Wiatr ze wschodu

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
zul
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 14733
Rejestracja: poniedziałek 16 sty 2006, 00:25

Post autor: zul »

Elwood pisze:zwiastun
Można się spodziewać większego kawałka ?. Żeby nie powiedzieć: kawału ? :)
Elwood

Post autor: Elwood »

Na pewno powstanie film jako obraz całościowy afganistan2010.pl i będę zachęcał Was do obejrzenia, bo kolega, który "kręcił" jest fachowcem w branży i sam jestem ciekaw jego obrazu. Ja niczego nie będe montował, bo to kupa roboty.
Jak popełnię relację na www.trasek.com.pl, to dam linka. Będę pisał bez cenzury... a to nie wszystkim odpowiada, co zresztą specjalnie mnie nie rusza. Używam języka potocznego, a jak się coś psuje (literacko) na ten przykład, to w życiu się po prostu jebie... :) Przynajmniej u mnie.
Awatar użytkownika
zul
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 14733
Rejestracja: poniedziałek 16 sty 2006, 00:25

Post autor: zul »

Elwood pisze:Jak popełnię relację na www.trasek.com.pl, to dam linka.
:spoko:
Elwood pisze:Będę pisał bez cenzury...
Zdaje się, że mocno bym się zdziwił, gdybyś zaczął cenzurować ! I to nie było by już to !
Awatar użytkownika
magda55
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16544
Rejestracja: środa 22 mar 2006, 16:24
Lokalizacja: krakow

Post autor: magda55 »

Elwood pisze:i będę zachęcał Was do obejrzenia,
mnie nie musisz zachęcać, już jestem zachęcona obejrzawszy zdjęcia :wink:
Elwood pisze:Będę pisał bez cenzury...
I o to chodzi, tak trzymać i nie popuszczać :!:
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć :)
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 170036
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Post autor: Sten »

Też niecierpliwie czekam na film i relację :)
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105120
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

Elwood pisze:Będę pisał bez cenzury...
No cóż... Niektórzy piszą to co myślą inni myślą co piszą. Ale Twoje pisanie bez owego "kwiecistego języka" było by sztuczne i zapewne o połowę mniej strawne. Tak trzymaj :!: :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Elwood

Post autor: Elwood »

Trochę przekombinowałem z ustawieniami bloga i poszedł w niebyt przypadkiem, ale nic to i tak miałem z nim... skończyć :) . Łatwiej mi pożegnać się z całym tym wieloletnim zmaganiem się z Wiatrem w tytule... bo to absolutny koniec już tych wycieczek.
Na pikasie robię porządki i czekam na resztę fot kolegów i koleżanek, którymi się również z Wami podzielę.
Powstaną trzy filmy. Pierwszy poświęcony wyprawie jako całości. Drugi li tylko Małemu Pamirowi (życie Kirgizów prawie na końcu świata) i trzeci dla mnie, czyli jak to było "tam i z powrotem" plus trochę mojej osobistej walki z ciałem na wachańśkim szlaku, z moim komentarzem.
Proces ten jednak potrwa, bo to mrówcza robota, która profitów Rafałowi (operatorowi TV i montażyśie obrazu) nie przyniesie, a żyć trzeba :)
Elwood

Post autor: Elwood »

Hm... ruszyłem z relacją.
Wam prezentuję 5 pierwszych odcinków, drukowanych na zamkniętym forum dla kumpli. Premiera to nie jest, ale bardzo dziękuję Wam/kibicom za szczere zainteresowanie :beer:

1.
Buran poniewierał mi psychę przez lat kilkadziesiąt... Buran z wirusem. Magia przekuwania posranych pomysłów w realne przedsięwzięcia, podsycana wiatrem ze wschodu pozwalała włamywać się do tej części mózgu, która pierdoli nakazy i zakazy. Wtedy, już jako człek wolny wypływałem na suchego przestwór oceanu... Dryf mój ostatni, to wycieczka z Simsonem w Pamir i afgański Hindukusz. Wycieczka, która wryła mi się w psychę do tego stopnia, że powiedziałem sobie dość w dniu... wyjazdu. Bo ta (jak i kilka innych) nie zaczęła w tym dniu. Wycieczka zaczyna się w momencie, kiedy uwolnisz posrany pomysł. Pierdolić można w nieskończoność, ale któregoś dnia mówisz: ok, zrobię to i wtedy wypływasz...

2.
Pierwotnie projekt był znacznie szerszy. Celem były Himalaje, po drodze Tien Szan, Pamir, Hindukusz, Karakorum i Himalaje Zachodnie. Sporo tego, ale ja się nie pierdolę w tańcu.
Blisko ćwierć wieku temu, jeszcze jako student, stanąłem pod najpiękniejszą facjatką świata – Nanga Parbat. To ona, jak dziewczę w półobnażone, kuszące swym wdziękiem, skupiała moją uwagę wieczorami, gdy leżąc ze ślepiami wlepionymi w sufit, myślami błądziłem gdzieś daleko, po niebotycznych łańcuchach górskich. To, w jaki sposób pod nią dotarłem, zdecydowało o moim podejściu do życia na wiele lat. Temat sam w sobie niezwykły, ale nawet ja, z upływającym czasem, zacząłem traktować go jak sen. Dlatego chciałem tam wrócić…
Marząc, jednocześnie analizowałem budżet i wtedy przyszedł do dyni motorower.

Po pierwsze, mało popularny środek lokomocji na dalekie trasy = 1 rajc.
Po drugie, nie trzeba na niego prawa jazdy = 2 rajc.
Po trzecie, pali mało = 3 rajc.
Po czwarte, utrata w trakcie wycieczki, nie skutkuje od razu osobistym dramatem = 4 rajc.
Po piąte, koszt jego przygotowania równy jest jednemu pełnemu przeglądowi Elwooda = 5 rajc.

Narajcowałem się nieźle.
W każdym razie, jak przyszedł , to zagnieździł się w zwojach na amen. Ten stan znany mi jest od lat, więc gdy mnie nachodzi, nie walczę...
Po konsultacjach z Pastorem, wybór od razu padł na Simsona.
Był to koniec lata zdaje się. Kończył się powoli sezon, dla mnie stracony, bo obiecałem małżonce, że 2009-ty będzie naszym, wspólnym rokiem. Dla niej oznaczało to koniec z wycieczkami w ogóle, ja starałem się podkreślać, że „ten” rok ok., a potem zobaczymy. Wtedy uważałem, że stracony i faktycznie stracony był, bo ja byłem „nieobecny”. Z robotą było chujowo, ze wszystkim było chujowo, ale było bojowo, bo ja żyłem już swoim kolejnym projektem…

3.
Z końcem 2009, gdy liście już opadły z drzew, gotowa była koncepcja wyjazdu Simem, ograniczona do Korytarza Wachańskiego. Zdecydowały finanse… li tylko. Do projektu dołączył Grzegorz Szyszkowski, specjalista od dwóch kółek napędzanych siłą ludzkich mięśni. Do tego momentu dla mnie gość na wypasie, ale później nazwę go konkretnie chujem… ale to później. Postanowiliśmy jechać we dwójkę, dzieląc koszty przygotowania Elwooda na pół, ale każdy z nas miał realizować odrębny projekt. To już było cuś. Jeszcze lepszym cusiem okazała się oferta złożona przez Bartka Tofela, odgrzewającego starego kotleta, czyli wyprawy himalaistów w góry afgańskiego Hindukuszu.
Sam Bartek w mijającym właśnie roku zszedł był sporą część Korytarza i przygotował nowy projekt, a jaki, to se poczitajte w tu: afganistan2010.pl...

4.
Pan Redaktor
Co pana ciągnie tak na ten wschód?

Pan Darek
Nic.

Pan Redaktor
...?

Pan Darek
Kompletnie nic.

Pan Redaktor
Nic??

Pan Darek
Tak. Takie zwykłe, zwyczajne nic.

Pan Redaktor
Nie rozumiem...

Pan Darek
No właśnie. Żeby to zrozumieć, trzeba pojechać na wschód.

5.
Poczytali ten afganistan2010.pl? Jak poczytali, to możemy jechać dalej. No właśnie, by jechać, trza mieć czym. Elwood po Biesach 3 i 1/3 zakotwiczył na wiele długich, zimowych wieczorów pod domem. Odpalałem go kilka razy, przetoczyłem tam i nazad, podładowywałem akumulatory… Ze względu na zobowiązanie, jakiego się podjąłem, maszyna nie mogła zawieść. Nie zawiodła do tej pory, ale ranga przedsięwzięcia wymagała, by sięgnąć po profesjonalne środki odnowy biologicznej. Tak moi drodzy… biologicznej, bo Elwood to żywy twór. Pokonując z nim tysiące km sam na sam, czy face tu face, jesteśmy jak syjamscy bracia. Często gadam do niego, wściekam się, potem przepraszam, klepiąc pieszczotliwie po kierownicy i desce rozdzielczej, głaszcząc ją, na naszą zgodę. Ten wierny druh bierze przyjaźń ze mną bezwarunkowo, jak pies. Wie, że w tej poniewierce mogę liczyć na niego , a on musi na mnie. On wie też, ze gdziekolwiek byśmy nie pojechali, to ja bym go nie zostawił na cudzą pastwę. Wie, że z moją kulturą techniczną mogę go zaniedbać, ale nikomu nie dam go tknąć, bez mojej zgody i nigdy nie zostawiłbym go samemu sobie. Jego żelastwo, to moja druga krew.
Były na tej wycieczce dwie dramatyczne sytuacje skojarzone z Elwoodem (nie idzie o żadne awarie, była tylko jedna i spokojnie do opanowania. Zresztą w ogóle awarie to pryszcz. Nigdy się ich nie ustrzeżesz na tak długiej wycieczce). Pierwsza, to bójka na posterunku afgańskiej policji, druga to zerwanie drogi pod jego ciężarem. Obaj stanęliśmy na wysokości zadania...
Awatar użytkownika
Agnieszka
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 12973
Rejestracja: czwartek 17 maja 2007, 17:54

Post autor: Agnieszka »

.... ja proszę o więcej, dobrze?
Czarodziejka zawsze działa. Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.(A. Sapkowski)
Awatar użytkownika
zul
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 14733
Rejestracja: poniedziałek 16 sty 2006, 00:25

Post autor: zul »

Agnieszka pisze:.... ja proszę o więcej, dobrze?
I ja.....
JĘDREK
dyrektor regionalny
dyrektor regionalny
Posty: 6951
Rejestracja: środa 16 sty 2008, 18:16
Lokalizacja: z siebie samego

Post autor: JĘDREK »

Elwood ...! :spoko:
"Nie popędzaj mnie. Nie dalejwięcuj mnie"
Elwood

Post autor: Elwood »

6.
Motto:
"...nauczyć się być w świecie, oglądać go, odkrywać, zwyczajnie, nim zniknie..."

Wprowadzanie w klimat.
Było to w 2007...

