A nie można ustanowić "premii" za uprawy? Powiedzmy tak - w momencie sadzenia płacisz 60% wartości usługi a pozostałe 40% (w formie premii, żeby to nie była płatność odłożona i nie trzeba było doliczyć odsetek!), po ostatecznej ocenie uprawy (za 5 lat)? Procent ten można dodatkowo regulować udatnością...Capricorn pisze:Inna rzecz, że sadzonki z podwiniętym korzeniem mogą przeżyć rok, dwa pięć, pomęczyć się i zdechnąć. W międzyczasie firma może przestać istnieć. Kto wówczas ma ponosić koszty?
A jeśli firma przestanie istnieć? No to już jest jej problem.
I dochodzimy do zdrowego rozwiązania - sprzedajemy "pozycję" firmie usługowej i wymagamy od niej - wykonania cięcia zgodnie z zaleceniami i "dobrą praktyką leśną", zerwania, sprzedania i wywozu drewna. Przychód ze sprzedaży należy oczywiście w całości do ZUL. Z niego zwraca sobie to co zapłaci nam za "pozycję", opłaca swoje pozostałe koszty. Nasze obowiązki ograniczają się wówczas do wyznaczenia zabiegu i kontroli czy jest dobrze wykonywany. Nic nas nie obchodzi sortymentacja, manipulacja i odbiórki. To sprawa tego, jakie umowy z odbiorcami podpisze ZUL i to jego obciąża (reklamacje też ). "Zaoszczędzony" czas leśniczy i podleśniczy (jeśli będzie w ogóle potrzebny) poświęca na inne "sprawy leśne", na które obecnie czasu nie ma, bo trwa na pozycji cięć nadzorując robotników albo odbierając drewno...Capricorn pisze:Jeśli to firma będzie jeździła sobie na reklamacje i płacić ewentualne kary to ja mogę w ogóle do lasu nie jeździć. Niech sobie zul pomyka nieraz kilkaset kilometrów i ponosi koszty reklamacji, transportu i ponownego dostarczenia właściwego towaru.
A nie wolał byś tak jak napisałem wyżej?Capricorn pisze:Ja to wolę nazwać wypełnianiem obowiązków, bo to ja odpowiadam póki co za odbiór, manipulację i spedycję drewna. Ja podpisuję się na RODzie, kwicie wywozowym, czy asygnacie. Ja odpowiadam za uprawę i wreszcie mnie rozlicza się ewentualne reklamacje.
PS.Ale mam zwidy i marzenia, no nie? I to tylko po kawie!