Karta wędkarska i opłaty za wędkowanie na wodach
Moderator: Moderatorzy
Ustalmy może jedno - czy chodzi o chodzenie NA ryby czy PO ryby?Jarek pisze:W sumie tylko za obietnicę złapania ryby. Są zbiorniki prywatne, które za dużo niższą kwotę zapewniają sukces za każdym razem.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Jaki to Polski Związek Wędkarski, to jest po prostu banda cwanych nierobów która znalazła sobie świetny sposób na życie czyimś kosztem.Należało by to rozpędzić na cztery strony świata i zwyczajnie stworzyć możliwość wykupienia licencji w określonym miejscu.Dobrać się do du... kłusolom i będziemy mogli spokojnie oddać się wędkowaniu. Podobnie z PZŁ.
Pozdrawiam,
SZELINIAK
SZELINIAK
Dokładnie tak... ale te relikty PRL-u trzymają się mocno i jeszcze ciągle dorabiają ideologię o misji,co roku podwyższając haracz na ciepłe posadki...Hej!szeliniak pisze:Jaki to Polski Związek Wędkarski, to jest po prostu banda cwanych nierobów która znalazła sobie świetny sposób na życie czyimś kosztem.Należało by to rozpędzić na cztery strony świata i zwyczajnie stworzyć możliwość wykupienia licencji w określonym miejscu.Dobrać się do du... kłusolom i będziemy mogli spokojnie oddać się wędkowaniu. Podobnie z PZŁ.
"To duch buduje sobie ciało" - Fryderyk Schiller
Nigdy wysokość oplaty nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Do głowy by mi tez nie przyszło przeliczanie jej na kg złapanych ryb. Nie za to płaciłem. A przez kilka ostatnich lat łowienia zdawałem rejestry z jednym wspólnym wpisem: "złowione ryby zostały wypuszczone". Od 4 lat jestem w separacji z wędkami ale z tego co wiem to coraz więcej kolegów z Koła robi tak samo.
Ja też tak mam...Hej!Szarlej pisze:Nigdy wysokość oplaty nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Do głowy by mi tez nie przyszło przeliczanie jej na kg złapanych ryb. Nie za to płaciłem. A przez kilka ostatnich lat łowienia zdawałem rejestry z jednym wspólnym wpisem: "złowione ryby zostały wypuszczone". Od 4 lat jestem w separacji z wędkami ale z tego co wiem to coraz więcej kolegów z Koła robi tak samo.
"To duch buduje sobie ciało" - Fryderyk Schiller
- Rafał i Ania
- zastępca nadleśniczego
- Posty: 3056
- Rejestracja: niedziela 16 sty 2011, 21:07
nic dodać nic ująćszeliniak pisze:Jaki to Polski Związek Wędkarski, to jest po prostu banda cwanych nierobów która znalazła sobie świetny sposób na życie czyimś kosztem.Należało by to rozpędzić na cztery strony świata i zwyczajnie stworzyć możliwość wykupienia licencji w określonym miejscu.Dobrać się do du... kłusolom i będziemy mogli spokojnie oddać się wędkowaniu. Podobnie z PZŁ.
Siedzą na Wall Street panowie z pejsami
mozolnie pracują nad zerami
do zera wciąż doliczają zera
to się nazywa finansjera (G.M.)
mozolnie pracują nad zerami
do zera wciąż doliczają zera
to się nazywa finansjera (G.M.)
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33872
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Jestem bardzo źle nastawiony do działaczy PZW, ale może miałem dotąd pecha i tylko z takimi się spotykałem, z jakimi spotkać bym się nie chciał. Sam nawet próbowałem być działaczem lokalnym z myślą, że coś zmienię, a może zrozumiem (komisja rewizyjna lokalnego Koła) ale szybko wymiękłem i po trzaśnięciu drzwiami w postaci listu otwartego do Zarządu wyszedłem z tego interesu. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu list został odczytany na walnym zebraniu (pewnie musiał, bo kopię wysłałem do struktur wojewódzkich Związku) ale niczego nie zmienił w działalności Zarządu Koła, bo i nie mógł zmienić. Jeśli brak chętnych do pracy społecznej to i nikt i nic nie zmieni starych działaczy i ich skostniałego toku myślenia.
W takim układzie niemałe składki wszystkich członków PZW finansują utrzymywanie struktur i mało efektywną gospodarkę zarybieniową.
Do PZW wstąpiłem w 1976 roku. Tym, których wtedy jeszcze nie było na świecie przypomnę, że w kraju panował wtedy realny socjalizm, rzekami płynęło więcej ścieków niż wody, w każdej wsi opodal wody wszyscy korzystali z niepisanych przywilejów łowienia w dowolny sposób w dowolnym czasie dowolnych ilości ryb. Milicji to nie interesowało, Straż Rybacka, jeżeli funkcjonowała, to chyba w podziemiu, bo nie pamiętam, aby mnie kiedykolwiek ktoś w tamtym czasie nad wodą kontrolował. Łowiło się na bambusowe wędki, kołowrotki z ruchomą szpulą i żyłki z Gorzowa o średnicy zaczynającej się od 0,30 mm. Pamiętam, jak na przypony rozplatałem ... żyłkową siatkę na zakupy rodziców, bo była wielokolorowo barwiona i z kumplami stwierdziliśmy, że lepszej "tęczówki" nigdzie nie znajdziemy. Dostępne spławiki - korki typu bomba i stosiny gęsich piór. Błystki - ciężkie Gnomy, Algi i Kalewy, którymi przy nieumiejętnym wyrzucie można było zabić łowiącego obok kolegę. Wirówki Mepps oglądało się z pożądaniem przez szyby Pewexu, czyli sklepu w którym można było kupować za dolary, których nie można było posiadać. Polskie imitacje tych wyrobów były równie łądne i kolorowe, ale ... nie chciały się kręcić.
Piszę o tym dla przypomnienia starszym i informacji młodszych ponieważ jak sobie to przypomnę, to aż dziw mnie bierze, że wtedy żyły ryby, które chciały na coś takiego się łapać. I w tych latach siedemdziesiątych takim sprzętem w rzekach i jeziorach gdzie nie powinno nic żyć, łowiłem swoje pierwsze ryby, a zaraz później drugie ryby, a te były już dużo piękniejsze od ryb łowionych dzisiaj. Wtedy w Wiśle złowiłem jedyną swoją "medalową" rybę - bolenia pod cztery kilo, a dwukilowe szczupaki czy sandacze były normą. No i piękne płocie czy jazie po pół kilo, do tego brzany, wzdręgi liny... Jak tak sobie to przypominam i porównuję, to po roku 1990 złowiłem tylko ładniejsze leszcze i okonie, ale to sprzętem wydającym się stworzonym przez NASA w porównaniu z dawnymi bambusami. A przecież nie spędzałem nad wodą wcale tak dużo więcej czasu, a na dodatek wyprawa na ryby to była wtedy Wyprawa przez duże W. Jechało się nad Wisłę czy Tyśmiennicę ponad 50 km autobusem, czy pociągiem i potem szło się jeszcze kilka kilometrów piechotą.
A później zaczęły się te różne rejestry połowów, coraz wyższe składki, licencje na łowiska specjalne, prywatne jeziora i odcinki rzek. Na pewno poprawiła się czystość wód płynących, PZW ma więcej pieniędzy na zarybianie, co by nie mówić to Straż Rybacka jest realną groźbą dla kłusowników i nieetycznych wędkarzy, sprzęt mamy bez porównanie skuteczniejszy, no to czemu tak słabo jest z wynikami połowów? Presja wędkarzy? Może, chociaż mnie nie wydaje się, żeby aż tak ich przybyło nad wodą. Pewnie liczka członków PZW jest wyższa niż 40 lat temu, ale czas jaki spędzają w ciągu roku nad wodą bardzo się skrócił - tempo życia i walka o byt powodują, że nad wodą bywa się rzadziej i szybciej znad niej wraca - to już nie Pe-eR-eL.
Płacę te dwie stówki rocznie i będę płacił jako taki haracz dopóki będę miał szansę na spędzenie kilku dni w roku w spokoju, w pięknych okolicznościach przyrody i z minimalną nawet nadzieją na złowienie czegokolwiek. Pracuję i stać mnie na taki luksus, ale dla młodych to chyba bardzo duży wydatek. Nie specjalnie więc się dziwię, że przeliczają złowione ryby na złotówki i usiłują samych siebie przekonać, że taki układ wciąż ma sens. Z jednej strony ich rozumiem, ale z drugiej im współczuję...
W takim układzie niemałe składki wszystkich członków PZW finansują utrzymywanie struktur i mało efektywną gospodarkę zarybieniową.