Na tydzień przed wyjazdem odwiedził mnie Konrad Dobrzyński, który na MW 750 dojechał na Syberię/Bajkał, by po roku jeszcze stamtąd wrócić, ostrzegał mnie przed obwodnicą moskiewską i kolegach w w furach z przyciemnionymi szybami śmigającymi bocznym pasem, bez poszanowania prawideł ruchu. A zwłaszcza w kryzysowej sytuacji, aby z nimi Broń Cie Panie Boże, nie wchodzić w żadne dysputy.
Nie pomny ostrzeżeń, aby też i nie wbijać się w Moskwę tylko objeżdżać ją szerokim łukiem przegapiłem ten pierwszy balszoj okrug. Cóż jechałem wieczorem, lało okrutnie, korek na 100km od centrum, słynny koniec weekendu, niedziela. Wszyscy wracają z dacz do miasta. Właśnie tego doświadczyłem.
Posuwam się w korku powolutku i patrzę na te towarzystwo, co śmiga pasem awaryjnym olewając cala resztę. Średnia, no nie więcej niż 5km/h, pomyślałem o uwagach Konrada... Jak pomyślałem tak, skręcam w prawo, przeciskam się do pasa awaryjnego i rura za kolesiami. Kątem oka widzę, że wzdłuż pasa awaryjnego ciągnie się pas ziemi ograniczony z boku słupami i setkami aut parkującymi w oczekiwaniu na zluzowanie korka lub po prostu odpoczywającymi.
A niech tam! To ostatni offroad na tej wyprawie myślę... walę na pobocze i w pędzel. Auta po pasie awaryjnym jadą gdzieś 30-40km/h, ja jadę 60-70km. Miejsca mam tyle, co w Pamirze w najwęższych odcinkach, ale skoro tam szafnąłem, to tu chyba też dam radę... Pobocze zryte przez ciężarówki, parkujące auta zatopione po osie w błocie, a ja tnę jak kozak. Błoto wali spod kół, ale to tylko mnie jeszcze bardziej podnieca. Co tam, Polacy też maja fantazje. Szybko doganiam czarnego Lexusa. Kiedy się z nim zrównuję, wpadam w ogromną kałużę i potężny bryzg błota i moskiewskiego brudu ląduje na szybach i masce gościa. Reakcja jest taka, że kolega z Lexusa skręca i goni za mną. Powoduje to reakcje lawinową, widzę w lusterku, że co rusz ktoś idzie naszym śladem. Najgorsze, że przed nami też widzą, że otwiera się szansa i po kilkunastu minutach jedziemy wszyscy na 5-ciu pasach ruchu.
Ale walnąłem tak ze 20km. Prędkość znośna, stabilizuje się na poziomie 40km/h, jest ok... Do momentu, kiedy rzucam okiem na deskę i wskaźniki... ten od temp. zbliżył się do czerwonego pola!
No kurrwa, zachciało mi się OR... Czuję dodatkowo temperaturę na twarzy. Szukam gorączkowo miejsca do zatrzymania no i staję na poście DPC/GAI.
Deszcz leje, otwieram klapę i ruszam korek od chłodnicy. Byłem za mało delikatny i wyjebał z hukiem uderzając o otwartą klapę. Na szczęście szybko go znajduję i badam dalej temat. Folia i nura pod Elwooda, po chwili jest sprawca. Przetarł się przewód od gorącej wody, nie był przytwierdzony jak należy i sobie tarł się, i tarł... aż się przetarł. Ulga ale teraz do roboty. Nie mogę sobie jednak poradzić, dolewam wiec płynu i ruszam w poszukiwaniu stacji paliw. Tam pod zadaszeniem zdziełam co trzeba. Stacja jest nieopodal ale zadaszenia wystarcza na klapę silnika, deszcz tak napierdala, że rezygnuję na dzisiaj. Jest już 1-wsza w nocy. Hm... cCekawe co ranek przyniesie.
Wstaje o 7-mej, wygania mnie potrzeba. Daję upust fizjologii i co widzę? Przeogromne centrum Forda, rozglądam się dalej i ??... Toyota Centr Izmaiłowo! Jestem w domu. No nie ma siły, żeby mi w Toyocie nie pomogli. Trochę ubarwię i przyjmą mnie jak bohatera. Centrum jest ogromne, takie mniejsze Tesco.
Tuż po 8-mej pcham wrota. Tak wrota, nie jakieś tam drzwiczki. Wchodzę do ogromnej hali, wystrój trochę mąci kilka wiader rozpaczliwie wyłapujących wodospad wody lejący się ze szklanego dachu, ale nic to, myślę, takie rzeczy się zdarzają. Pytam panie w konsoli centralnej, gdzie serwis. Grzecznie mi wskazują odpowiednie stanowiska.
