Codziennie do n-ctwa nie ma potrzeby jeździć więc to odpada. Mnie wystarczają trzy wyjazdy do biura w miesiącu o ile nie mam jakieś awarii sprzętu. Choć oczywiście autem jest szybciej, to jednak reszta jak najbardziej do wykonania. Zwłaszcza w przypadku obsady dwuosobowej. Oczywiście nie myślę o odbiorcach manipulujących na miejscu W0, bo to zabiera mnóstwo czasu. Do kontroli CP wysyłam podleśnego, resztę robię sam, albo zostawiam podleśnego z asygnatowcem i mam czas na CP oraz inne obowiązki. Przyzwyczailiśmy się do używania aut tak jak do komputerów, telefonów komórkowych, GPSów itp., bo to znacznie ułatwia sprawę. Jednak nie są one narzędziami, bez których nie damy rady pracować w razie potrzeby. Kiedy moja vitarka odmówi posłuszeństwa jedzie na warsztat, a mnie przez kilka dni boli zadek od jazdy na rowerze. Nie muszę brać urlopu, a nadleśniczy nie musi dawać na czas naprawy zastępstwa. Prace w leśnictwie nie staną, a odbiorcy również muszą być zaopatrzeni w towar
Tylko nie o to chodzi w całym wywodzie.
Padło stwierdzenie, że pracodawca ma obowiązek płacić za rozjazdy, bo jazda samochodem jest niezbędnie konieczna do wykonywania zawodu leśniczego/podleśniczego.
Ja dałem przykład, że auto jest jak najbardziej przydatne, ale nie jest warunkiem koniecznym, bo niektórzy potrafią prace wykonywać nie mogąc go używać. Fakt, że leśniczy nie posiadający samochodu będzie wykonywał swą pracę dłużej nie ma znaczenia dopóki wszystkie obowiązki są wykonywane zgodnie z potrzebami lasu.
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin