Przez Beskid Niski, Roztocze i Lubelszczyzne
Moderator: Moderatorzy
Przez Beskid Niski, Roztocze i Lubelszczyzne
Glownym celem tej naszej wycieczki jest dojechanie w polnocno-zachodnie krance Ukrainy, zwane Szackimi Jeziorami i wloczenie sie gdzies dalej po Polesiu, wioskami nad rzeka Prypec.
Ale ze droga najprostsza i najkrotsza nie zawsze jest najciekawsza to jedziemy ciut naokolo tzn przez Beskid Niski, Roztocze i rozne lubelskie zakamarki.
Sobotnia trasa idzie nam nadpodziw szybko- wychodzi ze autostrada wypluwa nas gdzies w rejonie Tarnowa a nie jak myslelismy ze konczy sie kolo Krakowa. Po skrecie w strone Zakliczyna pojawiaja sie na niebie czarne chmury a na drogach sporo pojazdow zaprzegowych, tzn przez caly dzien naliczylam ich kolo osmiu sztuk. Na ta chwile wydaje mi sie to calkiem duza liczba- acz na Polesiu tyle widzi sie w ciagu 5 minut
Dzis nasza droga prowadzi w Beskid Niski, gdzie ma sie odbywac zlot z forum goryszlaki zwany “oldskul”. Spotkanie to polega na tym, ze wszyscy jak ida w gory to ubieraja sie normalnie- kazdy co tam ma w szafie:dzinsy, sztruksy, koszule czy sweter. Oprocz tego ludziska zabieraja rozne fajne stare sprzety, z ktorych wiele spelnia nadal swietnie swoje funkcje, a inne pelnia role jedynie ozdobna np. cieknacy termos. Hitem tegorocznej imprezy byl uczestnik ubrany w harcerski mundurek. Meta noclegowa spotkania jest PTSM w Dukli.
Wjezdzamy w Beskid Niski i na poczatek mamy smutna niespodzianke bo zamkneli nasza ulubiona knajpe kolo Pielgrzymki. Chmurzyska laza po niebie i co chwile leje. Probowalismy zjesc zurek pod tym przybytkiem ale zlewa natychmiast przepedza nas do srodka.
Jako ze jest dopiero kolo 16 to nie jedziemy od razu do Dukli- pewnie jeszcze nikogo tam nie ma bo cala ekipa na wycieczce. Pospiesznie skombinowany plan na najblizsze dwie godziny zaklada znalezienie jak najwiekszej ilosci kladek do pobujania sie i brodow na potokach gdzie mozna wypluskac skodusie. Sprzed kilku lat pamietam ze byly dwa takowe brody przy drodze z Kątow do Myscowej. Dzis troche sie pozmienialo- powstal jeden most a drugi brod jest dzis nieuzywany nawet przez miejscowych z racji na wezbrane wody Wisloki. Faktycznie woda zapiernicza calkiem raznie i jako ze nawet miejscowe ciezkie i wysoko zawieszone busy parkuja po jednej stronie i dalej ludzie ida pieszo przez kladke- to i my odpuszczamy owej przeprawy. Jest spora szansa ze prad wody zmyje auto ze sliskich plyt.
Za to kladki calkiem dopisaly, hustanie zaliczone
Przy brodzie mamy ciekawe spotkanie. Z kladki podbiega do nas zniecierpliwiona i wsciekla kobieta. Pyta czy nie widzielismy w okolicy 10 letniego chlopca i czy przypadkiem nie wieziemy go na stopa. Po czym nie czekajac na odpowiedz wsadza glowe do skodusi dokladnie lustrujac jej wnetrze. Az dziw ze do bagaznika nie zajrzala ani pod pryzme klamotow zalegajacych tylne siedzenia Widocznie wygladamy na porywaczy okolicznych dzieci. Nie znajdujac u nas nic ciekawego poklusowala dalej i za jakies 100 metrow wsiadla w jakies auto. Sytuacja wygladala jakby kobiecina znalazla w domu swiezy list: “Czesc mamo! Jade na wakacje. Niech zyje wolnosc! Do zobaczenia we wrzesniu!”
Przy drodze z Kątow do Krempnej spotykamy dziwna wiate- przypomina przystanek autobusowy ale jest dosc daleko od szosy. Nie ma tu tez zadnej pieszej sciezki. Wyglada jakby jej glownym celem byla mozliwosc patrzenia na panorame wsi
Droga z Polan do Chyrowej jest oficjalnie zamknieta acz calkiem nie wiadomo dlaczego. Moze ze wzgledu na ochrone mamutow, ktorych poglowie ostatnimi laty bardzo w Polsce spadlo?
Miejscowi swobodnie jezdza w te i wewte. Droga wyglada normalnie. Znowu zaczyna lac, wiec ze spaceru raczej nici, chowamy sie pod dach..
Nad Dukla wjezdzamy sobie jeszcze na drogi prowadzace do przysiolkow rozrzuconych na zboczach pagora Franków (Patryja) celem nacieszenia oczu widokiem Cergowej. Ta stanela na wysokosci zadania, przystroiwszy sie dodatkowo w tecze. Tecza jest z rodzaju tych ze dokladnie widac gdzie nalezy szukac garnka ze zlotem- w ogrodzie domu z czerwonym dachem.. Ech.. pewnie wlasciciele juz go znalezli
W Dukli w PTSMie pustki, wszyscy siedza w rynkowej knajpie. Ekipa juz wczoraj wyjadla tam cale zarcie i wypila lane piwo. Zostala pizza i piwa lokalnego browaru o ladnych etykietach i ciekawych nazwach. “Piekna nieznajoma”, “Nieproszony gosc”, “Ostatni sprawiedliwy”, “Bawidamek”.
Jak na piwa regionalne sa one oglednie mowiac… nieszczegolne.. Jedno o smaku dzikiego bzu (ktory w postaci nalewki czy soku do herbaty uwielbiam!) ale w piwie smakuje troche dziwnie. Jest ciemne piwo o smaku czegos co dawno spadlo z drzewa i zaczelo gnic. Jedno, pszeniczne, mozna spozyc bez negatywnych uczuc ale dupy nie urywa. Sporo ludzi za stolem zaczyna snuc marzenia o Zywcu i Tyskim.
Wesola ekipa raczy nas opowiesciami z dzisiejszej trasy oraz wspomnieniami z wypraw minionych i snuciem planow na kolejne. Osobiscie nie znalismy tu nikogo a czujemy sie jak w gronie starych znajomych. Bardzo mile spotkanie! Potem impreza przenosi sie do PTSMu- starej kamienicy w rynku. Miejsce sympatyczne, o wygladzie schroniska, co warto podkreslic bo obecnie wsrod schronisk wcale nie jest to standardem.
Jedno czego mi tu bardzo brakuje to miejsca na ognisko, acz jestem w stanie zrozumiec z nie ma zwyczaju aby palic takowe na srodku rynku.
Klasycznie robie fotke ratusza. Jestem tu juz chyba 5 raz i zawsze ratusz prezentuje sie na tle czarnych chmur.
Dla przykladu fotka z roku 2007.
W schronisku wystawka sprzetu ktory byl dzis na tematycznej wycieczce w gorach. Marusia z ekipa calkiem sie tu odnalezli!
Byly tez tematyczne kefirki
Rano w mocno okrojonym skladzie suniemy na polnoc. Kolo Jasionki ostatni rzut oka na Cergowa.
W okolicach miejscowosci Nozdrzec kolejna do kompletu kladka bujana. Podobna troche do tej z Ulucza, ktora pare lat temu zniszczyli..
Kolo wioski Helusz mijamy ufirletkowane łaki. Wogole wszedzie dzis jest fioletowo i wszedzie szumia lany mojego ulubionego kwiatka, ktorego obecnosc sugeruje ze lato sie dopiero rozpoczyna!
cdn
Ale ze droga najprostsza i najkrotsza nie zawsze jest najciekawsza to jedziemy ciut naokolo tzn przez Beskid Niski, Roztocze i rozne lubelskie zakamarki.
Sobotnia trasa idzie nam nadpodziw szybko- wychodzi ze autostrada wypluwa nas gdzies w rejonie Tarnowa a nie jak myslelismy ze konczy sie kolo Krakowa. Po skrecie w strone Zakliczyna pojawiaja sie na niebie czarne chmury a na drogach sporo pojazdow zaprzegowych, tzn przez caly dzien naliczylam ich kolo osmiu sztuk. Na ta chwile wydaje mi sie to calkiem duza liczba- acz na Polesiu tyle widzi sie w ciagu 5 minut
Dzis nasza droga prowadzi w Beskid Niski, gdzie ma sie odbywac zlot z forum goryszlaki zwany “oldskul”. Spotkanie to polega na tym, ze wszyscy jak ida w gory to ubieraja sie normalnie- kazdy co tam ma w szafie:dzinsy, sztruksy, koszule czy sweter. Oprocz tego ludziska zabieraja rozne fajne stare sprzety, z ktorych wiele spelnia nadal swietnie swoje funkcje, a inne pelnia role jedynie ozdobna np. cieknacy termos. Hitem tegorocznej imprezy byl uczestnik ubrany w harcerski mundurek. Meta noclegowa spotkania jest PTSM w Dukli.
Wjezdzamy w Beskid Niski i na poczatek mamy smutna niespodzianke bo zamkneli nasza ulubiona knajpe kolo Pielgrzymki. Chmurzyska laza po niebie i co chwile leje. Probowalismy zjesc zurek pod tym przybytkiem ale zlewa natychmiast przepedza nas do srodka.
Jako ze jest dopiero kolo 16 to nie jedziemy od razu do Dukli- pewnie jeszcze nikogo tam nie ma bo cala ekipa na wycieczce. Pospiesznie skombinowany plan na najblizsze dwie godziny zaklada znalezienie jak najwiekszej ilosci kladek do pobujania sie i brodow na potokach gdzie mozna wypluskac skodusie. Sprzed kilku lat pamietam ze byly dwa takowe brody przy drodze z Kątow do Myscowej. Dzis troche sie pozmienialo- powstal jeden most a drugi brod jest dzis nieuzywany nawet przez miejscowych z racji na wezbrane wody Wisloki. Faktycznie woda zapiernicza calkiem raznie i jako ze nawet miejscowe ciezkie i wysoko zawieszone busy parkuja po jednej stronie i dalej ludzie ida pieszo przez kladke- to i my odpuszczamy owej przeprawy. Jest spora szansa ze prad wody zmyje auto ze sliskich plyt.
Za to kladki calkiem dopisaly, hustanie zaliczone
Przy brodzie mamy ciekawe spotkanie. Z kladki podbiega do nas zniecierpliwiona i wsciekla kobieta. Pyta czy nie widzielismy w okolicy 10 letniego chlopca i czy przypadkiem nie wieziemy go na stopa. Po czym nie czekajac na odpowiedz wsadza glowe do skodusi dokladnie lustrujac jej wnetrze. Az dziw ze do bagaznika nie zajrzala ani pod pryzme klamotow zalegajacych tylne siedzenia Widocznie wygladamy na porywaczy okolicznych dzieci. Nie znajdujac u nas nic ciekawego poklusowala dalej i za jakies 100 metrow wsiadla w jakies auto. Sytuacja wygladala jakby kobiecina znalazla w domu swiezy list: “Czesc mamo! Jade na wakacje. Niech zyje wolnosc! Do zobaczenia we wrzesniu!”
Przy drodze z Kątow do Krempnej spotykamy dziwna wiate- przypomina przystanek autobusowy ale jest dosc daleko od szosy. Nie ma tu tez zadnej pieszej sciezki. Wyglada jakby jej glownym celem byla mozliwosc patrzenia na panorame wsi
Droga z Polan do Chyrowej jest oficjalnie zamknieta acz calkiem nie wiadomo dlaczego. Moze ze wzgledu na ochrone mamutow, ktorych poglowie ostatnimi laty bardzo w Polsce spadlo?
Miejscowi swobodnie jezdza w te i wewte. Droga wyglada normalnie. Znowu zaczyna lac, wiec ze spaceru raczej nici, chowamy sie pod dach..
Nad Dukla wjezdzamy sobie jeszcze na drogi prowadzace do przysiolkow rozrzuconych na zboczach pagora Franków (Patryja) celem nacieszenia oczu widokiem Cergowej. Ta stanela na wysokosci zadania, przystroiwszy sie dodatkowo w tecze. Tecza jest z rodzaju tych ze dokladnie widac gdzie nalezy szukac garnka ze zlotem- w ogrodzie domu z czerwonym dachem.. Ech.. pewnie wlasciciele juz go znalezli
W Dukli w PTSMie pustki, wszyscy siedza w rynkowej knajpie. Ekipa juz wczoraj wyjadla tam cale zarcie i wypila lane piwo. Zostala pizza i piwa lokalnego browaru o ladnych etykietach i ciekawych nazwach. “Piekna nieznajoma”, “Nieproszony gosc”, “Ostatni sprawiedliwy”, “Bawidamek”.
Jak na piwa regionalne sa one oglednie mowiac… nieszczegolne.. Jedno o smaku dzikiego bzu (ktory w postaci nalewki czy soku do herbaty uwielbiam!) ale w piwie smakuje troche dziwnie. Jest ciemne piwo o smaku czegos co dawno spadlo z drzewa i zaczelo gnic. Jedno, pszeniczne, mozna spozyc bez negatywnych uczuc ale dupy nie urywa. Sporo ludzi za stolem zaczyna snuc marzenia o Zywcu i Tyskim.
Wesola ekipa raczy nas opowiesciami z dzisiejszej trasy oraz wspomnieniami z wypraw minionych i snuciem planow na kolejne. Osobiscie nie znalismy tu nikogo a czujemy sie jak w gronie starych znajomych. Bardzo mile spotkanie! Potem impreza przenosi sie do PTSMu- starej kamienicy w rynku. Miejsce sympatyczne, o wygladzie schroniska, co warto podkreslic bo obecnie wsrod schronisk wcale nie jest to standardem.
Jedno czego mi tu bardzo brakuje to miejsca na ognisko, acz jestem w stanie zrozumiec z nie ma zwyczaju aby palic takowe na srodku rynku.
Klasycznie robie fotke ratusza. Jestem tu juz chyba 5 raz i zawsze ratusz prezentuje sie na tle czarnych chmur.
Dla przykladu fotka z roku 2007.
W schronisku wystawka sprzetu ktory byl dzis na tematycznej wycieczce w gorach. Marusia z ekipa calkiem sie tu odnalezli!
Byly tez tematyczne kefirki
Rano w mocno okrojonym skladzie suniemy na polnoc. Kolo Jasionki ostatni rzut oka na Cergowa.
W okolicach miejscowosci Nozdrzec kolejna do kompletu kladka bujana. Podobna troche do tej z Ulucza, ktora pare lat temu zniszczyli..
Kolo wioski Helusz mijamy ufirletkowane łaki. Wogole wszedzie dzis jest fioletowo i wszedzie szumia lany mojego ulubionego kwiatka, ktorego obecnosc sugeruje ze lato sie dopiero rozpoczyna!
cdn
Profanibuba pisze:Sporo ludzi za stolem zaczyna snuc marzenia o Zywcu i Tyskim.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Cały komplet.buba pisze:a piles wytwory browaru Dukla?
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
http://www.beer-o-pedia.lasypolskie.pl/ ... &s[]=dukla
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Ja akurat mam specyficzny gust piwny, który nie każdemu by odpowiadał, dlatego też i moje testy są wielce subiektywne. Tak na marginesie nie przepadam za tzw. eurolagerami, czyli żywcami, tyskimi, okocimiami, że wymienię tylko te wiodące koncerniaki.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
No ja tych koncerniakow tez bardzo nie lubie i w kwestii smaku, i jako zle sie po nich czuje - jakos mam zgage, ciezkosc na zoladku.Sten pisze:Ja akurat mam specyficzny gust piwny, który nie każdemu by odpowiadał, dlatego też i moje testy są wielce subiektywne. Tak na marginesie nie przepadam za tzw. eurolagerami, czyli żywcami, tyskimi, okocimiami, że wymienię tylko te wiodące koncerniaki.
A ze ocena roznych piw jest bardzo subiektywna to prawda- jak np. bardzo lubie piwa białe, takie jak czernihiwskie biłe
albo biła nicz
lvivske Bilyj lew
Wypilabym tego wiadro. A toperz twierdzi ze wiekszych pomyj na swiecie nie ma...
9 pkt wg Stena: http://beer-o-pedia.lasypolskie.pl/doku ... rnihowskiebuba pisze:czernihiwskie biłe
Takoż 9: http://beer-o-pedia.lasypolskie.pl/doku ... :biala_nocbuba pisze:biła nicz
"Tylko" 7 pkt... http://beer-o-pedia.lasypolskie.pl/doku ... _bilyj_lewbuba pisze:lvivske Bilyj lew
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Jadac od Beskidu Niskiego po Roztocze, caly czas wschodnia sciana Polski, mam dziwne wrazenie, zupelnie odmienne od tego z minionych wyjazdow w ten region. Jakos jest tak gęsto... Caly czas na drogach, nawet bocznych, jest straszny ruch, ludzie i auta sie wrecz roja! Wszedzie rosna jak grzyby po deszczu cale stada nowych wypasnych domow. Gdyby przyjechal tu ktos z daleka nigdy by nie uwierzyl ze w Polsce sa jakies problemy ze znalezieniem pracy, wyplaty sa niskie, mlodzi masowo wyjezdzaja za granice i jest niz demograficzny.. Nic tez dziwnego ze jak ludzie stad przyjezdzaja na Dolny czy Gorny Slask to im sie zdaje ze tam u nas, na dalekim zachodzie, dopiero co skonczyla sie wojna.. Tu jedziemy od rana i ni pol ruinki! Rowniez nieuzytkow malo, wszystko jakies takie zagospodarowane...
Ciekawe czy uda sie odnalezc choc jakis skrawek tego Roztocza sprzed lat?
Mijamy cerkiewke w Bihalu, przed ktora wlasnie trwaja porzadki, koszenie trawy a grupka kobiet trzepie jakies biale ogromne obrusy czy przescieradla- do czego takie plachty moga sluzyc w kosciele?
W Szczutkowie cerkiew jest ponadto wzbogacona w kibelek- slawojke z ktorej nie omieszkam skorzystac.
Budynek stoi sobie na pagorku, z dala od wsi. Obok jest szeroki wygrzany plac zakonczony w oddali malym cmentarzem. Rosnie sobie dorodna lipa a pod nia zapadnieta w ziemie stara laweczka. Miejsce rokuje dobrze noclegowo, acz godzina jest wczesna wiec suniemy dalej. A nuz nam los jakies inne ciekawsze miejsce podrzuci?
Ruszamy dalej na polnoc… Mijamy ze smutkiem Opake, miejscowosc gdzie dawno temu, przed laty jeszcze kilkunastu, stala najsliczniejsza wedlug mnie cerkiewka, o czerwonych, dzwonkowatych daszkach. Juz jak tam bylam to miejscowi jej nie lubieli, prychali na nas, ze chcemy takie g… ogladac.. Juz wtedy na jednym boku nosila slady podpalania.. Kilka lat pozniej podpalacz okazal sie sprytniejszy i szybszy od strazakow…
Taka byla w roku 2002
Nie wiem czy sprzyjajacy los czy jakas intuicja rzuca nas w stara droge w strone wsi Podemszczyzna. Jupi! Gruntowka! Tu jeszcze nie zalali swiezym asfaltem. Stukol kol o kamulce miesza sie szumem bujnej roslinnosci, jeszcze nie zniszczonej przez pily i kosiarki! Zdazylismy! Kawalek dawnego Roztocza jeszcze udalo sie odnalezc!
Przy drodze pelno kapliczek!
Probujemy odszukac kilka bunkrow pochowanych po tutejszych zaulkach, ktorych spękany beton swietnie ukrywa sie wsrod chaszczy. Do pierwszego bunkra nie udaje sie wejsc- stoi na srodku uprawnego pola, nie chcemy wlazic rolnikowi w szkode.
Drugi bunkier stoi w pachnacym sosnowym lasku.
Wlaze do srodka przez okno, ale szybko zarzadzam odwrot- smieci po kolana, wiekszosc uwalana jakims wapnem, lub czyms rownie niemilym o jakims chemicznym zapachu.
Trzeci ktorego szukamy stoi na pieknych rozleglych łakach z ktorych widac dach kosciola w Nowym Brusnie. Toperz nie docenia uroku miejsca bo dostaje kichawki i zdecydowanie odmawia noclegu w tym malowniczym miejscu.
Popularne w tych terenach jest stawianie na dachu bunkra mysliwskiej ambony.
Dostepu do tego bunkra broni gleboka woda wypelniajaca wszystkie komory.
Do czwartego bunkra tez nie udaje sie wejsc- jest caly pomurowany, szczelnie jakby kto tam skarby trzymal.. Widac cegla w rejonie nie stanowi zadnej wartosci i pchaja ja bez celu byle gdzie...
Za Podemszczyzna odwiedzamy stary grekokatolicki cmentarzyk. Miejsce jest cieniste i wilgotne.Nagrobkow jest calkiem sporo, poukrywanych wsrod pokrzyw, łopuchow i innych bodiakow.
Obok wzgorza jest maly stawek, caly trzesacy sie od kumkania zab.
Na cmentarzu oszczekuje mnie sarna, raz po raz wystawiajaca łeb zza kolejnego nagrobka. Jakos wybitnie probuje mnie przegonic albo nawiazac kontakt. Probuje jej cos odszczekac, nasladujac jej jezyk. Chyba wychodzi mi cos groznego albo obrazliwego bo natychmiast ucieka w podskokach.
W Nowym Brusnie remont cerkiewki. Trzeba im przyznac ze robia to bardzo ladnie i sensownie. Zaczeli od naprawy dachu a nie jak zwykle od plotu, nowego chodnika i tablicy z zakazami. Rzadko ciesze sie z remontow ale tu tak jest. Nie zawali sie bidulka od lat podparta drągami. A jak sciemnieje drewno moze bedzie jeszcze ladniejsza niz poprzednio?
