Kraków to nie tylko Wawel, rynek z sukiennicami, szkolne wycieczki, chmary Japonczykow i niemieckich emerytow zaliczajacych z obłędem w oczach kolejne punkty z przewodnika. To nie tylko nadęte knajpy Kazimierza z kawą za 25 zl i kelnerami, ktorzy popołykali kije. To nie tylko wielka i znana historia sprzed setek lat. I nie mam na mysli rowniez budujących sie jedna na drugiej galerii handlowych, przebudowywanych po raz pięćsetny skrzyzowan i nowych, sterylnych osiedli, pogrodzonych solidniej niz areszty dla groznych recydywistow...
Kraków to takze ciche i zapomniane miejsce żyjace atmosferą przedmieść, miejsce, ktorego nie odnajdzie sie w kolorowych, promocyjnych folderkach. I temu innemu "Krakowowi" pragne poświecic swoją opowieść...
Nigdy nie mieszkałam na stale w Krakowie. Jednak od dziecka czuje sie dosc związana z tym miastem i czesto tu bywam, jako ze mieszka tu spora czesc mojej rodziny. "Od zawsze" wpadamy tu na swięta, w odwiedziny, na rozniste imprezy. Najczesciej bywamy w okolicach Bieżanowa, jako ze wlasnie tu mamy "mete".
Celem wielu wycieczek i spacerow sa tereny oplecione gestą siecią linii kolejowych, bocznic i przeładowni rozciągajacych sie miedzy stacjami Płaszów, Prokocim i Bieżanów. Tereny ciekawe dla milosnikow kolei i przemysłowych klimatów, gdzie łatwo mozna odnalezc miejsca opuszczone, zapomniane, a widok rdzy i zbutwiałego drewna nie nalezy do rzadkosci.
Kładka prowadząca na Bagry, łączaca ulice Morawińskiego i Bagrową.
A wokół plątanina torów, słupow, kabli i wagonów.
Oprocz kładki mozna w tym rejonie uzyc tez na tunelach pod wiaduktami
Gdzieniegdzie stoją stare wagony mieszkalne.
I bardzo wazne miejsce dla kazdego milosnika ochłody i pluskania w letnie upalne, dni- Bagry, przykolejowe jeziorko, dawne wyrobisko. Jedno z miejsc naszych najczestszych spacerow i piknikow. Krolestwo ptakow, żab i nietoperzy.
Przybagrowe wyboiste drogi
Miedzy kolejnymi liniami torowisk wiją sie gruntowe drogi prowadzace na ogrodki działkowe, pomiedzy rozne baraczki. Miejsca czesciowo zagospodarowane, pielegnowane z pietyzmem przez starszych ludzi ogrodki a czesciowo opuszczone i zarosniete bujnym chaszczem. Tutaj mozna bardzo uzyc na mirabelkach i innych smakowitosciach na kompoty, dzemy i nalewki!
Jesli w rejonie pierwszego wiaduktu w strone Bagrów odbic w lewo- trafiamy na płytową droge sunąca chyba dawna kolejową rampą.
Tym sposobem docieramy gdzies w rejon ulicy Gierymskich, gdzie sporo torowisk i bocznic jest nieuzywanych juz od dawna...
A w krzakach siedzi skrzyżowanie torów pod kątem prostym. Ponoc niewiele takich jest w Polsce...
Idac dalej napotykamy lokomotywownie. Stan jej zagospodarowania jest mi nieznany.
W zaroślach siedzi sympatyczny zegar.
W rejonie stoi sporo kolejowego taboru, pokrytego juz rdzą i patyną lat. Pierwsza wpada nam w oczy lokomotywa, tak jakby przeznaczona do zwiedzania, bo do jej drzwi prowadza dorobione drewniane schodki.
Kawałek dalej kolejny parowozik o stanie bardziej zardzewiałym.
Pod widoczna na zdjeciu uchyloną klapą siedzi dzwon! Nigdy by mi w glowie nie postalo, ze w parowozach mają dzwony jak w kosciele! W sensie- jako sygnał dzwiekowy, klakson? Jak ktos wyskoczyl na tory to walili w dzwon? albo dla wiwatu przed wjazdem na kolejną stacje?
A tu wnetrze parowozowego kotła.
Swiat widziany z lokomotywy...
Nieopodal stoi tez kilka starych wagonów, niektore opisane jako pojazdy "specjalne".
Wnetrza wiekszosci wagonow juz niestety mocno azurowe..
Druga kładka nad dziesiatkami torowisk jest w rejonie stacyjki Bieżanow. Kładka w pelnej krasie:
i widziane z niej rozne żelastwa
I tutejsze meandry stali i drewna pachnącego karbolem.
Tłum lokomotyw
Ta jedna jakos bardziej na uboczu
Akuku!
I sama stacyjka Bieżanow. Mimo ze linia jak najbardziej czynna to sam budyneczek opuszczony, wypatroszony.. Ale tablica mowi, ze jestesmy na szlaku!
Kolo stacji Płaszów, parowozik w formie pomnika.
I wagony, wszedzie duzo wagonow...
A nieopodal ormianska knajpa. Trafiamy tam w okresie okołowielkanocnym wiec niestety na stanie tylko napoje. Normalnie mozna sie tu załapac na szaszlyka i wiele innych pieczonych smakołyków. Wielkie grile, mimo ze wygaszone zapodaja aromatem wędzenia i gorskich ognisk.
A tu dla odmiany inny rejon Krakowa. Bardziej centralny. Okolice fortu Luneta Warszawska. Calkiem blisko glownego dworca PKP. Trafiamy na przytorową kładke calą wykładana dywanami! Cel tego przedsiewziecia jest mi nieznany- ale idzie sie przyjemnie i tak jakos swojsko i milo!
Na koniec kolejowych klimatow niby juz nie sam Krakow, ale najblizsza okolica- Wieliczka. Jakas boczna opuszczona linia. Stacyjka przerobiona na sklepik a tory coraz bujniej porastaja pnaczami i chwastem...
Zadupiami na obrzeżach miasta- czyli Kraków po naszemu
Moderator: Moderatorzy
Po pierwsze - jesteś pewna, że to dzwon? To znaczy ma wewnątrz coś co się nazywa "serce" czyli taki "dynks", który przy kołysaniu uderza w ścianki dzwonu wydobywając dźwięk i czy "dzwon" zawieszony jest tak, że się kiwa?? Czy też raczej na "dnie" tego "dzwonu" jest jakiś otwór?buba pisze:Pod widoczna na zdjeciu uchyloną klapą siedzi dzwon! Nigdy by mi w glowie nie postalo, ze w parowozach mają dzwony jak w kosciele! W sensie- jako sygnał dzwiekowy, klakson? Jak ktos wyskoczyl na tory to walili w dzwon? albo dla wiwatu przed wjazdem na kolejną stacje?
Pytam, bo w niektórych parowozach montowane były dzwony parowe choć nie spotkałem się z takim opisem w przypadku Ty51 (to chyba taki parowóz jest na zdjęciu). Innym rodzajem sygnału dźwiękowego na parowozach była tzw. "tuba powietrzna" (lub parowa) czyli bardziej swojsko - syrena. Załogi parowozów wolały je od parowych gwizdawek, ponieważ dźwięk był niższy, przez co mniej uciążliwy dla słuchu załogi. No i dźwięk był kierunkowy - największe natężenie uzyskiwał w kierunku wylotu tuby. Natomiast dźwięk z gwizdawki rozchodził się we wszystkich kierunkach jednakowo - czyli do kabiny obsługi też.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Nie ogladalam go tak uwaznie- napisalam "dzwon" bo takie bylo me pierwsze skojarzenie Brak jakis elementow niekoniecznie tez musi swiadczyc ze ich nigdy nie bylo- ten parowozik nie byl tak calkiem kompletny ze wzgledu na wiek i inne okolicznosciPiotrek pisze:Po pierwsze - jesteś pewna, że to dzwon? To znaczy ma wewnątrz coś co się nazywa "serce" czyli taki "dynks", który przy kołysaniu uderza w ścianki dzwonu wydobywając dźwięk i czy "dzwon" zawieszony jest tak, że się kiwa?? Czy też raczej na "dnie" tego "dzwonu" jest jakiś otwór?buba pisze:Pod widoczna na zdjeciu uchyloną klapą siedzi dzwon! Nigdy by mi w glowie nie postalo, ze w parowozach mają dzwony jak w kosciele! W sensie- jako sygnał dzwiekowy, klakson? Jak ktos wyskoczyl na tory to walili w dzwon? albo dla wiwatu przed wjazdem na kolejną stacje?