Do PZW wstąpiłem w 1976 roku. Tym, których wtedy jeszcze nie było na świecie przypomnę, że w kraju panował wtedy realny socjalizm, rzekami płynęło więcej ścieków niż wody, w każdej wsi opodal wody wszyscy korzystali z niepisanych przywilejów łowienia w dowolny sposób w dowolnym czasie dowolnych ilości ryb. Milicji to nie interesowało, Straż Rybacka, jeżeli funkcjonowała, to chyba w podziemiu, bo nie pamiętam, aby mnie kiedykolwiek ktoś w tamtym czasie nad wodą kontrolował. Łowiło się na bambusowe wędki, kołowrotki z ruchomą szpulą i żyłki z Gorzowa o średnicy zaczynającej się od 0,30 mm. Pamiętam, jak na przypony rozplatałem ... żyłkową siatkę na zakupy rodziców, bo była wielokolorowo barwiona i z kumplami stwierdziliśmy, że lepszej "tęczówki" nigdzie nie znajdziemy. Dostępne spławiki - korki typu bomba i stosiny gęsich piór. Błystki - ciężkie Gnomy, Algi i Kalewy, którymi przy nieumiejętnym wyrzucie można było zabić łowiącego obok kolegę. Wirówki Mepps oglądało się z pożądaniem przez szyby Pewexu, czyli sklepu w którym można było kupować za dolary, których nie można było posiadać. Polskie imitacje tych wyrobów były równie łądne i kolorowe, ale ... nie chciały się kręcić.
Piszę o tym dla przypomnienia starszym i informacji młodszych ponieważ jak sobie to przypomnę, to aż dziw mnie bierze, że wtedy żyły ryby, które chciały na coś takiego się łapać. I w tych latach siedemdziesiątych takim sprzętem w rzekach i jeziorach gdzie nie powinno nic żyć, łowiłem swoje pierwsze ryby, a zaraz później drugie ryby, a te były już dużo piękniejsze od ryb łowionych dzisiaj. Wtedy w Wiśle złowiłem jedyną swoją "medalową" rybę - bolenia pod cztery kilo, a dwukilowe szczupaki czy sandacze były normą. No i piękne płocie czy jazie po pół kilo, do tego brzany, wzdręgi liny... Jak tak sobie to przypominam i porównuję, to po roku 1990 złowiłem tylko ładniejsze leszcze i okonie, ale to sprzętem wydającym się stworzonym przez NASA w porównaniu z dawnymi bambusami. A przecież nie spędzałem nad wodą wcale tak dużo więcej czasu, a na dodatek wyprawa na ryby to była wtedy Wyprawa przez duże W. Jechało się nad Wisłę czy Tyśmiennicę ponad 50 km autobusem, czy pociągiem i potem szło się jeszcze kilka kilometrów piechotą.
A później zaczęły się te różne rejestry połowów, coraz wyższe składki, licencje na łowiska specjalne, prywatne jeziora i odcinki rzek. Na pewno poprawiła się czystość wód płynących, PZW ma więcej pieniędzy na zarybianie, co by nie mówić to Straż Rybacka jest realną groźbą dla kłusowników i nieetycznych wędkarzy, sprzęt mamy bez porównanie skuteczniejszy, no to czemu tak słabo jest z wynikami połowów? Presja wędkarzy? Może, chociaż mnie nie wydaje się, żeby aż tak ich przybyło nad wodą. Pewnie liczka członków PZW jest wyższa niż 40 lat temu, ale czas jaki spędzają w ciągu roku nad wodą bardzo się skrócił - tempo życia i walka o byt powodują, że nad wodą bywa się rzadziej i szybciej znad niej wraca - to już nie Pe-eR-eL.
Płacę te dwie stówki rocznie i będę płacił jako taki haracz dopóki będę miał szansę na spędzenie kilku dni w roku w spokoju, w pięknych okolicznościach przyrody i z minimalną nawet nadzieją na złowienie czegokolwiek. Pracuję i stać mnie na taki luksus, ale dla młodych to chyba bardzo duży wydatek. Nie specjalnie więc się dziwię, że przeliczają złowione ryby na złotówki i usiłują samych siebie przekonać, że taki układ wciąż ma sens. Z jednej strony ich rozumiem, ale z drugiej im współczuję...
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
Składka na PZŁ w tym roku wyniosła 300zł w tym kilkanaście zł ubezpieczenie. Też w sumie za nic, bo większość myśliwych poluje tylko w swoich kołach do których płaci drugą składkę.
Na kartę wędkarską zdawałem jakieś naście lat temu i zapłaciłem składkę i zezwolenie na połów za jeden rok. Czy mogę wykupić jakąś opłatę weekendową, albo wakacyjną bez zdawania drugi raz egzaminu i płacenia składki za cały rok?