Droga za Polanka Horyniecka sugeruje ze jest dopuszczona do ruchu.
Ba! znaki wskazuja ze mozna sie tu rozpedzic do 90 km/h. Jednak tego nie czynimy, jako ze owa droga zaczyna przypominac koryto wyrwanego powodzia strumienia Geba cieszy mi sie coraz bardziej! Kazdy trzaskajacy w drzwi kamien jest mila odmiana po setkach kilometrow rownych do obledu drog…
W Starym Brusnie porzucamy skodusie i lazimy sobie po okolicy. Do piatego bunkra rowniez nie udalo sie wejsc… bo go nie znalezlismy
Za to znalezlismy srodlesny cmentarzyk. Bardzo dobry stan zachowania nagrobkow laczy sie tu z zarosnieciem i dzikoscia. Las, cisza, brzek owadow, szum i cien drzew i przenikajace przez gesta zaslone lisci promienie popoludniowego slonca. Bluszcze ,paprocie i bujne czerwcowe kwiaty. Smutne anioly, zadumane Madonny, bezglowe lub beztwarze ,mniej lub bardziej anonimowe postacie i Jezus z czuprynka z mchu.
Krzyze o ksztaltach bardzo roznych i napisach w niejednej czcionce.
Cmentarz ten jest jakis przedziwnie przyjazny. Tu chyba noca nie straszy. A jesli jakies duchy tu wystepuja to mam wrazenie ze mozna sie z nimi zaprzyjaznic i pogadac co zyciu.
Wracajac w strone Polanki spotykamy zajaca -desperata! Biegnie caly czas droga przed skodusia, uciekajac jakby w poplochu. Nie czmychnie w krzaki ani do rowu. Caly czas tylko na wprost. Jak sie zatrzymujemy i on staje. Rozglada sie. Ruszamy- on w nogi. Moze zajace tak lubia?
Droga z Dziewiecierza do Nowin Horynieckich mimo ze znaczona na mojej mapie- w terenie zdaje sie nie istniec. Zanika przed torami, a na pokonywanie szyn kolejowych bez betonowych plyt czy chocby podsypanego zwiru, nie czujemy sie poki co gotowi
Do Nowin ostatecznie nie zagladamy. Niedaleko kosciolka trwa jakas wielka budowa. Niefajnie, uciekamy stamtad!
W Horyncu zjadamy obiad w barze “Piwnica”.
W lokalu na pietrze trwa potancowka. Wokol plyna spiewy na zywo, w klimacie i rytmice przypominajacej mi gornicze imprezy w chorzowskim parku z czasow dziecinstwa. Jak zywe staja mi przed oczami sprochniale podesty do tanca, wata cukrowa ktora zawsze chcialam miec ale nigdy jej nie zjadlam bo byla ohydna w smaku, pilki na gumce, skaczace myszki miki, baby w wieku przeroznym i koronkowych stanikach, rozdziewajace sie z bluzek na swiezej wiosennej trawie i ogorzale twarze nad butelkami, probujace wtorowac wodzirejowi. Klimat festynu czy uzdrowiska z dawnych lat.. Dlugo siedzimy w tej knajpie, patrzac jak kuracjuszki, krecac grubymi kuprami, suna tanecznym krokiem na pierwsze pietro.
Zawijamy jeszcze do Radruza zobaczyc przycerkiewna wiate. Ale jakos nas tym razem nie urzeka. Zbyt na widoku z okien okolicznych domow. Poza tym ponoc straz graniczna lubi tu nocami zagladac..
Niesympatyczne wrazenie robi tez jezdzacy w kolko samochod na brytyjskich blachach, ktory prawie wjezdza w kuper skodusi… Nachlana mlodziez wisi z okien , pokazuje rozne obrazliwe gesty i rechocze glupkowato..
Stara cerkiew bez zmian...
Wracamy wiec do Szczutkowa. Do czerwonej cerkiewki, slawojki przy pylistej drodze, starej lipy i skrzypiacej laweczki. Na miejscu jestesmy juz po zmierzchu. Ksiezyc swieci, swierszcze piłuja, pelgaja lampiony na pobliskim cmentarzyku. Jest ogrodzony, wiec zombiaki moze do nas nie przyjda
Spi sie wysmienicie az do godziny 6 rano. Pobudka! Bija dzwony! No to pieknie… Cerkiew pewnie nie jest opuszczona, pewnie pelni role kosciola, szykuje sie poranna msza i zaraz nas tu zadeptaja! Ale chwila! Dzis jest poniedzialek.. To luz! Najwyzej jakies babuszki przydreptaja… Dzwony przestaja bic w sekundzie… Ale jaja! Pozytywka! To wszystko lecialo z zaprogramowanego nagrania. Ostatecznie mszy nie ma wcale.. Taki uniwersalny budzik coby ludzie do pracy nie zaspali?
Cala otaczajaca nas łaka pokryta jest kropelkami rosy, w ktorych przeglada sie wiszace jeszcze dosc nisko slonce.
Natychmiast odechciewa mi sie spac! Biegam sobie boso po łace. Po co komu lepsza łazienka? Kury w oddali gdakaja, czasem odezwie sie jaka piła. Wyciagam sie na pachnacej starym drewnem ławce pod lipa. Milo miec swiadomosc poczatku upalnego dnia i dwoch tygodni wloczegi przed soba!
W czasie sniadania pod cerkwia towarzystwa dotrzymuje nam myszopodobne zwierzatko, mieszkajace w dziupli starej lipy. Zwierzaczek najbardziej przypomina mi chomika! Dokarmiamy go chlebem i serem. Jest bardzo ruchliwy i plochliwy.
Dzis na trasie mijamy cerkiew w Kowalowce
a potem w Płazowie.
Mozna wejsc do srodka przez dziure w murze.
Potem mijamy tereny lesne- miejsce jak wiadomo opatrzone wieloma zakazami. Ale taki jak drugi od gory,to widze po raz pierwszy
Potem Łówcza - cerkiewka za wsia, w wygrzanym sosnowym lesie. Tez byloby mile miejsce na biwak
Z Łówczy do Huty Złomy jedziemy rozleglymi polami.
Kolejna pachnaca drewnem budowla jest w Woli Wielkiej. Wyglada calkiem solidnie ale chyba musi byc cos z nia nie tak bo ją podparli kilkoma belami.
A w Bełzcu nastepna cerkiewka. Pamietam ją stojaca w cichym lasku. Teraz wokol warcza jakies szlifierki, mloty- plac budowy. Przycerkiewny ogrodek zmniejszyl sie chyba trzykrotnie.
Namierzaja nas takze miejscowi ktorzy upieraja sie ze musimy zobaczyc pomnik Romow. Pewnie normalnie bysmy sie udali go obejrzec ale natarczywosc polecania tego miejsca zupelnie nas zniecheca. Nie lubie jak ktos za mna lazi i probuje do czegos przymuszac. A ugryzcie sie gdzies z waszym pomnikiem!
Suniemy dalej na polnoc!
CDN
Ciekawe czy uda sie odnalezc choc jakis skrawek tego Roztocza sprzed lat?
Mijamy cerkiewke w Bihalu, przed ktora wlasnie trwaja porzadki, koszenie trawy a grupka kobiet trzepie jakies biale ogromne obrusy czy przescieradla- do czego takie plachty moga sluzyc w kosciele?
W Szczutkowie cerkiew jest ponadto wzbogacona w kibelek- slawojke z ktorej nie omieszkam skorzystac.
Budynek stoi sobie na pagorku, z dala od wsi. Obok jest szeroki wygrzany plac zakonczony w oddali malym cmentarzem. Rosnie sobie dorodna lipa a pod nia zapadnieta w ziemie stara laweczka. Miejsce rokuje dobrze noclegowo, acz godzina jest wczesna wiec suniemy dalej. A nuz nam los jakies inne ciekawsze miejsce podrzuci?
Ruszamy dalej na polnoc… Mijamy ze smutkiem Opake, miejscowosc gdzie dawno temu, przed laty jeszcze kilkunastu, stala najsliczniejsza wedlug mnie cerkiewka, o czerwonych, dzwonkowatych daszkach. Juz jak tam bylam to miejscowi jej nie lubieli, prychali na nas, ze chcemy takie g… ogladac.. Juz wtedy na jednym boku nosila slady podpalania.. Kilka lat pozniej podpalacz okazal sie sprytniejszy i szybszy od strazakow…
Taka byla w roku 2002
Nie wiem czy sprzyjajacy los czy jakas intuicja rzuca nas w stara droge w strone wsi Podemszczyzna. Jupi! Gruntowka! Tu jeszcze nie zalali swiezym asfaltem. Stukol kol o kamulce miesza sie szumem bujnej roslinnosci, jeszcze nie zniszczonej przez pily i kosiarki! Zdazylismy! Kawalek dawnego Roztocza jeszcze udalo sie odnalezc!
Przy drodze pelno kapliczek!
Probujemy odszukac kilka bunkrow pochowanych po tutejszych zaulkach, ktorych spękany beton swietnie ukrywa sie wsrod chaszczy. Do pierwszego bunkra nie udaje sie wejsc- stoi na srodku uprawnego pola, nie chcemy wlazic rolnikowi w szkode.
Drugi bunkier stoi w pachnacym sosnowym lasku.
Wlaze do srodka przez okno, ale szybko zarzadzam odwrot- smieci po kolana, wiekszosc uwalana jakims wapnem, lub czyms rownie niemilym o jakims chemicznym zapachu.
Trzeci ktorego szukamy stoi na pieknych rozleglych łakach z ktorych widac dach kosciola w Nowym Brusnie. Toperz nie docenia uroku miejsca bo dostaje kichawki i zdecydowanie odmawia noclegu w tym malowniczym miejscu.
Popularne w tych terenach jest stawianie na dachu bunkra mysliwskiej ambony.
Dostepu do tego bunkra broni gleboka woda wypelniajaca wszystkie komory.
Do czwartego bunkra tez nie udaje sie wejsc- jest caly pomurowany, szczelnie jakby kto tam skarby trzymal.. Widac cegla w rejonie nie stanowi zadnej wartosci i pchaja ja bez celu byle gdzie...
Za Podemszczyzna odwiedzamy stary grekokatolicki cmentarzyk. Miejsce jest cieniste i wilgotne.Nagrobkow jest calkiem sporo, poukrywanych wsrod pokrzyw, łopuchow i innych bodiakow.
Obok wzgorza jest maly stawek, caly trzesacy sie od kumkania zab.
Na cmentarzu oszczekuje mnie sarna, raz po raz wystawiajaca łeb zza kolejnego nagrobka. Jakos wybitnie probuje mnie przegonic albo nawiazac kontakt. Probuje jej cos odszczekac, nasladujac jej jezyk. Chyba wychodzi mi cos groznego albo obrazliwego bo natychmiast ucieka w podskokach.