Pytam, bo w niektórych parowozach montowane były dzwony parowe choć nie spotkałem się z takim opisem w przypadku Ty51 (to chyba taki parowóz jest na zdjęciu). Innym rodzajem sygnału dźwiękowego na parowozach była tzw. "tuba powietrzna" (lub parowa) czyli bardziej swojsko - syrena. Załogi parowozów wolały je od parowych gwizdawek, ponieważ dźwięk był niższy, przez co mniej uciążliwy dla słuchu załogi. No i dźwięk był kierunkowy - największe natężenie uzyskiwał w kierunku wylotu tuby. Natomiast dźwięk z gwizdawki rozchodził się we wszystkich kierunkach jednakowo - czyli do kabiny obsługi też.
A jesli nie dzwon bo np. bez serca i bez kiwania to juz calkiem nie mam pojecia do czego mialby sluzyc? czy to mialby byc ten dzwon parowy?
To wówczas owa "tuba parowa". Tylko to przychodzi mi do głowy.buba pisze:A jesli nie dzwon bo np. bez serca i bez kiwania to juz calkiem nie mam pojecia do czego mialby sluzyc? czy to mialby byc ten dzwon parowy?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Dawny kamieniołom "Liban" znajduje sie w dzielnicy Podgórze. Mimo ze od mojej ciotki to rzut beretem- to o tym ciekawym miejscu dowiedzialam sie dopiero niedawno i to z internetu. Wedrujac do niego tez nic nie zapowiada, ze wsrod kołowacizny jakis kolejnych drogowych remontow nagle wpadniemy w takie ciche i spokojne miejsce, jakby przeniesione z innego wymiaru.
W tych rejonach kamieniołomy ponoc istnialy od sredniowiecza, wydobywano tu wapienny kamien budowlany i wypalano wapno. Najbardziej jednak znany okres wydobywczy w "Libanie" przypadł na lata 40, kiedy miescil sie tu karny oboz pracy przymusowej, wiec w wysokie sciany tutejszych urwisk wsiąknelo mnostwo złej energii..
Obecnie wyrobisko jest nieuzywane i malowniczo porasta bujną roslinnoscią. Uroku temu miejscu dodaje fakt istnienia dawnych urzadzen wydobywczych- stalowe młyny wapienne, piece do wypalania wapna, jakies silosy, upady, kładki i schodki. Zapewne da rade na wszystkie sprzety wylezc i pozwiedzac dokladniej, ale stan przegryzienia rdzą jest na tyle zaawansowany, ze troche nie mam odwagi wyjsc gdzies wysoko. Jedne tylko kręcone schodki nie chrupią mi pod stopami.
Na dnie kamieniolomu sa ponoc trzy jeziorka, w ktorych nawet zyją ryby, ale nie udalo mi sie ich znalezc. Byly tylko jakies kałuze. Ale nie obeszlismy calosci terenu wiec moze conieco sie jeszcze kryje wsrod chaszcza.
Nastepnym, razem musimy tu przybyc w wiekszym gronie i zapodac ognisko- na ktore jest kilka bardzo dogodnych i malowniczych miejsc.
Pomalowane w ciekawe grafiti hale spelniajace dzis funkcje ogniskowych imprezowni
Widac stad kopiec Krakusa, dosc gesto dzis obsiadniety ludzmi. Podczas gdy na dole jest raczej pusto..