W tym momencie zdaję sobie sprawę, że wyglądam zajebiście, cały upierdzielony w błocie i smarach. Rano dokonałem niezbędnej ablucji twarzy i jamy ustnej, ale zapomniałem o reszcie. Może to i lepiej, będę bardziej przekonujący jako podróżnik, co to mega km zaliczył na swojej maszynie. Walę prosto do sympatycznego rudzielca. Przedstawiam kto i zacz, ściemniam, że za mną 30000km, no i że Koperski to małe piwo i że problem taki a taki i czy da się mi pomóc, bo z kasą krucho.
- Oczywiście, podejdzie pan do stanowiska nr 2 tam udzielą panu wszelkiej pomocy, powodzenia!
Smaruję do rzeczonego stanowiska. W skrócie melduję, co u Rudego i odpowiedź:
- Oczywiście, że pomożemy. 1900 rubi rbh...
Hm, przepraszam bardzo ale nie zrozumiał mnie pan. Kasy nie mam a potrzebuje tylko kawałek suchego stanowiska i sam dam radę.
- Niestety, u nas za wszystko trzeba płacić.
Ok, wiec poproszę z pana przełożonym. Po chwili zjawia się grzeczny przełożony. Kawa na ławę, a on, że oczywiście, nie sprawy. Pomożemy!... 1900 rubli rbh.
No to dowidzenia, idę do Forda.
- Bardzo proszę.
Jestem deczko zdegustowany, ale to nie prowincja, tylko stolica i czego możesz oczekiwać w miejscu, gdzie przeciętny właściciel Toyoty musi zostawić co najmniej klocka, by cokolwiek wymienić.
Z mniejszym sporo zapałem śmigam do rzeczonego Forda, położonego tu obok i tu mile zaskoczenie. Żywo zainteresowani, autentycznie próbują pomóc. Problem w tym, że kategorycznie nie wolno im obsługiwać obcych marek. Szef serwisu jednak przynosi mi taśmę uszczelniającą Wurtha (na kij mi ona), ale przynajmniej wykonał cały szereg pozytywnych gestów. Proponuje kawę i gratuje wyprawy. Informuje mnie, że 500m dalej jest najazd bezpłatny na którym powinienem sobie poradzić z problemem. Jestem usatysfakcjonowany, w końcu tego właśnie oczekiwałem.
Niestety rzeczony najazd był ale wjazd nań był niemożliwy, ponieważ teren, na którym się znajdował akurat został wystawiony do sprzedaży i dwa dni temu ogrodzony. No jebał was faszystowski pies. Rozglądam się po placu i widzę parkujących Żiguli milicjantów.
Panowie, gdzie tu mogę sobie dokonać malej naprawy?
- Tu jest hangar, tam zdziełasz wsio.
Ów hangar był zamknięty ale dorwałem jakiegoś stróża, który stwierdził, że szef ustrojstwa przychodzi o 10-tej i na bank jest tam podnośnik.
Lukam na czas moskiewski i mam 8.45. Więc zaparzam kawę, szykuje śniadanko i uzupełniam zapisy w dzienniku podroży. Gdy kończę, bije na 10-tą. Witam się z szefem wszystkich szefów i dostaje krótką odpowiedz. Oglądanie 200 rubli, a co dalej, zobaczymy! No kurrwa, Nikoś Dyzma w rzeczy samej ale nie mam siły walczyć... niech dłubią.
Diagnoza potwierdzona, demontaż trochę trwał, tak więc usprawiedliwiłem brak walki tym bardziej, że deszcz napierdalał na zewnątrz w najlepsze. Żywica na zimno i montaż.
Idę do bosa. Proszę o ludzki wymiar kary. Po raz pierwszy się uśmiecha i wystawia szciot na 700 rubli. Daje ostatnie 50$, wymienia mi po korzystnym kursie i ma mnie... w dupie. Przy okazji naoglądałem się wszelkiej maści silników d4d Toyoty, chłopaki robią wszystko a celują w Toyotach właśnie. Do mojej jednak niestety nic nie mają. U nas takich staruszków niet, dostaje krótką i rzeczową odpowiedź.