W Nowym Brusnie remont cerkiewki. Trzeba im przyznac ze robia to bardzo ladnie i sensownie. Zaczeli od naprawy dachu a nie jak zwykle od plotu, nowego chodnika i tablicy z zakazami. Rzadko ciesze sie z remontow ale tu tak jest. Nie zawali sie bidulka od lat podparta drągami. A jak sciemnieje drewno moze bedzie jeszcze ladniejsza niz poprzednio?
Droga za Polanka Horyniecka sugeruje ze jest dopuszczona do ruchu.
Ba! znaki wskazuja ze mozna sie tu rozpedzic do 90 km/h. Jednak tego nie czynimy, jako ze owa droga zaczyna przypominac koryto wyrwanego powodzia strumienia Geba cieszy mi sie coraz bardziej! Kazdy trzaskajacy w drzwi kamien jest mila odmiana po setkach kilometrow rownych do obledu drog…
W Starym Brusnie porzucamy skodusie i lazimy sobie po okolicy. Do piatego bunkra rowniez nie udalo sie wejsc… bo go nie znalezlismy
Za to znalezlismy srodlesny cmentarzyk. Bardzo dobry stan zachowania nagrobkow laczy sie tu z zarosnieciem i dzikoscia. Las, cisza, brzek owadow, szum i cien drzew i przenikajace przez gesta zaslone lisci promienie popoludniowego slonca. Bluszcze ,paprocie i bujne czerwcowe kwiaty. Smutne anioly, zadumane Madonny, bezglowe lub beztwarze ,mniej lub bardziej anonimowe postacie i Jezus z czuprynka z mchu.
Krzyze o ksztaltach bardzo roznych i napisach w niejednej czcionce.
Cmentarz ten jest jakis przedziwnie przyjazny. Tu chyba noca nie straszy. A jesli jakies duchy tu wystepuja to mam wrazenie ze mozna sie z nimi zaprzyjaznic i pogadac co zyciu.
Wracajac w strone Polanki spotykamy zajaca -desperata! Biegnie caly czas droga przed skodusia, uciekajac jakby w poplochu. Nie czmychnie w krzaki ani do rowu. Caly czas tylko na wprost. Jak sie zatrzymujemy i on staje. Rozglada sie. Ruszamy- on w nogi. Moze zajace tak lubia?
Droga z Dziewiecierza do Nowin Horynieckich mimo ze znaczona na mojej mapie- w terenie zdaje sie nie istniec. Zanika przed torami, a na pokonywanie szyn kolejowych bez betonowych plyt czy chocby podsypanego zwiru, nie czujemy sie poki co gotowi
Do Nowin ostatecznie nie zagladamy. Niedaleko kosciolka trwa jakas wielka budowa. Niefajnie, uciekamy stamtad!
W Horyncu zjadamy obiad w barze “Piwnica”.
W lokalu na pietrze trwa potancowka. Wokol plyna spiewy na zywo, w klimacie i rytmice przypominajacej mi gornicze imprezy w chorzowskim parku z czasow dziecinstwa. Jak zywe staja mi przed oczami sprochniale podesty do tanca, wata cukrowa ktora zawsze chcialam miec ale nigdy jej nie zjadlam bo byla ohydna w smaku, pilki na gumce, skaczace myszki miki, baby w wieku przeroznym i koronkowych stanikach, rozdziewajace sie z bluzek na swiezej wiosennej trawie i ogorzale twarze nad butelkami, probujace wtorowac wodzirejowi. Klimat festynu czy uzdrowiska z dawnych lat.. Dlugo siedzimy w tej knajpie, patrzac jak kuracjuszki, krecac grubymi kuprami, suna tanecznym krokiem na pierwsze pietro.
Zawijamy jeszcze do Radruza zobaczyc przycerkiewna wiate. Ale jakos nas tym razem nie urzeka. Zbyt na widoku z okien okolicznych domow. Poza tym ponoc straz graniczna lubi tu nocami zagladac..
Niesympatyczne wrazenie robi tez jezdzacy w kolko samochod na brytyjskich blachach, ktory prawie wjezdza w kuper skodusi… Nachlana mlodziez wisi z okien , pokazuje rozne obrazliwe gesty i rechocze glupkowato..
Stara cerkiew bez zmian...
Wracamy wiec do Szczutkowa. Do czerwonej cerkiewki, slawojki przy pylistej drodze, starej lipy i skrzypiacej laweczki. Na miejscu jestesmy juz po zmierzchu. Ksiezyc swieci, swierszcze piłuja, pelgaja lampiony na pobliskim cmentarzyku. Jest ogrodzony, wiec zombiaki moze do nas nie przyjda
Spi sie wysmienicie az do godziny 6 rano. Pobudka! Bija dzwony! No to pieknie… Cerkiew pewnie nie jest opuszczona, pewnie pelni role kosciola, szykuje sie poranna msza i zaraz nas tu zadeptaja! Ale chwila! Dzis jest poniedzialek.. To luz! Najwyzej jakies babuszki przydreptaja… Dzwony przestaja bic w sekundzie… Ale jaja! Pozytywka! To wszystko lecialo z zaprogramowanego nagrania. Ostatecznie mszy nie ma wcale.. Taki uniwersalny budzik coby ludzie do pracy nie zaspali?
Cala otaczajaca nas łaka pokryta jest kropelkami rosy, w ktorych przeglada sie wiszace jeszcze dosc nisko slonce.
Natychmiast odechciewa mi sie spac! Biegam sobie boso po łace. Po co komu lepsza łazienka? Kury w oddali gdakaja, czasem odezwie sie jaka piła. Wyciagam sie na pachnacej starym drewnem ławce pod lipa. Milo miec swiadomosc poczatku upalnego dnia i dwoch tygodni wloczegi przed soba!
W czasie sniadania pod cerkwia towarzystwa dotrzymuje nam myszopodobne zwierzatko, mieszkajace w dziupli starej lipy. Zwierzaczek najbardziej przypomina mi chomika! Dokarmiamy go chlebem i serem. Jest bardzo ruchliwy i plochliwy.
Dzis na trasie mijamy cerkiew w Kowalowce
a potem w Płazowie.
Mozna wejsc do srodka przez dziure w murze.
Potem mijamy tereny lesne- miejsce jak wiadomo opatrzone wieloma zakazami. Ale taki jak drugi od gory,to widze po raz pierwszy
Potem Łówcza - cerkiewka za wsia, w wygrzanym sosnowym lesie. Tez byloby mile miejsce na biwak
Z Łówczy do Huty Złomy jedziemy rozleglymi polami.
Kolejna pachnaca drewnem budowla jest w Woli Wielkiej. Wyglada calkiem solidnie ale chyba musi byc cos z nia nie tak bo ją podparli kilkoma belami.
A w Bełzcu nastepna cerkiewka. Pamietam ją stojaca w cichym lasku. Teraz wokol warcza jakies szlifierki, mloty- plac budowy. Przycerkiewny ogrodek zmniejszyl sie chyba trzykrotnie.
Namierzaja nas takze miejscowi ktorzy upieraja sie ze musimy zobaczyc pomnik Romow. Pewnie normalnie bysmy sie udali go obejrzec ale natarczywosc polecania tego miejsca zupelnie nas zniecheca. Nie lubie jak ktos za mna lazi i probuje do czegos przymuszac. A ugryzcie sie gdzies z waszym pomnikiem!
Suniemy dalej na polnoc!
CDN
W lasach kolo wsi Adelina mijamy lesny parking z fajna wiata i kibelkiem, wiec mamy plan wrocic tu na nocleg.
W Terebiniu cerkiewka o ciekawym ksztalcie.
Bardzo mi sie podoba na Roztoczu i wogole w rejonie ze kazda cerkiew jest inna, charakterystyczna, mozna ją zapamietac. A nie jak w Beskidzie Niskim czy na ukrainskim Polesiu ze wszystkie sa jak wyciete z szablonu- widziales jedna-widziales wszystkie…
Hrubieszow odbieram tam samo jak przed laty- miasto kontrastow- obok siebie stoja bloki z wielkiej plyty, drewniane domki o rzezbionych oknach i werandach oraz wypasione wille z kolumnami i zloconymi lwami. I wszystko jakos tak wymieszane razem i mocno scisniete. Tak… Hrubieszow jest fajny i jeden w swoim rodzaju.
Zjadamy obiad acz glownym powodem odwiedzenia knajpy jest zrobienie prania. Jakos okoliczne rzeczki wogole nie sprzyjaja tej czynnosci i mam wrazenie ze wlozenie koszulki czy gaci w taka młake nie spowoduje jej wyczyszczenia
Wracajac do wczesniej upatrzonej wiaty planujemy sobie jeszcze objechac boczna droge wzdluz granicy. Kolo wsi Ślipcze niedawno powstalo miejsce dla turystow- wieza widokowa, wiata i kibelek. Z wiezy widok jest nielepszy jak z ziemi ale na cos unijne pieniazki trzeba bylo wydac. No moze jest ciut widok lepszy bo sa lunety- latwiej mozna policzyc nogi ukrainskim krowom ktore pasa sie na łąkach za Bugiem.
Widac tez za granica wielkie szyby jakby kopalniane. A po naszej stronie palacyk. Opatrzony flaga coby sie nikt w jego klasyfikacji nie pomylil.
Kible to jedne z niewielu jakie widzialam w Polsce “małysze” tzn obiekty dziuropodlogowe. Jak widac wiatr od wschodu czasem wieje
W Kryłowie jest urodzaj na akacje. Az zal bierze ze tyle kwiecia sie marnuje.. zaraz by sie chcialo zrobic nalewke tylko tak w drodze nie ma jak…
Idziemy na zamek ktory jest polozony na wyspie na Bugu. Z zamku pozostalo niewiele - zagiety korytarz prowadzacy przez ogromne piwnice.
Kolo zamku jest wiata, ktora na tyle przypada nam do gustu ze postanawiamy jej uzyc w celach noclegowych.
Kolo wiaty jest kibelek - slawojka, w ktorym ukryta jest drabina i przyrzad geodezyjny.
Zwiedzajac zamek mamy okazje wysluchac calej mszy swietej bo pobliski kosciol nadaje ją przez megafon. Ksiadz chyba dba o wszystkich we wsi zeby na pewno mieli zaliczony obowiazek uczestnictwa w tejze i nikt nie mial grzechu z racji zaniechania. Tylko czemu w poniedzialek??
Skodusie zostawiamy na skraju wsi. Na wyspe prowadzi dobra droga ale jest zakaz wjazdu.
Kapiemy sie w starorzeczu Bugu przy moscie.
W okolicy wieczorem kreci sie sporo ludzi- rybacy, spacerowicze, prezentujace swe wdzieki nastolatki i jakas baba z namolnymi śliniacymi sie psami, ktora nie potrafi zrozumiec ze nie kazdy jest zachwycony jak ma umoczone spodnie od pyska jej pupilkow.
Nasze miejsce na nocleg jest cudne! Mamy tylko obawy ze moze dojsc do jakiegos spiecia z pogranicznikami. Bug jest tu rzeka graniczna, my jestesmy na wyspie. To ze bedziemy miec odwiedziny nie ulega watpliwosci. Mamy tylko ogromna nadzieje ze nas nie przegonia o jakiejs glupiej godzinie w srodku nocy.