Jest jeszcze jedna rzecz, ktora odroznia to miejsce od innych- droga wyłozona płytami nagrobnymi z żydowskiego cmentarza. Nie jest to wprawdzie orginal a jedynie porzadnie zrobiona imitacja. Sa to pozostalosci sprzed 20 lat po filmowych dekoracjach, kiedy krecono w tym miejscu „Listę Schindlera”. Po filmowcach zostaly tez slupy, zasieki. Byly tez baraki, ale te chyba zniknely. Płyty zarosły i wkomponowaly sie w droge. Tworza sie na nich niewielkie kałuze, przykrywają je liscie, a gdzieniegdzie wychylnie i jakis wiosenny kwiatek. Jak w "Winie truskawkowym" pod wodospadem
W tych rejonach kamieniołomy ponoc istnialy od sredniowiecza, wydobywano tu wapienny kamien budowlany i wypalano wapno. Najbardziej jednak znany okres wydobywczy w "Libanie" przypadł na lata 40, kiedy miescil sie tu karny oboz pracy przymusowej, wiec w wysokie sciany tutejszych urwisk wsiąknelo mnostwo złej energii..
Obecnie wyrobisko jest nieuzywane i malowniczo porasta bujną roslinnoscią. Uroku temu miejscu dodaje fakt istnienia dawnych urzadzen wydobywczych- stalowe młyny wapienne, piece do wypalania wapna, jakies silosy, upady, kładki i schodki. Zapewne da rade na wszystkie sprzety wylezc i pozwiedzac dokladniej, ale stan przegryzienia rdzą jest na tyle zaawansowany, ze troche nie mam odwagi wyjsc gdzies wysoko. Jedne tylko kręcone schodki nie chrupią mi pod stopami.
Na dnie kamieniolomu sa ponoc trzy jeziorka, w ktorych nawet zyją ryby, ale nie udalo mi sie ich znalezc. Byly tylko jakies kałuze. Ale nie obeszlismy calosci terenu wiec moze conieco sie jeszcze kryje wsrod chaszcza.
Nastepnym, razem musimy tu przybyc w wiekszym gronie i zapodac ognisko- na ktore jest kilka bardzo dogodnych i malowniczych miejsc.
Pomalowane w ciekawe grafiti hale spelniajace dzis funkcje ogniskowych imprezowni
Widac stad kopiec Krakusa, dosc gesto dzis obsiadniety ludzmi. Podczas gdy na dole jest raczej pusto..
Jest jeszcze jedna rzecz, ktora odroznia to miejsce od innych- droga wyłozona płytami nagrobnymi z żydowskiego cmentarza. Nie jest to wprawdzie orginal a jedynie porzadnie zrobiona imitacja. Sa to pozostalosci sprzed 20 lat po filmowych dekoracjach, kiedy krecono w tym miejscu „Listę Schindlera”. Po filmowcach zostaly tez slupy, zasieki. Byly tez baraki, ale te chyba zniknely. Płyty zarosły i wkomponowaly sie w droge. Tworza sie na nich niewielkie kałuze, przykrywają je liscie, a gdzieniegdzie wychylnie i jakis wiosenny kwiatek. Jak w "Winie truskawkowym" pod wodospadem
Wiele razy włócząc sie po starych czesciach Prokocimia, Bieżanowa czy Płaszowa trafiamy na zabudowe wręcz wiejska, bynajmniej nie kojarzacac sie z miastem tych rozmiarow. Horyzont zamykają blokowiska a w ich cieniu ostały sie chałupki z dawnych lat. Nieraz kogut na płocie zapieje, nieraz babuszka przysiądzie na przyzbie, nieraz wiatr potarga firany w otwartym, zapomnianym przez wszystkich oknie... A czasem uciekną z przydomowych ogródków malwy. Albo floksy. Lub kwiatki zwane kosmos, ktore od zawsze kojarzą mi sie z bocznymi uliczkami małych miasteczek, pylistością i brzęczącym owadami, upalnym, sielskim popoludniem...