Wsiadam do Elwooda, klepię go pieszczotliwie po desce. Ty Przyjacielu jesteś ze mną na dobre i na złe. W Pamirze zaniedbałem Ciebie strasznie a Ty mnie jeszcze z luźnym kołem 150km po wyje bach dowiozłeś na miejsce spoczynku. W takich chwilach, kiedy jesteś sam i nie masz z kim pogadać, rozmawiasz z maszyna jak z psem. Elwood okazał się wiernym kundlem ale w jak najbardziej pozytywnym wydaniu. Kundel, bo sprawiłem mu miedzianą instalację hamulcową, która zawiodła. Na szczęście trzy razy zawodziła na płaskim tylko, że tuż po karkołomnych zjazdach. Myślę, że prowadził mnie dobry duch. W Garczaszma, ojciec nauczyciela matematyki, który nas gościł, dwa razy odprawił za nas tradycyjną modlitwę na szczęście w podroży. W Kirgistanie, w trakcie święta narodowego, miejscowa pieśniaczka zaśpiewała dla nas przepięknie ludową pieśń w intencji szczęśliwego dotarcia do domu. Ponieważ wpadłem jej w oko, zgodnie z tradycją byłem zobowiązany zaśpiewać coś dla niej. Wiec zaintonowałem... W stepie szerokim!. W życiu takich braw nie dostałem, a gdy uzasadniłem o kim ta pieśń, to zachwyt uczestników biesiady sięgnął zenitu...
Pokonując samotnie Syberię w pewnym momencie zboczyłem z głównej drogi, całkiem przypadkowo i pojechałem na Kazań mniej uczęszczaną odnoga. Po drodze zabrałem autostopowicza, który okazał się nauczycielem historii (jakieś szczęście do tych nauczycieli na wyprawie). Zmierzaliśmy w kierunku Iżewska. Na pytanie, czy wiem z czego słynie to miasto, wyraziłem tylko ubolewanie z niewiedzy.
- W tym mieście żyje konstruktor najlepszej broni automatycznej świata... Pan Kałasznikow.
Zostałem zaproszony do muzeum. Co prawda nie przepadam za militariami, ale razem zgodnie stwierdziliśmy, ze gdyby mieszkał na zachodzie, byłby dzisiaj milionerem. Tak czy owak, darzony jest tutaj ogromnym szacunkiem. Rok temu (w 2006-tym) odwiedził go Putin...
Mikołaj szczerze mnie podziwia, też ma duszę putieszestwiennika. Siłą zaciąga mnie do czegoś w rodzaju miejscowej Desy i kupuje dla mnie podarek. Dzwoneczki ręcznie zrobione w glinie, które mają mnie chronić przed złymi duchami. Kosztują 150 rubli (15zł,) ale dla niego to spory wydatek. Niczym nie mogę się zrewanżować, bo już nic nie mam. Jedziemy do jego znajomego nauczyciela mechaniki, który dorabia jako ochroniarz na zawodzie. Na stróżówce pijemy herbatę. Od Siergieja dostaje na drogę siatkę jabłek z własnego ogródka. Mają dla mnie jakiś szczególny wymiar. Dał to, co miał, po prostu. Mikołaj patrząc jak przy okazji robie porządek w szpeju, wywalając wsio z maszyny, zwraca uwagę na śpiwór. Pyta o dane, więc mówię, że ten akurat ma komfort cieplny do -15st. Odpowiada, że ma podobny Campusa i bardzo chwali polska markę. Ma jeszcze kubek termiczny, ale zbiera na termos. Jeszcze nie wie, ale wyślę mu porządny na gwiazdkę... Ściskamy się serdecznie na pożegnanie, wymieniamy adresami... który to już raz na tej wyprawie...
Moskwę opuszczam bez żalu, nie tęskno mi za takimi aglomeracjami. Tęsknię za tymi noclegami we wsiach, gdzie szacunek dla gościa leczy Ciebie z każdej manii, zwłaszcza tej wielkiej. Brak mi tych spontanicznych noclegów. Ot stajesz i stawiasz namiot, albo pod chmurką. W Tadżykistanie jeden post przekraczaliśmy trzy razy. Już za drugim razem nas rozpoznano i zaproszono na kolację. To był podły płow ale to było wszystko, na co było ich stać. Warunki służby nie do opisania. Teraz latem ok., ale zimą?? Kiedy temp spada do - 30st?... Jeżeli znajdziesz w Polsce opuszczony dom, ograbiony ze wszystkiego, z wybitymi szybami, to przybij tam szyld: Post Służby Granicznej, postaw trzech ludzi...
Ostatecznie śpimy razem z nimi. Po trzeciej wizycie traktują nas, jak swoich. Nikt nie sprawdza dokumentów, nie podnoszą szlabanu tylko dlatego, aby jeszcze z nami pogadać chwilę i się pożegnać. Jadąc na południe Pamiru dostajemy tyle namiarów na istoczniki, czyli źródła, że mogę spokojnie służyć za przewodnika. Notabene konsultując w Duszanbe z przedstawicielką największego biura turystycznego ich program, bez żadnej fałszywej skromności mogę stwierdzić, że nasz o niebo przerasta ofertę każdego biura.
Cóż, com widział i przeżył, słowa nie do końca wyrażą...
Elwood