Wieczorem, gdy powoli okolica chowa sie w mroku, pojawiaja sie swiatla patrolujacego teren auta. Wizyte skladaja nam dwaj pogranicznicy, z geb wygladajacy jakby wczoraj skonczyli gimnazjum. Pytaja czy ten zielony samochod na obcych blachach stojacy przed mostem jest nasz… Gdy potwierdzamy slychac takie “uffff”- nie bedzie trzeba przeczesywac po ciemku okolicznych chaszczy w poszukiwaniu jego tajemniczych wlascicieli ktorzy byc moze przyjechali z drugiego konca Polski w celu przemytu albo klusownictwa. Mam wrazenie ze humor chlopaczkom zaraz sie poprawia. Mowia wprawdzie ze nasz pobyt w tym miejscu trzeba bylo zglosic na straznicy, ale skoro o tym nie wiedzielismy to trudno- oni zglosza to za nas. Spisuja dokumenty i kilka razy niesmialo sugeruja ze moze bysmy sie przeniesli na biwak w okolice samochodu, rozbili namiot po tamtej stronie mostu? Plan takowy nam sie nie usmiecha, mowimy ze przespimy w wiacie do rana i jutro sie stad zwiniemy. Chlopaki ogolnie sa mile, pozwalaja nam zostac. Przestrzegaja tylko zeby noca nie palic ogniska i nie uzywac zbyt mocno swiecacych latarek by nie sciagac wzroku sluzb zza granicy. Fajnie ze przyjechali wieczorem a nie jak to zwykle maja w zwyczaju o 3 czy 4 rano. Mam wprawdzie wrazenie ze dwukrotnie jeszcze w nocy patrol sie przewija pod wiata, moze maja takie trasy, moze sprawdzaja czy wciaz jestesmy tam gdzie nas zostawili. Plus taki ze nas nie budza. Noc jest bardzo jasna. Wstajac do kibelka nie musze wogole uzywac latarki. Problemem jest raczej ksiezyc zapodajacy w oczy jak latarnia- zeby usnac musze sobie zawiazac na gebie chustke. Na tutejszych łakach graja dwa rodzaje zab- zwykle, kumkajace i chyba kumaki wydajace z siebie takie teskne i smutne “uuuuuu”...
O swicie pojawiaja sie cudne mgly, ktore od rzeki zmierzaja w nasza strone. Z minuty na minute mgla gestnieje. Wogole cala łaka otaczajaca wiate to jedna wielka poranna mgla!
A jak zza ukrainskich drzew wylazi slonce to juz robi sie calkiem nieziemsko! Wszystko jakby plonelo, plywalo, wirowalo. Wyglada nie jak realny swiat tylko jakis obraz malowany na lekkim haju!
Jejku! jak ludzie moga wolec sypiac po jakis agroturystykach, zamknieci w sterylnych, bezdusznych czterech scianach! wtedy wszystko to ich mija, przechodzi gdzies bokiem, ten zapach mokrego poranka, ta mgla osiadajaca rosą na wlosach, to poczucie ze budzaca sie do zycia przyroda otacza cie ze wszystkich stron i jestes jej czescia…
O 6 znow nas budzi msza… Megafony rycza na caly regulator… Stopery do uszu troche pomagaja… Naprawde nie mam nic przeciwko tej formie aktywnosci, ale wszystko ma swoj czas i miejsce… Piesni pobozne niech zostana w koscielnych murach, a na łace wole zaby, swierszcze, ptaki i brzek owadow… Poza tym jest dla mnie w tym jakas gleboka profanacja ze ide kupe za krzak i chcac nie chcac musze akurat wtedy sluchac o przemianie chleba i wina… Lokalnego proboszcza powinni powiesic za noge na rynku….
Rozglosnia:
Kolo 9 w nasza strone sunie szkolna wycieczka- kilkunastu uczniow z nauczycielka. Wyraznie zmierzaja w strone wiaty ale na widok ze jest zasiedlona chyba sie pesza i pospiesznie oddalaja w strone zamku.
Dzien jest upalny wiec znow kapiemy sie w Bugu. Miejscowy rybak pokrzykuje do nas z mostu ze tu nie wolno plywac z racji na scisla strefe nadgraniczna i on kiedys juz dostal mandat. Dziwne to troche bo ta odnoga Bugu ma oba polskie brzegi, a granica leci z drugiej strony wyspy.. Plywanie wiec ograniczamy do niezbednego minimum.
Dzis ruszamy na poszukiwanie cerkiewek w przygranicznych wioskach.
cdn
W Terebiniu cerkiewka o ciekawym ksztalcie.
Bardzo mi sie podoba na Roztoczu i wogole w rejonie ze kazda cerkiew jest inna, charakterystyczna, mozna ją zapamietac. A nie jak w Beskidzie Niskim czy na ukrainskim Polesiu ze wszystkie sa jak wyciete z szablonu- widziales jedna-widziales wszystkie…
Hrubieszow odbieram tam samo jak przed laty- miasto kontrastow- obok siebie stoja bloki z wielkiej plyty, drewniane domki o rzezbionych oknach i werandach oraz wypasione wille z kolumnami i zloconymi lwami. I wszystko jakos tak wymieszane razem i mocno scisniete. Tak… Hrubieszow jest fajny i jeden w swoim rodzaju.
Zjadamy obiad acz glownym powodem odwiedzenia knajpy jest zrobienie prania. Jakos okoliczne rzeczki wogole nie sprzyjaja tej czynnosci i mam wrazenie ze wlozenie koszulki czy gaci w taka młake nie spowoduje jej wyczyszczenia
Wracajac do wczesniej upatrzonej wiaty planujemy sobie jeszcze objechac boczna droge wzdluz granicy. Kolo wsi Ślipcze niedawno powstalo miejsce dla turystow- wieza widokowa, wiata i kibelek. Z wiezy widok jest nielepszy jak z ziemi ale na cos unijne pieniazki trzeba bylo wydac. No moze jest ciut widok lepszy bo sa lunety- latwiej mozna policzyc nogi ukrainskim krowom ktore pasa sie na łąkach za Bugiem.
Widac tez za granica wielkie szyby jakby kopalniane. A po naszej stronie palacyk. Opatrzony flaga coby sie nikt w jego klasyfikacji nie pomylil.
Kible to jedne z niewielu jakie widzialam w Polsce “małysze” tzn obiekty dziuropodlogowe. Jak widac wiatr od wschodu czasem wieje
W Kryłowie jest urodzaj na akacje. Az zal bierze ze tyle kwiecia sie marnuje.. zaraz by sie chcialo zrobic nalewke tylko tak w drodze nie ma jak…
Idziemy na zamek ktory jest polozony na wyspie na Bugu. Z zamku pozostalo niewiele - zagiety korytarz prowadzacy przez ogromne piwnice.
Kolo zamku jest wiata, ktora na tyle przypada nam do gustu ze postanawiamy jej uzyc w celach noclegowych.
Kolo wiaty jest kibelek - slawojka, w ktorym ukryta jest drabina i przyrzad geodezyjny.
Zwiedzajac zamek mamy okazje wysluchac calej mszy swietej bo pobliski kosciol nadaje ją przez megafon. Ksiadz chyba dba o wszystkich we wsi zeby na pewno mieli zaliczony obowiazek uczestnictwa w tejze i nikt nie mial grzechu z racji zaniechania. Tylko czemu w poniedzialek??
Skodusie zostawiamy na skraju wsi. Na wyspe prowadzi dobra droga ale jest zakaz wjazdu.
Kapiemy sie w starorzeczu Bugu przy moscie.
W okolicy wieczorem kreci sie sporo ludzi- rybacy, spacerowicze, prezentujace swe wdzieki nastolatki i jakas baba z namolnymi śliniacymi sie psami, ktora nie potrafi zrozumiec ze nie kazdy jest zachwycony jak ma umoczone spodnie od pyska jej pupilkow.
Nasze miejsce na nocleg jest cudne! Mamy tylko obawy ze moze dojsc do jakiegos spiecia z pogranicznikami. Bug jest tu rzeka graniczna, my jestesmy na wyspie. To ze bedziemy miec odwiedziny nie ulega watpliwosci. Mamy tylko ogromna nadzieje ze nas nie przegonia o jakiejs glupiej godzinie w srodku nocy.
Wieczorem, gdy powoli okolica chowa sie w mroku, pojawiaja sie swiatla patrolujacego teren auta. Wizyte skladaja nam dwaj pogranicznicy, z geb wygladajacy jakby wczoraj skonczyli gimnazjum. Pytaja czy ten zielony samochod na obcych blachach stojacy przed mostem jest nasz… Gdy potwierdzamy slychac takie “uffff”- nie bedzie trzeba przeczesywac po ciemku okolicznych chaszczy w poszukiwaniu jego tajemniczych wlascicieli ktorzy byc moze przyjechali z drugiego konca Polski w celu przemytu albo klusownictwa. Mam wrazenie ze humor chlopaczkom zaraz sie poprawia. Mowia wprawdzie ze nasz pobyt w tym miejscu trzeba bylo zglosic na straznicy, ale skoro o tym nie wiedzielismy to trudno- oni zglosza to za nas. Spisuja dokumenty i kilka razy niesmialo sugeruja ze moze bysmy sie przeniesli na biwak w okolice samochodu, rozbili namiot po tamtej stronie mostu? Plan takowy nam sie nie usmiecha, mowimy ze przespimy w wiacie do rana i jutro sie stad zwiniemy. Chlopaki ogolnie sa mile, pozwalaja nam zostac. Przestrzegaja tylko zeby noca nie palic ogniska i nie uzywac zbyt mocno swiecacych latarek by nie sciagac wzroku sluzb zza granicy. Fajnie ze przyjechali wieczorem a nie jak to zwykle maja w zwyczaju o 3 czy 4 rano. Mam wprawdzie wrazenie ze dwukrotnie jeszcze w nocy patrol sie przewija pod wiata, moze maja takie trasy, moze sprawdzaja czy wciaz jestesmy tam gdzie nas zostawili. Plus taki ze nas nie budza. Noc jest bardzo jasna. Wstajac do kibelka nie musze wogole uzywac latarki. Problemem jest raczej ksiezyc zapodajacy w oczy jak latarnia- zeby usnac musze sobie zawiazac na gebie chustke. Na tutejszych łakach graja dwa rodzaje zab- zwykle, kumkajace i chyba kumaki wydajace z siebie takie teskne i smutne “uuuuuu”...
O swicie pojawiaja sie cudne mgly, ktore od rzeki zmierzaja w nasza strone. Z minuty na minute mgla gestnieje. Wogole cala łaka otaczajaca wiate to jedna wielka poranna mgla!
A jak zza ukrainskich drzew wylazi slonce to juz robi sie calkiem nieziemsko! Wszystko jakby plonelo, plywalo, wirowalo. Wyglada nie jak realny swiat tylko jakis obraz malowany na lekkim haju!
