armilaria,
Dziwi mnie takie podejście jak Twoje i szczerze mówiąc jest ono niespotykane w żadnej grupie zawodowej o określonym wykształceniu. Normalnym jest, że każdy chce jak najlepiej i porównuje się do, w danym momencie, pomocnych przykładów. Lekarze porównywali się do lekarzy w USA, sędziowie do notariuszy, górnicy do pracowników platform wiertniczych itd... Nie wiem kto ma więcej pracy, podleśniczy czy prawnik w trakcie aplikacji, i szczerze mnie to nie bardzo obchodzi. Chodzi mi o to, że jest to porównywalny poziom w hierarchii zawodowej i zawody te teoretycznie są też porównywalne pod względem wykształcenia i wyrzeczeń jakie trzeba ponieść, żeby w nich pracować(za to, że praca wielu podleśniczych polega tylko na wyznaczaniu trzebieży i wbijaniu drewna do rejestratora niech podziękują swoim leśniczym, bo ta praca ma z założenia o wiele szersze spektrum obowiązków). Prawnik ma ten przywilej, że czas aplikacji jest z góry określony i jeśli nie powinie mu się noga to skończy ją w znanym mu terminie. Natomiast podleśniczy nie wie kiedy i czy w ogóle będzie miał wyższe stanowisko, ale za to lepiej zarabia.
armilaria pisze:Rozumując twoim tokiem pilarz powinien dostawać większą kasę gdy np ukończy uczelnię wyższą dalej będąc tylko pilarzem.
Rozumując moim tokiem pilarz powinien zarabiać możliwie najwięcej ile się da. Ciekawe czy duże ZULe nie potworzyły się częściowo przez podobne do Twojego rozumowanie włodarzy leśnych sprzed 20 lat, gdzie nie do pomyślenia było, że pilarz zarobi lepiej od nadleśniczego. I tu jest właśnie sęk całego skostniałego leśnego myślenia. Nie dać podwyżki nadleśniczym choć kasa firmie aż bokami wychodzi, tylko zabrać pilarzom, żeby mieli mniej niż nadleśniczowie, bo przecież to tylko pilarze. Nie rozumiem, jak Boga kocham, nie rozumiem...
Sten pisze:Znam doktora filozofii, który jest pilarzem i chwali sobie pracę i stawki. Jak mi powiedział, w wyuczonym fachu nigdy by tyle nie zarobił ...
No ja znam tylko takich magistrów. Ale zauważ, że przeważnie ludzie pracujący poniżej kwalifikacji robią to, bo albo nie ma dla nich pracy w zawodzie, albo ta praca jest kiepsko płatna, najczęściej z racji ogólnego braku kasy w danej branży. Na brak kasy chyba branża leśna nie cierpi. Krótko mówiąc jako filozof zarobi mniej niż jako pilarz. Pytanie jest natomiast dlaczego jako pilarz nie może zarobić jeszcze więcej choć pieniędzy e branży leśnej jest w bród(choć to pytanie retoryczne bo przy wzroście stawek akurat więcej zarobił by pewnie właściciel ZULu, a nie pilarze..)?
Różnica między ekologiem, a ekofilem jest mniej więcej taka jak miedzy pedagogiem a pedofilem....