Post autor: Elwood »

Taka prośba do czytelników.
Wkradły się dwie kurki w tekst a powinny kur.wy. Subtelnie proszę podmienić, bo faktycznie, jak to czytam, to mnie kurka, ale wodna zalewa :) .

P.S.
Na uwagą anonimowego czytlenika reaguje, ale zmiany dokonać już nie mogę.
Tekst, miejscami tylko dla "dorosłych"... za wulgaryzmy przepraszam, stylu nie zmienię :oops:
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 170036
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Post autor: Sten »

Na spokojnie jutro sobie poczytam, dziś u Żmijostwa, nie ma warunków :)
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Elwood

Post autor: Elwood »

Żeby nie dublować więcej zapraszam na forum przyjaciół, gdzie będe się jawnie produkował dalej w temacie.
Wiatr ze wschodu - relacja
Awatar użytkownika
zul
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 14733
Rejestracja: poniedziałek 16 sty 2006, 00:25

Post autor: zul »

Elwood pisze:Żeby nie dublować więcej zapraszam na forum przyjaciół
Dzięki :spoko:
Awatar użytkownika
magda55
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16544
Rejestracja: środa 22 mar 2006, 16:24
Lokalizacja: krakow

Post autor: magda55 »

Też czytam, i dopraszam się jeszcze :wink:
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć :)
Awatar użytkownika
Agnieszka
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 12973
Rejestracja: czwartek 17 maja 2007, 17:54

Post autor: Agnieszka »

Elwood pisze:Wkradły się dwie kurki w tekst a powinny kur.wy. Subtelnie proszę podmienić, bo faktycznie, jak to czytam, to mnie kurka, ale wodna zalewa
Hym.... Dziwne.... Przeczytałam wszystko raz jeszcze i ja mam jak trzeba, soczyście, a nie żaden tam drób ;) No chyba, że przegapiłam? Ale starałam się czytać uważnie.
Czarodziejka zawsze działa. Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.(A. Sapkowski)
Elwood

Post autor: Elwood »

Agnicho!
W odcinku 6-tym się one mknęły. Dwa razy.
Awatar użytkownika
Agnieszka
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 12973
Rejestracja: czwartek 17 maja 2007, 17:54

Post autor: Agnieszka »

Elwood pisze:No k...., zachciało mi się OR
Elwood pisze:No k...., Nikoś Dyzma w rzeczy samej ale nie mam siły walczyć... niech dłubią.
To to?
Ja nie wiem Elwood o co chodzi, ja mam kobiety lekkich obyczajów, Cosi ma kurki....
Stwierdził na moje "a bo ja mam dwie kur.. na ekranie", że ja to pewnie na innej stronie jestem g:hmm
Zaraz to sprawdzimy i będziemy radzić, bo jak to tak, kurka wodna ;)
Czarodziejka zawsze działa. Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.(A. Sapkowski)
ODPOWIEDZ