jakże, tylko my zbyt ciamajdowaci jesteśmy - i kończy się prawie kąpielą...
Wodospadzik.
Płowe klimaty... Gdyby nie częściowo zalodzona powierzchnia wody - ciężko by uwierzyć, że to luty!
W końcu docieramy do upatrzonej z daleka wiaty i postanawiamy zapodać tu minibiwak z ogniskiem!
Chciałam też przedstawić dwóch naszych nowych przyjaciół, którzy zapewne będą nam towarzyszyć na wielu kolejnych wyjazdach.
Zatem czajnik.
Zawsze mi się taki marzył. Który można walnąć w ogień w jakiejkolwiek konfiguracji i gotować herbatkę. Żeby był stalowy - bo aluminium się gnie i przepala, a emalia odpryskuje jak temperatura jest za wysoka. I żeby miał malowniczo wygięty dziubek. Bo prosty dziubek to nie to samo! Jak się okazało - moje wymagania były stanowczo za wysokie, u nas takowego czajnika kupić się nie da.. Albo to musi być jakaś mega okazja i zbieg okoliczności - na giełdach staroci czasem się ponoć zdarzy jakiś podobny egzemplarz. Dzięki pomocy internetowych znajomych udało się namierzyć odpowiedniego skubańca w Finlandii. I stamtąd do mnie przyjechał
Czajniczek można nabyć TUTAJ: https://eratukku.fi/en/ATOM+Vesipannu+2%2C7L?_tu=37543
I od dziś - będzie nam towarzyszył na biwakach! I mam nadzieje, że już niedługo przestanie się obrzydliwie świecić jak psu… nos.. I że nabierze odpowiedniej patyny i usmoli się jak trzeba! Pracujemy nad tym. Dziś jego pierwszy biwak - więc z góry przepraszam za jego nieodpowiedni wygląd Będzie lepiej!
Drugi nasz towarzysz to Krecik. Mały, tłusty, pluszowy krecik! Dostał się kabakowi w spadku po kuzynach Mam nadzieje, że nie będzie się z nami nudzić!
Tuptamy sobie wokół starorzecza, zaglądając we wszelakie zakamarki leśnych ostępów. Niektóre kawałki toni wodnej zarastają trawą i szuwarami.
Główną atrakcją nadbrzeżnych wędrówek są niezwykle urokliwe konary powalone do wody. Nieruchoma tafla odbijająca powykręcane kształty korzeni i gałęzi. A wokół zapach ziemi, lodu i dymu, który od czasu ogniska wciąż, nie wiadomo czemu, wędruje wraz z nami!
Gdzieniegdzie wędrujemy groblami...
Lub grobla nagle staje się półwyspem, a dalszą część trasy trzeba przebrodzić w mule czy przeskakać po kępkach trzcin. Nieraz trafia się niewielki dopływik i prowizoryczny chybotliwy mostek.
Jest luty. A pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny już zaczęły z ziemi wyłazić!
Dziś w otaczającym nas lesie jest wyjątkowy urodzaj na grzyby! Głównie takowe nadrzewne. Ponoć część z nich jest jadalna i całkiem smaczna! Ja niestety w temacie grzybów znam się tylko na maślakach i prawdziwkach. Inne okazy są więc tylko bohaterami zdjęć, a na talerze nie trafiają
Zawalony pomost. Ciekawe czy osiadł sam, czy z kimś na grzbiecie? I czy ktoś miał taką malowniczą przygodę jak my w kwietniu 2009 w lubuskim, kiedy to nurkowaliśmy z głową oraz z telefonem i kluczykami od skodusi w kieszeni, w najmniej oczekiwanym momencie
Po drodze gdzieś napotykamy niewielki wiadukt kolejowy. Busio by sie chyba zmieścił pod spodem, ale tak nieco na wcisk
U góry całkowicie bez barierek!
Są oczywiście bunkierki strażnicze.
Na jeden z nich wyłazimy i machamy do przejeżdżającego pociągu!
A maszynista nam odmachał! I zatrąbił!