Stare domy, najczesciej drewniane, ktorych nie powstydzilyby sie podlaskie czy lubelskie wioski. Nieraz wielkie jak dworki, nieraz chałupeczki chyba jednoizbowe. Z wycinananymi daszkami, ganeczkami...
Dachówki maja tu czesto z lokalnych fabryk. Acz ciekawe czy one jeszcze istnieją...
Drewniane chałupy i domy w klimatatch wiejskich udaje sie odnalezc rowniez gdzies w Kosocicach
Nieraz jakis domek totalnie popadnie w objęcia i władanie przyrody. Tu ludzie juz nie mają nic do powiedzenia...
Czasem sie trafi sympatyczna knajpka...
albo dawny ciucholand. Z klimatem. Szkoda, ze juz nieczynny..
Ceglane domy. Nieraz jak twierdze, o scianach jakby osmolonych czy sczernialych ze starosci, otulonych gęstym burzanem krzaków.
Ten chyba lekko zapadł sie w ziemie
Ten o fikusnej bryle pelnej daszków, balkonikow, wykuszów...
Wlazłam do srodka pamietajac sprzed 2 lat, ze dom byl opuszczony. W pierwszych pokojach duzo smieci, inne uzywane jako kibel (myslalam, ze przez żuli spod pobliskiego sklepu). To uśpiło mą czujnosc.. Wchodze dalej a tam...eeeeee... to nie jest opuszczony dom! Nawet pisanki i babeczka wielkanocna jest- na ziemi bo na ziemi ale jest!
Chyba obecnie zamieszkany przez dzikich lokatorow? bezdomnych? albo jakas melina? Na tym etapie natychmiastowa decyzja, zeby spierdzielac i to szybko. Zwlaszcza, ze wydawalo mi sie, ze slysze jakies glosy.. Ale dwa razy guzik aparatu nacisnelam... Glupi odruch.. Kiedys moze byc o te pare sekund za duzo.. Jeszcze z fleszem.. Dobrze, ze trafilam pod nieobecnosc gospodarzy.. Bo mogliby nie byc zachwyceni najsciem.. Choc dokladniej przygladajac sie zdjeciom mam wątpliwosci czy bylam tam sama... Jakos ta kamienica dala mi duzo do myslenia.. Raczej nie bede sie juz wiecej zapuszczac na samotne eksploracje opuszczonych domow.. Licho nie spi...
W rejonie mozna kupic dom o dwoch głowach. Chetnie bym poznala ich historie!
A tu jakby kadr z jakiegos filmu sprzed lat... A moze brama do innej czasoprzestrzeni?
Pałac Jerzmanowskich w promieniach zachodzącego słonca. Do srodka jednak nie bylo jak wleźć...
Niedaleko dworca glownego PKP natrafiamy na miła, spokojna i zielona dzielnice. Sporo tu starych kamienic, gdzie tu i owdzie wsadzamy nosy w podworka, zaułki, bramy. Wszedzie wystepują miejsca biesiadne, powiewa pranie a na wietrze kołysza sie zioła i galęzie drzew.
Ciekawy mural. W kolorach dosc nienaturalnych i odbiciu z krzywego zwierciadła. Jak na jakims haju.
Pobliski tunel utrzymany w klimatach podobnych- z racji na oświetlenie? kolor ścian? nie wiem, moze jeszcze dziwne barwy malunku mamy przed oczami?
Scienne napisy i zdjecia gdzies w centrum miasta
A tak wygladają marzenia...
Sporo czasu spedzamy tez na działkach. Pracownicze ogrodki dzialkowe, obecnie niedoceniane i czesto traktowane jako komunistyczny przezytek. Przez wielu ludzi aktywnie zwalczane "dla idei", bo odrobina oddechu, zieleni, zapachu kwiatow i owocow szykowanych na przetwory nie zgadza sie z ich wydumana wizja nowoczesnego, zachodniego, zalanego betonem miasta... Tu akurat te dzialki nam najblizsze bo zawierajace przemily ogrodek mojej cioci...