Na kartę wędkarską zdawałem jakieś naście lat temu i zapłaciłem składkę i zezwolenie na połów za jeden rok. Czy mogę wykupić jakąś opłatę weekendową, albo wakacyjną bez zdawania drugi raz egzaminu i płacenia składki za cały rok?
Różnica między ekologiem, a ekofilem jest mniej więcej taka jak miedzy pedagogiem a pedofilem....
W PZŁ od 1988...
ale bambusy i polskie żyłki przerabiałem (z polsportu)
ba nawet łowiłem na starą Ojca klejonkę...
rzeka Bug przed wschodem słońca... leszcze..., łowione na bolonkę...
Składki w zeszłym roku nie zapłaciłem w tym też. Wykopałem 10 arowy staw i mam ich w...
Fakt stojąca woda - proszona ryba.
Jednak jak się policzy te 200-300 zł na kartę na 10 lat to 1/2 kosztów kopania stawu a mój staw jest przepływowy to i woda w miarę OK
Mnie w PZW "dobiły" rejestry połowów - niby idea słuszna w założeniach ale z tym zarybianiem to chyba nic wspólnego nie ma
P.S. Kołowrotek o ruchomej szpuli ma tę zaletę, że nie "plącze" żyłki
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33872
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Oj, chyba nie spinningowałeś zestawem z takim kołowrotkiem! Najlepsze były radzieckie, o kilku średnicach, spinigowyje katuszki. Zanim się wyczuło z jaką siłą dociskać palcem szpulę celem jej płynnego hamowania przy wyrzucie to trzeba było spędzić kilka godzin na rozplątywaniu żyłki. Bo nie było żyłki nie do rozplątania, co zresztą, biorąc pod uwagę ich średnicę i sztywność, nie jest takie dziwne.Fichtel pisze:Kołowrotek o ruchomej szpuli ma tę zaletę, że nie "plącze" żyłki
Kretynizm przez debilizm! Gdyby ten system do czegoś pozytywnego prowadził to sam bym biegał po brzegu i sprawdzał wpisy. Wątpię czy dzisiaj ktokolwiek jeszcze to analizuje, a nawet jeśli, to co z tego wynika?Fichtel pisze:Mnie w PZW "dobiły" rejestry połowów
Ja przestałem opłacać wody górskie, jak nakazało coby spiłowywać zadziory w muchach i błystkach. Ale haracz za nizinne płacę i płacić będę dopóki będą właśnie takie miejsca jak Bug czy Narew o świcie. Staw? Bez jaj, to tylko dla większej szansy zjedzenia świeżej ryby, co też jest dla mnie jedną z wędkarskich atrakcji. No, chyba, że staw o klimacie zalewu Solińskiego, to tak, jak najbardziej!
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
...
Staw = erzac
w 100% zgoda
ale płacenie na PZW to zbrodnia, więc co lepsze?
RZEKA o świcie, płynąca woda, opar unoszący się o brzasku, spławik płynący na przepływankowym stanowisku, plusk kul zanętowych...
tego nie da się niczym zastąpić ale Polska to nie Wielka Brytania jeśli chodzi o wędkarstwo, więc "płacenie" za przywilej relaksu nad rzeką to dla wytrwałych fanatyków lub wyluzowanych wędkarzy.
Może tak obywatelska inicjatywa celem powołania KLUBÓW wzorem GB? ...?
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33872
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
No, taka z przymrużeniem oka. To nie jest (PZW) organizacja zbrodnicza, tylko dziadowska. Taka jak PZPN tylko w innej skali. Nie da się walczyć z całym dziadostwem tego świata, więc pomimo świadomości dziadostwa nie zostanę wojownikiem w świętej sprawie. Nie udam się też na wewnętrzną emigrację i nie przestanę wędkować w geście sprzeciwu, bo to zbyt ważna dla mnie część mojej aktywności. Jak Rybowicz w swoim wierszu (śpiewanym przez SDM): mówię tak - i odwalcie się wszyscy ode mnie! Czyli :macie te dwie stówy i od*******cie się!Fichtel pisze:płacenie na PZW to zbrodnia
Ale to, że nie idę na czołgi z wiązką granatów nie znaczy, że nie przyłączę się do sensownej partyzantki. Najpierw jednak trzeba by podyskutować o jakichś formach zorganizowania tego całego wędkarskiego interesu, bo sama intencja rozpieprzenia czegoś bo jest do dupy, bez wewnętrznego przekonania, że wie się jak być powinno - to mnie nie interesuje.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
A PZW nie od takich klubów się zaczęło?Fichtel pisze:Może tak obywatelska inicjatywa celem powołania KLUBÓW wzorem GB?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.