Kabak to wydarzenie będzie z rozrzewnieniem wspominać jeszcze kilka miesięcy później. Jak to czasem ciężko oszacować co dla czterolatka okaże się “przygodą życia”
Jest też kałuża. Zalodzona.
Można tupać, pluskać i łamać lód. Fajna sprawa, ale mam wrażenie, że blednie przy wspomnieniu machającego i trąbiącego maszynisty!
Spore fragmenty starorzecza pokrywa zielony glon, tworzący bardzo malownicze mazaje. Miejscami muszą być jakieś podwodne dopływy (albo ryby grają w berka) bo owe mazaje nie są nieruchome! Kręcą się konkretnie - jak porywane jakimś wirem! Niesamowicie to wygląda!
A po tym konarze chwilę później spróbuję przejść na druga stronę wody..
Próbuję oszacować na ile realne jest przeprowadzenie kabaka. Krótko mówiąc - jedna z gałęzi jest śliska, a ja kończę wisząc na rękach, majtając nogami, z jedną nogą mokrą aż po kolano.
Drugą próbę przekroczenia starorzecza, (które na fragmencie zmienia się w kanał) podejmujemy tutaj.
Mnie się udaje, nawet w obie strony Kabaczę jednak nie ma chyba zaufania do tego miejsca (a może ma w oczach co przed chwilą na poprzednim konarze stało się ze mną) i odmawia współpracy. Trudno. Wracamy tą samą drogą
W Kotowicach (wiosce położonej między Oławą a Wrocławiem) byliśmy wiele razy. A to rowerem przejazdem, a to pod wieżą w niedalekim przysiółku Utrata - na minizlocie albo powycieczkowym ognisku, wracając ze zwiedzania opuszczonych pałacyków, gdy udaje nam się dość skutecznie zakopać busia, a sytuacje ratuje tajemnicza cegła! https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... i-koo.html
Ale o starorzeczach, znajdujących się kilkadziesiąt metrów od brukowanej drogi Kotowice - Utrata, dowiedziałam się dopiero teraz, gdy zaczęłam ich aktywnie szukać.
Najpierw odwiedzamy to starorzecze, które jest położone na prawo od drogi (idąc do wieży). Sporo tu konarów malowniczo powalonych do wody, wyciągających w górę swoje drapieżne macki. Z innej beczki - czy tylko ja tak mam - że jak tylko wyciągnę aparat - to natychmiast chowa się słońce?
Pasiasto...
Bobry nie próżnują. Niektóre z powalonych drzew są całkiem sporych rozmiarów!
Albo zgryzione grupowo!
Hmmm… A może tutaj któryś z tych zębistych osobników zamieszkuje?
Płowe klimaty nadbrzeżne - czyli tam, gdzie kwestia solidności gruntu pod stopami jest dosyć dyskusyjna i mocno zależna od masy testującego go delikwenta!
Wędrujemy chaszczami, które są do pokonania chyba jedynie w tą pore roku. Latem musi tu być busz nie do przebycia (nie do przebicia bez maczety?) Plątanina drzew rosnących, drzew leżących, drzew wiszących, lian, pnączy, jemioł, kolczastych zwojów zeszłorocznych jeżyn - a nawet gdzieniegdzie malowniczo pordzewiałego drutu kolczastego! Ten ostatni nas akurat bardzo zaskoczył. A najbardziej moją nogę, z którą nawiązał najbliższy kontakt!
Walka na trzcinki. Wygrywa ten, kto przeciwnika połaskota w nosek!
Krecik nalewa herbatke… Są więc straty w Krecikach, spodniach i niestety w herbatce
Ekipa w komplecie. Tzn. prawie… Brak Krecika. Skubaniec się chyba zawstydził rozlaną herbatą i gdzieś się ukrył..
Kałużasta, brukowana droga prowadzi w stronę wieży widokowej. My byśmy sobie pewnie podarowali włażenie na nią - ale Krecik jeszcze nigdy tam nie był..
Widoki z wieży o nieco industrialnym charakterze.
A tu zaczyna się teren zabudowany.. (na lewo od drogi jest jeden dom )
Suniemy i nad drugie starorzecze. To jest nieco mniej widoczne z drogi, więc tu szukamy miejsca na minibiwak.