Jejku! jak ludzie moga wolec sypiac po jakis agroturystykach, zamknieci w sterylnych, bezdusznych czterech scianach! wtedy wszystko to ich mija, przechodzi gdzies bokiem, ten zapach mokrego poranka, ta mgla osiadajaca rosą na wlosach, to poczucie ze budzaca sie do zycia przyroda otacza cie ze wszystkich stron i jestes jej czescia…
O 6 znow nas budzi msza… Megafony rycza na caly regulator… Stopery do uszu troche pomagaja… Naprawde nie mam nic przeciwko tej formie aktywnosci, ale wszystko ma swoj czas i miejsce… Piesni pobozne niech zostana w koscielnych murach, a na łace wole zaby, swierszcze, ptaki i brzek owadow… Poza tym jest dla mnie w tym jakas gleboka profanacja ze ide kupe za krzak i chcac nie chcac musze akurat wtedy sluchac o przemianie chleba i wina… Lokalnego proboszcza powinni powiesic za noge na rynku….
Rozglosnia:
Kolo 9 w nasza strone sunie szkolna wycieczka- kilkunastu uczniow z nauczycielka. Wyraznie zmierzaja w strone wiaty ale na widok ze jest zasiedlona chyba sie pesza i pospiesznie oddalaja w strone zamku.
Dzien jest upalny wiec znow kapiemy sie w Bugu. Miejscowy rybak pokrzykuje do nas z mostu ze tu nie wolno plywac z racji na scisla strefe nadgraniczna i on kiedys juz dostal mandat. Dziwne to troche bo ta odnoga Bugu ma oba polskie brzegi, a granica leci z drugiej strony wyspy.. Plywanie wiec ograniczamy do niezbednego minimum.
Dzis ruszamy na poszukiwanie cerkiewek w przygranicznych wioskach.
cdn
Najpierw zapodajemy do Dłuzniowa. Cerkiewka z fajnym malowidlem na drzwiach i starymi sprzetami z jej wyposazenia wystawionymi przed budynek.
Nieopodal stoi slawojka a ciekawskie cieleta zagladaja do srodka. Czy czlowiek powinien sie czuc podgladany jak siedzi na kiblu a cos rogatego gapi sie na niego okraglymi oczami? I zaraz przylazi drugie i trzecie?
Cerkiew stoi na skraju wsi, wsrod starych niezamieszkanych domostw
Chłopiatyn. Swiatynia o trzech bułeczkach, dom zarosly bluszczem, sklep i stacja benzynowa.
Na dechach cerkwi jakies stare napisy
Czarne chmury, potworna ducha i zaczyna sie blyskac. Zrywajacy sie raz po raz wiatr wznieca z pylu i lisci malutkie traby powietrzne. Jest tez mile podsklepie
gdzie chwile siedzimy obserwujac przedburzowa atmosfere i niepokoj ktory ona budzi wsrod ludzi. Nie pada jeszcze a wszyscy jakos zaraz szybciej biegaja.
Jedziemy do Mycowa. To niewielka popegeerowska osada przy samej granicy. Szare bloki, wielkie pryzmy drewna , plytowe drogi i ogromna ilosc biegajacej wszedzie dzieciarni.
Zaczyna lac. Smiesznie padaja grube krople na piaszczysta wysuszona droge. Gdy kropla zrobi klap w piasek to zaraz sie podnosi w tym miejscu snop pylu i robi sie malutki lej. Parkujemy pod cerkwia i czekamy az przestanie padac. W skodusi siedziec jakos niedogodnie- albo robi sie potworna duchota, albo deszcz wlewa sie wodospadami jak odrobine choc odkrecic okno. Przenosimy sie na przycerkiewny zadaszony balkonik. Wyciagamy sie na podlodze z desek pachnacych stara bejca. Ozywczy wiaterek i monotonny stukot kropli powoduje ze usypiamy. Spimy chyba z pol godziny. Jak sie budzimy juz nie pada.
Jak wracamy juz w strone Chłopiatyna to widac przez pola nasza deszczowa cerkiewke
i…. jeszcze jedna, polozona troche dalej! W lesie, dobry kawalek za wsia sterczy z kepy drzew druga kopulka i jakby kawalek muru opuszczonego budynku.
Wracamy! Spod drewnianej cerkwi tuptamy w obranym kierunku. Niby nie lalo wcale dlugo a droga zrobila sie tak rozmoknieta, blotnista i sliska ze co chwile rozjezdzaja nam sie nogi i siadamy kuprem w mokra mazie.
Niektorym ten stan sie ogromnie podoba!
Ta czesc Mycowa to trzy domy. Jeden pusty, dwa zamieszkane.
I stodola staczajaca wyrownana walke z czlowiekiem. Ona sie bardzo chce zawalic, a ludzie tego nie chca. Poki co nie wiadomo kto wygra. Dzis jeszcze wygral zawziety czlowiek.
Cerkiew widac dokladnie z drogi, ale nie ma do niej zadnej sciezki a po drodze jest obsiane pole.
Obchodzimy zasiewy duzym łukiem. Wlazimy w podmokla łake gdzie kazdy krok daje znac o sobie donosnym mlasnieciem. Mam wrazenie ze kazde kolejne jest glosniejsze i dluzsze.
Trawa wokol jest wysoka i skapana w deszczu. Natychmiast i my robimy sie cali mokrzy az po czubek nosa. Sucha mam chyba tylko grzywke ale i tego pewna nie jestem. Udaje sie wypatrzyc ze pod cerkwia jest cmentarz i duza brama. Ale sciezki to tam nie ma. Na dodatek na naszej drodze pojawia sie oslizgly row z woda. Aby go obejsc musimy wejsc w uprawy. W koncu ociekajac woda i blotem doczlapujemy do bram dziwnego cmentarza.
Groby sa stare i nowe. Najnowszy z 2008 roku. Sa tu kamienne pomniki, krzyze, Matki Boskie na cokolach. Sa anioly i postacie swidrujace w nas wylupiastymi oczami.
Sa groby opisane jakby odrecznie, jakby biurowymn korektorem.
Sa groby rodzinne opisane roznym alfabetem, gdzie wybitnie widac wplyw meza na zone.
Sama bryla kaplicy nie bylaby niczym dziwnym gdyby stala na Dolnym Slasku. Ot klasyczny wynik popoludniowej wycieczki pod Olawe. Ale tu? na wschodzie? Wielki budynek z pokruszonego betonu? Z przodu na zamurowanej piwnicy napisy ku czci jakiegos generala zmarlego przed wojna. Na bocznych scianach tez rozne odezwy. Wnetrze raczej ogolocone, ciezko oszacowac co moglo zawierac poczatkowo
Na calym cmentarzu kwiaty, znicze, wykoszona trawa, gola ziemia zasypana igliwiem. Tylko przy jednym grobie pelno łakowych kwiatkow.
Wszystko ladnie pieknie- tylko jak ci ludzie przyniesli tu te kwiaty i znicze? Po pas w uprawie, brodzac w bagnistej łace i skaczac przez poltorametrowy row z woda?
Wracamy.. Droga do Mycowa podazaja tez dwaj rowerzysci. Nie probuja juz jechac, prowadza swoje rowery. Ublocone i ociekajace woda poduchy na tylkach swiadcza ze dzielnie walczyli jeszcze calkiem niedawno. Rowery czasem sciagaja ich w strone rowow, a czasem tylko dzieki podparciu na nich utrzymuja rownowage idac. Od czasu do czasu dolatuja do naszych uszu zduszone przeklenstwa.
Przy skodusi bierzemy kapiel w wodzie mineralnej a ciezkie od mazi ciuchy upychamy do workow. I tak sie zastanawiamy na ktorym etapie zalegna nam sie w milym autku zaby albo nawet ryby.
Kawalek za Mycowem znow wieza pseudowidokowa, ociekajaca wyrzuconymi pieniedzmi. Widok z gory taki jak z ziemi i lunety jak teleskopy czekajace na lokalnych zlomiarzy. Lakomy kąsek. Jednej juz nie ma. Jak to ladnie unia wplywa na “poprawe bytu okolicznej ludnosci”. Pewnie jakis żulik po spieniezeniu lunety wzniosl za swego dobroczynce toast jakas lokalna “Sperma szatana” lub “Czarem Tesciowej”. Jest tez miejsce grilowe i zapis w regulaminie i zakazie palenia “otwartego ognia”.
Na obrzezach Chlopiatyna ide wyplukac w stawie trampki. Pisze tam na tabliczce ze nie wolno sie kapac. Nic natomiast nie pisze o praniu ubloconych butow. Zatem milo miec swiadomosc ze zadnego zakazu wyjatkowo tym razem nie zlamalam Buty po calej operacji sa trzy razy lzejsze ale odkrywam ze w czasie wycieczki prawie totalnie sie rozlazly. No zobaczymy co zostanie z nich po wysuszeniu..
Kolejna odwiedzona wioska to Budynin. Cerkiewka stoi gdzie stala, podejsc sie nie bardzo da bo wlasnie ukladaja przed nia chodnik.
W Budyninie oprocz cerkwi bardzo chce znalezc pewne miejsce. Naprzeciw swiatyni utopionej w cienistych drzewach byla stara szkola. Siedzielismy tu kiedys z rodzicami na nadgryzionych zebem czasu schodkach, popijalismy chlodne mleko zagryzajac drozdzowkami. Wokol teren porastaly krzaki o pachnacych tajemniczo kwiatach. Cienisty szkolny ogrod byl pelen brzeczenia owadow, a przez liscie przenikaly promienie slonca. Upalne letnie popoludnie. Gdzies nieopodal musialo byc jakies bajorko, bo dochodzily do nas pluski i kwiki kapiacych sie dzieci. Dzwiek bardzo charakterystyczny, inny zupelnie niz dzieciarnia dokazujaca na podworku, bo jakis taki bulgoczacy. Jakis taki spokoj i odpoczynek emanowal z kazdego kawalka tego przycerkiewnego zaulka, z kazdej trawki kielkujacej na przyszkolnym chodniku. Urokliwy kawalek czasoprzestrzeni. Wyryty w pamieci widok, smak, zapach i dzwieki. Byl rok 2002….
Niestety udalo mi sie namierzyc to miejsce... Nie wiem czy natychmiast uciekac czy stac i sie rozplakac… Nie ma pachnacych krzakow, nie ma drzew, nie ma zaroslych schodow na ktorych mozna w spokoju usiasc.. Trawa i chwasty wydarte do golej ziemi. Jest za to beton i swiezy lakier. Kolejny kawalek terenu przerobiony na swiat z klockow Lego. Rowny pod linijke, sterylny i bezduszny.
Obiecuje sobie nie wracac juz nigdy do miejsc w ktorych bylam dawniej. Przynajmniej nie w Polsce. Konfrontacja przeszlosci z terazniejszoscia zwykle bywa zbyt bolesna. Szybka zmiana planow- juz jutro wjezdzamy na Ukraine.
Po drodze jeszcze jest Korczmin. Cerkiewka jest mila, jakas taka szczupla i wysoka, w stosunku do malej podstawy.
Przed nia ciekawy krzyz opisany tekstem dwujezycznym.
Jest tez uroczy oltarzyk, ktory chyba pozostal po niedawnych majowkach. Fajnie by sie bylo tu znalezc akurat w momencie jak miejscowe babuszki zbieraja sie tu na wieczorne spiewy.