Jabłuszkowo. Liscie opadły a czerwone kulki kurczowo sie trzymają gałęzi. Moze myslą, ze w ten sposob dluzej zatrzymaja lato?
Opuszczone z niewiadomych przyczyn ogrodki działkowe- gdzies w rejonach Kopca Kościuszki. Wsród budzacej sie wiosny i wyłażących z ziemi kwiatków na dawnych grządkach zjadamy pewnej Wielkanocy drugie sniadanie.
Pszczoła ciesząca sie wiosną. Cała umorusana pyłkiem i zapewne oszołomiona wszechobecnym zapachem kwiatow wyłażących na kazdym kawałku ziemi.
A tu mieszka wolny kot. Taki co pewnie nie wie co to kuweta i kastrowanie, ktory nieraz poznal smak myszy czy kreta, marcową porą pouganial sie za kotkami a w letnie dni powygrzewal grzbiecik w cieplych promieniach slonca. Byc moze jego zycie bedzie krotsze niz poduszkowych pobratymcow, byc moze wpadnie pod auto albo zagryzie go pies.. ale bilans wrazen, szczescia i wspomnien napewno bedzie nieporownywalny...
W pewnym wąwozie zawsze spotykamy kudłatego kota giganta.
Drewniana wydmuszka, gdzies w rejonie fortu Mogiła. Pewnie gdy ją budowali to granice miasta znajdowały sie daleko stąd a o Nowej Hucie jeszcze sie nie śniło...
Niedaleko stamtad napotykamy polny tramwaj- taki jak lubie najbardziej- z jednym, okrągłym swiatełkiem.
Wyłazimy tez na Kopiec Wandy i zjezdzamy z niego na kuprach
A wokół wiją sie drogi, na ktorych mozna zapomniec, ze znajdujemy sie w wielkim miescie...
I kilka migawek z roznych okolic... Tramwaj po burzy
Prawdziwe, pachnące lato na torowisku.
Taki parking to ja rozumiem!
Stare domy, najczesciej drewniane, ktorych nie powstydzilyby sie podlaskie czy lubelskie wioski. Nieraz wielkie jak dworki, nieraz chałupeczki chyba jednoizbowe. Z wycinananymi daszkami, ganeczkami...
Dachówki maja tu czesto z lokalnych fabryk. Acz ciekawe czy one jeszcze istnieją...
Drewniane chałupy i domy w klimatatch wiejskich udaje sie odnalezc rowniez gdzies w Kosocicach
Nieraz jakis domek totalnie popadnie w objęcia i władanie przyrody. Tu ludzie juz nie mają nic do powiedzenia...
Czasem sie trafi sympatyczna knajpka...
albo dawny ciucholand. Z klimatem. Szkoda, ze juz nieczynny..
Ceglane domy. Nieraz jak twierdze, o scianach jakby osmolonych czy sczernialych ze starosci, otulonych gęstym burzanem krzaków.
Ten chyba lekko zapadł sie w ziemie
Ten o fikusnej bryle pelnej daszków, balkonikow, wykuszów...
Wlazłam do srodka pamietajac sprzed 2 lat, ze dom byl opuszczony. W pierwszych pokojach duzo smieci, inne uzywane jako kibel (myslalam, ze przez żuli spod pobliskiego sklepu). To uśpiło mą czujnosc.. Wchodze dalej a tam...eeeeee... to nie jest opuszczony dom! Nawet pisanki i babeczka wielkanocna jest- na ziemi bo na ziemi ale jest!
Chyba obecnie zamieszkany przez dzikich lokatorow? bezdomnych? albo jakas melina? Na tym etapie natychmiastowa decyzja, zeby spierdzielac i to szybko. Zwlaszcza, ze wydawalo mi sie, ze slysze jakies glosy.. Ale dwa razy guzik aparatu nacisnelam... Glupi odruch.. Kiedys moze byc o te pare sekund za duzo.. Jeszcze z fleszem.. Dobrze, ze trafilam pod nieobecnosc gospodarzy.. Bo mogliby nie byc zachwyceni najsciem.. Choc dokladniej przygladajac sie zdjeciom mam wątpliwosci czy bylam tam sama... Jakos ta kamienica dala mi duzo do myslenia.. Raczej nie bede sie juz wiecej zapuszczac na samotne eksploracje opuszczonych domow.. Licho nie spi...