Powierzchnia wody tu również jest cicha, spokojna i rosochata!
Krajobraz z czajnikiem
Jedna rzecz mnie zaskoczyła. Czajnik za nowości był jednolicie srebrzysty. Dziś drugi raz opala się nad ogniem. Liczyłam, że będzie się ładnie osmalał.. A on się robi… tęczowy! Jak benzyna wylana do kałuży! Ki czort???????
Lutowe popołudnie jest nieco chłodne… Czas więc na różne skoki dla rozgrzewki Kabak był niepocieszony Liczyła na nieco inne, ciekawsze zdjęcie!
Świat jemioł...
Najwyżej zawieszony znak drogowy jaki kojarzę I na najgrubszym słupie
Wracamy… Gdy tylko słonko ucieka za horyzont, zimny dech lasu, mimo braku śniegu, szybko przypomina jaką mamy porę roku...
Ale o starorzeczach, znajdujących się kilkadziesiąt metrów od brukowanej drogi Kotowice - Utrata, dowiedziałam się dopiero teraz, gdy zaczęłam ich aktywnie szukać.
Najpierw odwiedzamy to starorzecze, które jest położone na prawo od drogi (idąc do wieży). Sporo tu konarów malowniczo powalonych do wody, wyciągających w górę swoje drapieżne macki. Z innej beczki - czy tylko ja tak mam - że jak tylko wyciągnę aparat - to natychmiast chowa się słońce?
Pasiasto...
Bobry nie próżnują. Niektóre z powalonych drzew są całkiem sporych rozmiarów!
Albo zgryzione grupowo!
Hmmm… A może tutaj któryś z tych zębistych osobników zamieszkuje?
Płowe klimaty nadbrzeżne - czyli tam, gdzie kwestia solidności gruntu pod stopami jest dosyć dyskusyjna i mocno zależna od masy testującego go delikwenta!
Wędrujemy chaszczami, które są do pokonania chyba jedynie w tą pore roku. Latem musi tu być busz nie do przebycia (nie do przebicia bez maczety?) Plątanina drzew rosnących, drzew leżących, drzew wiszących, lian, pnączy, jemioł, kolczastych zwojów zeszłorocznych jeżyn - a nawet gdzieniegdzie malowniczo pordzewiałego drutu kolczastego! Ten ostatni nas akurat bardzo zaskoczył. A najbardziej moją nogę, z którą nawiązał najbliższy kontakt!
Walka na trzcinki. Wygrywa ten, kto przeciwnika połaskota w nosek!
Krecik nalewa herbatke… Są więc straty w Krecikach, spodniach i niestety w herbatce
Ekipa w komplecie. Tzn. prawie… Brak Krecika. Skubaniec się chyba zawstydził rozlaną herbatą i gdzieś się ukrył..
Kałużasta, brukowana droga prowadzi w stronę wieży widokowej. My byśmy sobie pewnie podarowali włażenie na nią - ale Krecik jeszcze nigdy tam nie był..
Widoki z wieży o nieco industrialnym charakterze.
A tu zaczyna się teren zabudowany.. (na lewo od drogi jest jeden dom )
Suniemy i nad drugie starorzecze. To jest nieco mniej widoczne z drogi, więc tu szukamy miejsca na minibiwak.
Powierzchnia wody tu również jest cicha, spokojna i rosochata!
Krajobraz z czajnikiem
Jedna rzecz mnie zaskoczyła. Czajnik za nowości był jednolicie srebrzysty. Dziś drugi raz opala się nad ogniem. Liczyłam, że będzie się ładnie osmalał.. A on się robi… tęczowy! Jak benzyna wylana do kałuży! Ki czort???????
Lutowe popołudnie jest nieco chłodne… Czas więc na różne skoki dla rozgrzewki Kabak był niepocieszony Liczyła na nieco inne, ciekawsze zdjęcie!
Świat jemioł...