Za Korczminem jest jeszcze przydrozny stary cmentarz.
Wracajac troche pobładzilismy- ale nie przypuszczalam ze az tak nas zdryfowalo!
W Hrubieszowie popelniamy bład bo nie idziemy do tej milej knajpy co wczoraj, tylko do innej. Nadeta kelnerka obrzuca nas pogardliwym spojrzeniem gdy pytamy o sos czosnkowy do pizzy. Mowi z wyzszosca ze to prawdziwie wloska pizza wiec moze dac tylko oliwe lub sos pomidorowy. Bo to najbardziej ekskluzywna pizzeria w okolicy i najbardziej wloski placek na talerzu jak Hrubieszow dlugi i szeroki. I inaczej widac danie zostaloby skalane na wieki. Nie chce sie nam wdawac w dyskusje z glupia baba. Ech… Smiac mi sie tylko chce.. gdyby tylko zobaczyla jak piore w kiblu ciuchy ublocone w mycowskich rowach to by sie zaraz zadusila swoja elitarnoscia albo zeszla na serce
Kolo Natalina stajemy na nocleg na lesnym parkingu. Wieczorem przyjezdza bus z chlopakami z Legnicy. Tez planuja tu spac. Chwile rozmawiamy przez ciemnosc, w koncu my prawie sasiedzi! Chlopaki pija piwko, graja w gry na komorkach, puszczaja sobie jakies piosenki- zawsze rownoczesnie i kazdy inna. My chwile palimy ognicho, ale tez wczesnie ukladamy sie spac.
Jak wstajemy to Legniczan juz nie ma. Za to co chwile zatrzymuja sie kolejne auta ktore zwabia tojtoj. Nie wiem jak ludzie moga wolec obsrany do granic mozliwosci tojek niz sympatyczny las rozciagajacy sie ze wszystkich stron!
Jemy sniadanie na zasypanych igliwiem ławach, rozwieszam pranie i buty.
W jednym trampku bagno wygryzlo dziure na pol piety. 5 minut marszu i but zasysa pol kilo piachu. Dla odmiany sandalki suszone na tylnej szybie rozkleily sie i skurczyly o polowe. Ogolnie wiec mowiac zostalam bez butow. W Dorohusku probuje wiec jakowes nabyc, ale dominuja klapki na obcasie, zlocone baletki, albo adidasy w kolorach markerow zakreslaczy za 150 zl.
Odkrywamy tez ze nie mamy zielonej karty- nasza bałkanska skonczyla sie tydzien temu… Szukanie butow schodzi wiec na dalszy plan. Bez butow na Ukraine wjedziemy, bez zielonej karty nie… Lokalsi nas strasza ze na przejsciu nie kupimy i musimy jechac do Chełma. Na szczescie mijaja sie z prawda- w przygranicznych baraczkach mozna pozyskac czego dusza zapragnie. Przed nami Ukraina
Nieopodal stoi slawojka a ciekawskie cieleta zagladaja do srodka. Czy czlowiek powinien sie czuc podgladany jak siedzi na kiblu a cos rogatego gapi sie na niego okraglymi oczami? I zaraz przylazi drugie i trzecie?
Cerkiew stoi na skraju wsi, wsrod starych niezamieszkanych domostw
Chłopiatyn. Swiatynia o trzech bułeczkach, dom zarosly bluszczem, sklep i stacja benzynowa.
Na dechach cerkwi jakies stare napisy
Czarne chmury, potworna ducha i zaczyna sie blyskac. Zrywajacy sie raz po raz wiatr wznieca z pylu i lisci malutkie traby powietrzne. Jest tez mile podsklepie
gdzie chwile siedzimy obserwujac przedburzowa atmosfere i niepokoj ktory ona budzi wsrod ludzi. Nie pada jeszcze a wszyscy jakos zaraz szybciej biegaja.
Jedziemy do Mycowa. To niewielka popegeerowska osada przy samej granicy. Szare bloki, wielkie pryzmy drewna , plytowe drogi i ogromna ilosc biegajacej wszedzie dzieciarni.
Zaczyna lac. Smiesznie padaja grube krople na piaszczysta wysuszona droge. Gdy kropla zrobi klap w piasek to zaraz sie podnosi w tym miejscu snop pylu i robi sie malutki lej. Parkujemy pod cerkwia i czekamy az przestanie padac. W skodusi siedziec jakos niedogodnie- albo robi sie potworna duchota, albo deszcz wlewa sie wodospadami jak odrobine choc odkrecic okno. Przenosimy sie na przycerkiewny zadaszony balkonik. Wyciagamy sie na podlodze z desek pachnacych stara bejca. Ozywczy wiaterek i monotonny stukot kropli powoduje ze usypiamy. Spimy chyba z pol godziny. Jak sie budzimy juz nie pada.
Jak wracamy juz w strone Chłopiatyna to widac przez pola nasza deszczowa cerkiewke
i…. jeszcze jedna, polozona troche dalej! W lesie, dobry kawalek za wsia sterczy z kepy drzew druga kopulka i jakby kawalek muru opuszczonego budynku.
Wracamy! Spod drewnianej cerkwi tuptamy w obranym kierunku. Niby nie lalo wcale dlugo a droga zrobila sie tak rozmoknieta, blotnista i sliska ze co chwile rozjezdzaja nam sie nogi i siadamy kuprem w mokra mazie.
Niektorym ten stan sie ogromnie podoba!
Ta czesc Mycowa to trzy domy. Jeden pusty, dwa zamieszkane.
I stodola staczajaca wyrownana walke z czlowiekiem. Ona sie bardzo chce zawalic, a ludzie tego nie chca. Poki co nie wiadomo kto wygra. Dzis jeszcze wygral zawziety czlowiek.
Cerkiew widac dokladnie z drogi, ale nie ma do niej zadnej sciezki a po drodze jest obsiane pole.
Obchodzimy zasiewy duzym łukiem. Wlazimy w podmokla łake gdzie kazdy krok daje znac o sobie donosnym mlasnieciem. Mam wrazenie ze kazde kolejne jest glosniejsze i dluzsze.
Trawa wokol jest wysoka i skapana w deszczu. Natychmiast i my robimy sie cali mokrzy az po czubek nosa. Sucha mam chyba tylko grzywke ale i tego pewna nie jestem. Udaje sie wypatrzyc ze pod cerkwia jest cmentarz i duza brama. Ale sciezki to tam nie ma. Na dodatek na naszej drodze pojawia sie oslizgly row z woda. Aby go obejsc musimy wejsc w uprawy. W koncu ociekajac woda i blotem doczlapujemy do bram dziwnego cmentarza.
Groby sa stare i nowe. Najnowszy z 2008 roku. Sa tu kamienne pomniki, krzyze, Matki Boskie na cokolach. Sa anioly i postacie swidrujace w nas wylupiastymi oczami.
Sa groby opisane jakby odrecznie, jakby biurowymn korektorem.
Sa groby rodzinne opisane roznym alfabetem, gdzie wybitnie widac wplyw meza na zone.
Sama bryla kaplicy nie bylaby niczym dziwnym gdyby stala na Dolnym Slasku. Ot klasyczny wynik popoludniowej wycieczki pod Olawe. Ale tu? na wschodzie? Wielki budynek z pokruszonego betonu? Z przodu na zamurowanej piwnicy napisy ku czci jakiegos generala zmarlego przed wojna. Na bocznych scianach tez rozne odezwy. Wnetrze raczej ogolocone, ciezko oszacowac co moglo zawierac poczatkowo
Na calym cmentarzu kwiaty, znicze, wykoszona trawa, gola ziemia zasypana igliwiem. Tylko przy jednym grobie pelno łakowych kwiatkow.
Wszystko ladnie pieknie- tylko jak ci ludzie przyniesli tu te kwiaty i znicze? Po pas w uprawie, brodzac w bagnistej łace i skaczac przez poltorametrowy row z woda?
Wracamy.. Droga do Mycowa podazaja tez dwaj rowerzysci. Nie probuja juz jechac, prowadza swoje rowery. Ublocone i ociekajace woda poduchy na tylkach swiadcza ze dzielnie walczyli jeszcze calkiem niedawno. Rowery czasem sciagaja ich w strone rowow, a czasem tylko dzieki podparciu na nich utrzymuja rownowage idac. Od czasu do czasu dolatuja do naszych uszu zduszone przeklenstwa.
Przy skodusi bierzemy kapiel w wodzie mineralnej a ciezkie od mazi ciuchy upychamy do workow. I tak sie zastanawiamy na ktorym etapie zalegna nam sie w milym autku zaby albo nawet ryby.
Kawalek za Mycowem znow wieza pseudowidokowa, ociekajaca wyrzuconymi pieniedzmi. Widok z gory taki jak z ziemi i lunety jak teleskopy czekajace na lokalnych zlomiarzy. Lakomy kąsek. Jednej juz nie ma. Jak to ladnie unia wplywa na “poprawe bytu okolicznej ludnosci”. Pewnie jakis żulik po spieniezeniu lunety wzniosl za swego dobroczynce toast jakas lokalna “Sperma szatana” lub “Czarem Tesciowej”. Jest tez miejsce grilowe i zapis w regulaminie i zakazie palenia “otwartego ognia”.
Na obrzezach Chlopiatyna ide wyplukac w stawie trampki. Pisze tam na tabliczce ze nie wolno sie kapac. Nic natomiast nie pisze o praniu ubloconych butow. Zatem milo miec swiadomosc ze zadnego zakazu wyjatkowo tym razem nie zlamalam Buty po calej operacji sa trzy razy lzejsze ale odkrywam ze w czasie wycieczki prawie totalnie sie rozlazly. No zobaczymy co zostanie z nich po wysuszeniu..
Kolejna odwiedzona wioska to Budynin. Cerkiewka stoi gdzie stala, podejsc sie nie bardzo da bo wlasnie ukladaja przed nia chodnik.
W Budyninie oprocz cerkwi bardzo chce znalezc pewne miejsce. Naprzeciw swiatyni utopionej w cienistych drzewach byla stara szkola. Siedzielismy tu kiedys z rodzicami na nadgryzionych zebem czasu schodkach, popijalismy chlodne mleko zagryzajac drozdzowkami. Wokol teren porastaly krzaki o pachnacych tajemniczo kwiatach. Cienisty szkolny ogrod byl pelen brzeczenia owadow, a przez liscie przenikaly promienie slonca. Upalne letnie popoludnie. Gdzies nieopodal musialo byc jakies bajorko, bo dochodzily do nas pluski i kwiki kapiacych sie dzieci. Dzwiek bardzo charakterystyczny, inny zupelnie niz dzieciarnia dokazujaca na podworku, bo jakis taki bulgoczacy. Jakis taki spokoj i odpoczynek emanowal z kazdego kawalka tego przycerkiewnego zaulka, z kazdej trawki kielkujacej na przyszkolnym chodniku. Urokliwy kawalek czasoprzestrzeni. Wyryty w pamieci widok, smak, zapach i dzwieki. Byl rok 2002….