W rejonie mozna kupic dom o dwoch głowach. Chetnie bym poznala ich historie!
A tu jakby kadr z jakiegos filmu sprzed lat... A moze brama do innej czasoprzestrzeni?
Pałac Jerzmanowskich w promieniach zachodzącego słonca. Do srodka jednak nie bylo jak wleźć...
Niedaleko dworca glownego PKP natrafiamy na miła, spokojna i zielona dzielnice. Sporo tu starych kamienic, gdzie tu i owdzie wsadzamy nosy w podworka, zaułki, bramy. Wszedzie wystepują miejsca biesiadne, powiewa pranie a na wietrze kołysza sie zioła i galęzie drzew.
Ciekawy mural. W kolorach dosc nienaturalnych i odbiciu z krzywego zwierciadła. Jak na jakims haju.
Pobliski tunel utrzymany w klimatach podobnych- z racji na oświetlenie? kolor ścian? nie wiem, moze jeszcze dziwne barwy malunku mamy przed oczami?
Scienne napisy i zdjecia gdzies w centrum miasta
A tak wygladają marzenia...
Sporo czasu spedzamy tez na działkach. Pracownicze ogrodki dzialkowe, obecnie niedoceniane i czesto traktowane jako komunistyczny przezytek. Przez wielu ludzi aktywnie zwalczane "dla idei", bo odrobina oddechu, zieleni, zapachu kwiatow i owocow szykowanych na przetwory nie zgadza sie z ich wydumana wizja nowoczesnego, zachodniego, zalanego betonem miasta... Tu akurat te dzialki nam najblizsze bo zawierajace przemily ogrodek mojej cioci...
Jabłuszkowo. Liscie opadły a czerwone kulki kurczowo sie trzymają gałęzi. Moze myslą, ze w ten sposob dluzej zatrzymaja lato?
Opuszczone z niewiadomych przyczyn ogrodki działkowe- gdzies w rejonach Kopca Kościuszki. Wsród budzacej sie wiosny i wyłażących z ziemi kwiatków na dawnych grządkach zjadamy pewnej Wielkanocy drugie sniadanie.
Pszczoła ciesząca sie wiosną. Cała umorusana pyłkiem i zapewne oszołomiona wszechobecnym zapachem kwiatow wyłażących na kazdym kawałku ziemi.
A tu mieszka wolny kot. Taki co pewnie nie wie co to kuweta i kastrowanie, ktory nieraz poznal smak myszy czy kreta, marcową porą pouganial sie za kotkami a w letnie dni powygrzewal grzbiecik w cieplych promieniach slonca. Byc moze jego zycie bedzie krotsze niz poduszkowych pobratymcow, byc moze wpadnie pod auto albo zagryzie go pies.. ale bilans wrazen, szczescia i wspomnien napewno bedzie nieporownywalny...
W pewnym wąwozie zawsze spotykamy kudłatego kota giganta.
Drewniana wydmuszka, gdzies w rejonie fortu Mogiła. Pewnie gdy ją budowali to granice miasta znajdowały sie daleko stąd a o Nowej Hucie jeszcze sie nie śniło...
Niedaleko stamtad napotykamy polny tramwaj- taki jak lubie najbardziej- z jednym, okrągłym swiatełkiem.
Wyłazimy tez na Kopiec Wandy i zjezdzamy z niego na kuprach
A wokół wiją sie drogi, na ktorych mozna zapomniec, ze znajdujemy sie w wielkim miescie...
I kilka migawek z roznych okolic... Tramwaj po burzy
Prawdziwe, pachnące lato na torowisku.
Taki parking to ja rozumiem!