Najwyżej zawieszony znak drogowy jaki kojarzę I na najgrubszym słupie
Wracamy… Gdy tylko słonko ucieka za horyzont, zimny dech lasu, mimo braku śniegu, szybko przypomina jaką mamy porę roku...
Tym razem celem wycieczki są dwa starorzecza położone pomiędzy Odrą a drogą Stary Otok - Jelcz Laskowice. Do pierwszego z nich prowadzi lekko nadwątlony i pokryty patyną mostek. Kolejnymi razy już zostawiamy busia przed mostkiem I tak nic nie zyskujemy go przejeżdżając (trzeba zaparkować 50 m za mostem, busio jest tłustszy niż statystyczne auta wędkarzy, którzy tu bywają, a licho nie śpi )
Przedzieramy się solidnym chaszczem...
Mijamy dziuple zasiedlone przez grzybną rodzinkę...
Porzucone ptasie gniazda...
Trzcinowiska…
Trawiaste niewielkie wysepki...
Chyba wiosna idzie! Krety się pobudziły i ryją wszędzie bardzo zapamiętale.
Pierwsze kwiatki namierzone i pozyskane przez małe łapki.
Nie brakuje tu malowniczo powalonych do wody drzew, zarówno świeżych, jak i takich dosyć omszalych i zbutwiałych.
Bobry to tu nie próżnują!
A tu chyba ktoś próbuje je odstraszyć i zniechęcić do zgryzienia tego drzewa?
W niektórych miejscach efektem ich pracy są bardzo wymyślne kształty - wręcz rzeźby!
Albo konstrukcje, na które nie omieszkamy wyleźć!
Przerwa na herbatkę w cieniu wypalonego pnia.
Jak nic morda jakiegoś zwierza!
Do drugiego starorzecza suniemy bardzo błotnistą drogą. Co do tego miejsca mamy nawet pewne plany! Aby przybyć tu kiedyś latem i zażyć błotnych kąpieli! Tylko, że latem ono bardzo rzadko tak wygląda...
Tu jest chyba jeszcze bardziej malowniczo!
Zauroczeni tym miejscem rozkładamy się więc z ognichem, hamakiem i czajnikiem!
Na oba starorzecza zerknęliśmy, ale nie obeszliśmy ich dookoła z racji na grzęzawiska, dopływające rzeczki czy otwierające się nagle pod stopami bagienka. Na którejś z następnych wycieczek musimy więc obadać ich drugie brzegi!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lutym 2020!
Przedzieramy się solidnym chaszczem...
Mijamy dziuple zasiedlone przez grzybną rodzinkę...
Porzucone ptasie gniazda...
Trzcinowiska…
Trawiaste niewielkie wysepki...
Chyba wiosna idzie! Krety się pobudziły i ryją wszędzie bardzo zapamiętale.
Pierwsze kwiatki namierzone i pozyskane przez małe łapki.
Nie brakuje tu malowniczo powalonych do wody drzew, zarówno świeżych, jak i takich dosyć omszalych i zbutwiałych.
Bobry to tu nie próżnują!
A tu chyba ktoś próbuje je odstraszyć i zniechęcić do zgryzienia tego drzewa?
W niektórych miejscach efektem ich pracy są bardzo wymyślne kształty - wręcz rzeźby!
Albo konstrukcje, na które nie omieszkamy wyleźć!
Przerwa na herbatkę w cieniu wypalonego pnia.
Jak nic morda jakiegoś zwierza!
Do drugiego starorzecza suniemy bardzo błotnistą drogą. Co do tego miejsca mamy nawet pewne plany! Aby przybyć tu kiedyś latem i zażyć błotnych kąpieli! Tylko, że latem ono bardzo rzadko tak wygląda...
Tu jest chyba jeszcze bardziej malowniczo!
Zauroczeni tym miejscem rozkładamy się więc z ognichem, hamakiem i czajnikiem!
Na oba starorzecza zerknęliśmy, ale nie obeszliśmy ich dookoła z racji na grzęzawiska, dopływające rzeczki czy otwierające się nagle pod stopami bagienka. Na którejś z następnych wycieczek musimy więc obadać ich drugie brzegi!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lutym 2020!