Niestety udalo mi sie namierzyc to miejsce... Nie wiem czy natychmiast uciekac czy stac i sie rozplakac… Nie ma pachnacych krzakow, nie ma drzew, nie ma zaroslych schodow na ktorych mozna w spokoju usiasc.. Trawa i chwasty wydarte do golej ziemi. Jest za to beton i swiezy lakier. Kolejny kawalek terenu przerobiony na swiat z klockow Lego. Rowny pod linijke, sterylny i bezduszny.
Obiecuje sobie nie wracac juz nigdy do miejsc w ktorych bylam dawniej. Przynajmniej nie w Polsce. Konfrontacja przeszlosci z terazniejszoscia zwykle bywa zbyt bolesna. Szybka zmiana planow- juz jutro wjezdzamy na Ukraine.
Po drodze jeszcze jest Korczmin. Cerkiewka jest mila, jakas taka szczupla i wysoka, w stosunku do malej podstawy.
Przed nia ciekawy krzyz opisany tekstem dwujezycznym.
Jest tez uroczy oltarzyk, ktory chyba pozostal po niedawnych majowkach. Fajnie by sie bylo tu znalezc akurat w momencie jak miejscowe babuszki zbieraja sie tu na wieczorne spiewy.
Za Korczminem jest jeszcze przydrozny stary cmentarz.
Wracajac troche pobładzilismy- ale nie przypuszczalam ze az tak nas zdryfowalo!
W Hrubieszowie popelniamy bład bo nie idziemy do tej milej knajpy co wczoraj, tylko do innej. Nadeta kelnerka obrzuca nas pogardliwym spojrzeniem gdy pytamy o sos czosnkowy do pizzy. Mowi z wyzszosca ze to prawdziwie wloska pizza wiec moze dac tylko oliwe lub sos pomidorowy. Bo to najbardziej ekskluzywna pizzeria w okolicy i najbardziej wloski placek na talerzu jak Hrubieszow dlugi i szeroki. I inaczej widac danie zostaloby skalane na wieki. Nie chce sie nam wdawac w dyskusje z glupia baba. Ech… Smiac mi sie tylko chce.. gdyby tylko zobaczyla jak piore w kiblu ciuchy ublocone w mycowskich rowach to by sie zaraz zadusila swoja elitarnoscia albo zeszla na serce
Kolo Natalina stajemy na nocleg na lesnym parkingu. Wieczorem przyjezdza bus z chlopakami z Legnicy. Tez planuja tu spac. Chwile rozmawiamy przez ciemnosc, w koncu my prawie sasiedzi! Chlopaki pija piwko, graja w gry na komorkach, puszczaja sobie jakies piosenki- zawsze rownoczesnie i kazdy inna. My chwile palimy ognicho, ale tez wczesnie ukladamy sie spac.
Jak wstajemy to Legniczan juz nie ma. Za to co chwile zatrzymuja sie kolejne auta ktore zwabia tojtoj. Nie wiem jak ludzie moga wolec obsrany do granic mozliwosci tojek niz sympatyczny las rozciagajacy sie ze wszystkich stron!
Jemy sniadanie na zasypanych igliwiem ławach, rozwieszam pranie i buty.
W jednym trampku bagno wygryzlo dziure na pol piety. 5 minut marszu i but zasysa pol kilo piachu. Dla odmiany sandalki suszone na tylnej szybie rozkleily sie i skurczyly o polowe. Ogolnie wiec mowiac zostalam bez butow. W Dorohusku probuje wiec jakowes nabyc, ale dominuja klapki na obcasie, zlocone baletki, albo adidasy w kolorach markerow zakreslaczy za 150 zl.
Odkrywamy tez ze nie mamy zielonej karty- nasza bałkanska skonczyla sie tydzien temu… Szukanie butow schodzi wiec na dalszy plan. Bez butow na Ukraine wjedziemy, bez zielonej karty nie… Lokalsi nas strasza ze na przejsciu nie kupimy i musimy jechac do Chełma. Na szczescie mijaja sie z prawda- w przygranicznych baraczkach mozna pozyskac czego dusza zapragnie. Przed nami Ukraina
No to następny wątek będzie pewnie zatytułowany "Boso przez Ukrainę"buba pisze:Szukanie butow schodzi wiec na dalszy plan.
„Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym/Przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy/Z pretensji do tronu i polskiej korony/Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja/Pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia." (Jacek Kaczmarski - "Krajobraz po uczcie")
Kurde molll... Szklanka mleka prosto od krowy i szneka z glancem!
Na wschodzie co prawda taka nazwa drożdżówki nie funguje, ale smak z lat dziecięcych ten sam.
Podlaska chata z sienią i gankiem na szczycie od frontu... Siedzisz na ganku wieczorem i wcinasz taką kolację. Spóźnione krowy i owce z pastwisk ciągną brukowym traktem i każda wie, gdzie jej dom.
Pochód zamyka wiejski pastuch, z batem i psem...
To już nie wróci... Chyba, że we wspomnieniach.
Pięknie buba, pięknie...
Na wschodzie co prawda taka nazwa drożdżówki nie funguje, ale smak z lat dziecięcych ten sam.
Podlaska chata z sienią i gankiem na szczycie od frontu... Siedzisz na ganku wieczorem i wcinasz taką kolację. Spóźnione krowy i owce z pastwisk ciągną brukowym traktem i każda wie, gdzie jej dom.
Pochód zamyka wiejski pastuch, z batem i psem...
To już nie wróci... Chyba, że we wspomnieniach.
Pięknie buba, pięknie...
Bondżormo.
Opisanie świata moje
Opisanie świata moje
Wszystko co dobre kiedys sie konczy, wiec i nasz pobyt na Polesiu... Ladujemy znow na Lubelszczyznie pogodnym czerwcowym wieczorem. Gdzies trzeba spac wiec suniemy szukac wiat kolo Włodawy.
Po drodze w Świerżach zmarzniete drzewo w sweterku i milo przystrojone okna biblioteki. Ja tez chce taki sweterek!
Na nocleg zatrzymujemy sie miedzy Sobiborem a Żlobkiem
Na kolacje pozeramy najladniejsza z naszych przemyconych ryb! I to byl dobry pomysl! Pozostale dwie nie dojechaly na impreze na Kantynie- zepsuly sie.. Uwielbiam upaly ale widac wszystko ma swoje wady...
Rano odkrywamy ze w okolicach Okuninki powstalo kilka niesamowicie wypasnych wiat! przestronne, z kominkami, szkoda tylko ze nie maja pieterka do spania, wrecz by sie prosilo takie dorobic pod dachem!
Jako ze przywyklismy na Szackich Jeziorach do codziennych kilkakrotnych kapieli, to i dzisiaj szukamy jakiegos jeziorka! Pierwsza kapiel- Okuninka! Udaje sie znalezc fajna dzika plaze z pomostami jakie lubie najbardziej! Rdza mech i szuwary! Tak... tu by mozna siedziec caly dzien!
Ale jechac dalej trzeba... Po drodze aby nie bylo zbyt nudno koniecznie prom! Na Wisle: Kępa Gostecka- Solec. Akurat jak podjezdzamy to prom odbija od brzegu! Pol godziny czekania. Ale jest czas rozejrzec sie i nacieszyc okolica nadrzeczna.
Drogi przypromowe
Rozlewiska,wysepki, zatoczki
Minusem tego plywadla byla cena- 15 zl - takiego zdzierstwa jeszcze na polskich rzekach nie spotkalam wczesniej!
Poki co takie znaki spotykalam na drogach- nie wiem czy tu dotyczy topielcow czy aut spadajacych z promu?
Wieczorem kolejna kapiel- jezioro Chańcza kolo Życin, wsrod zapadajacego zmroku i chcacych nas zjesc zywcem gzow...
Kolejnego poranka wlazimy do najwiekszego bajora z jakim poki co mialam do czynienia- Dzierżno Małe. W bagno zapadamy sie powyzej kolan... Plywanie nie trwa dlugo- woda jak zupa i jakas taka nie bardzo.
To juz chyba nasza Odra przy domu przyjemniejsza by byla. Jedziemy wiec szybko do Pławnowic i tam wskakujemy do jeziora sie przeplukac coby nas nic nie oblazlo!
Dzien robi sie coraz bardziej duszny, co miedzy Brzegiem a Strzelinem skutkuje gwaltownymi burzami. Klimaty na drodze sa takie:
A potem to juz tylko Kantyna- skoki, ogniska i chlodne wody kamieniolomu.... Ale to juz zupelnie inna historia...
Po drodze w Świerżach zmarzniete drzewo w sweterku i milo przystrojone okna biblioteki. Ja tez chce taki sweterek!
Na nocleg zatrzymujemy sie miedzy Sobiborem a Żlobkiem
Na kolacje pozeramy najladniejsza z naszych przemyconych ryb! I to byl dobry pomysl! Pozostale dwie nie dojechaly na impreze na Kantynie- zepsuly sie.. Uwielbiam upaly ale widac wszystko ma swoje wady...
Rano odkrywamy ze w okolicach Okuninki powstalo kilka niesamowicie wypasnych wiat! przestronne, z kominkami, szkoda tylko ze nie maja pieterka do spania, wrecz by sie prosilo takie dorobic pod dachem!
Jako ze przywyklismy na Szackich Jeziorach do codziennych kilkakrotnych kapieli, to i dzisiaj szukamy jakiegos jeziorka! Pierwsza kapiel- Okuninka! Udaje sie znalezc fajna dzika plaze z pomostami jakie lubie najbardziej! Rdza mech i szuwary! Tak... tu by mozna siedziec caly dzien!
Ale jechac dalej trzeba... Po drodze aby nie bylo zbyt nudno koniecznie prom! Na Wisle: Kępa Gostecka- Solec. Akurat jak podjezdzamy to prom odbija od brzegu! Pol godziny czekania. Ale jest czas rozejrzec sie i nacieszyc okolica nadrzeczna.
Drogi przypromowe
Rozlewiska,wysepki, zatoczki
Minusem tego plywadla byla cena- 15 zl - takiego zdzierstwa jeszcze na polskich rzekach nie spotkalam wczesniej!
Poki co takie znaki spotykalam na drogach- nie wiem czy tu dotyczy topielcow czy aut spadajacych z promu?
Wieczorem kolejna kapiel- jezioro Chańcza kolo Życin, wsrod zapadajacego zmroku i chcacych nas zjesc zywcem gzow...
Kolejnego poranka wlazimy do najwiekszego bajora z jakim poki co mialam do czynienia- Dzierżno Małe. W bagno zapadamy sie powyzej kolan... Plywanie nie trwa dlugo- woda jak zupa i jakas taka nie bardzo.
To juz chyba nasza Odra przy domu przyjemniejsza by byla. Jedziemy wiec szybko do Pławnowic i tam wskakujemy do jeziora sie przeplukac coby nas nic nie oblazlo!
Dzien robi sie coraz bardziej duszny, co miedzy Brzegiem a Strzelinem skutkuje gwaltownymi burzami. Klimaty na drodze sa takie:
A potem to juz tylko Kantyna- skoki, ogniska i chlodne wody kamieniolomu.... Ale to juz zupelnie inna historia...