Pod koniec kwietnia, wracając z innych czeskich wojaży, postanowiliśmy zahaczyć o Góry Łużyckie, które sobie wypatrzyłam na mapie. Jeszcze niedawno słowo "łużyckie" kojarzyło mi się jedynie z "dopalającą się styrtą" Wstyd przyznać, ale w ogóle nie wiedziałam o istnieniu takowych gór, umiejscowionych gdzieś na czesko-niemieckim pograniczu. Nie są one zbyt wysokie, bo chyba max. 700 m, ale jest dużo skałek i widoki przy tej wysokości o dziwo są rozległe i takie całkiem "górskie".
Główną przyczyną, która nas tu sprowadziła, jest pas bunkrów, który się tu wije szczytami, zboczami i dolinami. O napotkanych na trasie omszałych betonach będzie osobna relacja. Tu będzie o wszystkim innym na naszej trasie co akurat bunkrem nie było, a też się nam spodobało.
Na wycieczkę ruszamy z okolic wioski Horni Sedlo. Mijamy Horni Skaly, które są bardzo lubiane przez wspinaczy.
Dalej w lasach nie brakuje też innych, pomniejszych skałek.
Muszą tu występować jakieś krasnoludki lub inne elfy, bo spotykamy takie przykłady leśnej architektury drewnianej.
Pierwszy dłuższy postój robimy na rosochatym kamulcu zwanym Vrani Skaly.
Oglądamy widoczki na okoliczne miasta i wsie. Jak widać teren jest dość gęsto zaludniony.
Dla każdego mamy jakiś przysmaczek do spożycia na miłych, wygrzanych skałach.
A tak poza tym to wędrujemy głównie przez świerkowe lasy. Co w nich zwraca uwagę to ogromne kontrasty - chłodna cienistość połączona z bardzo jasnymi przebłyskami. Może przez to robią się trochę takie wieczorne kolory - mimo że to sam środek dnia?
I myk! Znowu skałka znienacka!
A czasem dla odmiany wąwóz. Jakiś taki rudy i osypisty. Można też użyć na korzeniach.
W tle co chwile gdzieś przeziera szpikulec Ještěda.
Między drzewami miga też balkonik na szczycie wzgórza zwanego Popova Skala. Tam właśnie idziemy.
Tabliczka sugeruje, że ścieżka będzie stroma
Wędrujemy przez tajemniczy las. Myślę, że świetnie by wyglądał nocą w świetle latarki.
https://blogger.googleusercontent.com/i ... CN9134.JPG
A tu już widać naszą skałkę.
Popova Skała to ogólnie raj złomiarza. Sporo tu wszelakiego żelastwa wystaje z jej różnych stron.
Można się poczuć jak idąc do okienka kasy PKP w niektórych miastach - choć tam zazwyczaj labirynty robią z taśm, a nie barierek.
Widoki są fajne np. na dymiące kominy! Wszystko wskazuje na to, że to już polska strona i elektrownia Turów połozona nad wielką jamą, której kawałek też można dostrzec.
Acz to miejscówka nie tylko dla miłośników industrialu. Dla tych co jednak wolą oglądać góry - też Popova Skała ma coś do zaoferowania.
Oprócz owej masy różnych "ostrzyc", których nazwać nie potrafię (ale mam nadzieję, że się niebawem tam wybierzemy) można też sobie przyzoomować ośnieżone zbocza Karkonoszy czy szpiczatego Jesteda.
Na mały piknik rozsiadamy się na pobliskiej skałce, ale takiej, gdzie poręcze i schody nie przysłaniają świata wokół. I od razu jakoś tak przyjemniej!
Na powrocie gubimy się jeszcze w różnych skalnych labiryntach. Czego jak czego, ale skał to w tych Czechach nie brakuje!
Nocujemy na leśnym parkingu przy bunkrze, niedaleko wsi Horni Sedlo.
Rano jeszcze znajdujemy jakieś skałki w pobliskim lesie.
A potem już suniemy w stronę domu. Po drodzę, w miejscowości Mníšek, spotykamy jeszcze taką rosochatą panią. Piękna, a jednocześnie trochę przerażająca. Jakoś od razu przypomniał mi się duch drzewa i mój ulubiony film "Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków". No ale to całkiem nie te rejony
Tym dziwniejszy wydaje mi się opis na cokole pomnika - bo on dotyczy... rzeki.. Tej, która przepływa przez Mníšek i czasem jest spokojna, a innym razem nie... Musi za tym stać jakaś ciekawa historia.
cdn
Góry Łużyckie (2024)
Moderator: Moderatorzy
Re: Góry Łużyckie (2024)
W Górach Łużyckich napotykamy sporą ilość małych bunkierków, bardzo podobnych do tych tzw. rzopików, które odwiedzaliśmy już w Górach Orlickich: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... iecej.html (a nawet w jednym tam spaliśmy Chyba te łużyckie muszą mieć podobną historię. Pewnie też pochodzą z lat 30tych, były budowane do ochrony granic i tak wyszło, że ostatecznie w żadnych bojach nie brały udziału. Ponoć podobnych obiektów zbudowano w Czechach około 10 tysięcy, więc przygraniczny las najeżony betonem nie jest tu niczym dziwnym.
W kwietniu wędrujemy pomiędzy wioską Horni Sedlo a Popovą Skałą. Szukamy leśnego betonu przy szlakach, ścieżkach i zupełnie w chaszczach.
Pierwszy napotkany bunkier stoi sobie na porębie, więc widać go z daleka.
Beton nieco omszał, ale żadne drzewa/krzaki na nim nie rosną. Nie ma się więc czego złapać i nie udaje mi się wleźć na górę. A dzielny kabak mimo wszystko sobie poradził.
W środku o dziwo całkiem czysto, jak na miejsce leżące przy samym szlaku. Jakieś pojedyncze puszki się walają, ale miło, że nikt nie nasrał. Metalowych kawałków też całkiem sporo.
Drugi okaz na naszej trasie jest położony dużo ładniej, bo w miejscu gdzie się jeszcze zachowało trochę drzew.
Tu i mnie się udało posiedzieć na dachu!
Różniste detale.
Wnętrza podobne do poprzedniego, ale bardziej najeżone gwoździami i porosłe pajęczyną.
Ścieżka ku bunkrom.
Tu jakieś kolejne, które jakoś nie wbiły się nam szczególnie w pamięć, ale posiedzieć sobie na miękkim mchu pomieszanym z aromatycznym igliwiem - napewno nie zawadzi.
Ten wyróżniał się tym, że dość malowniczo wkomponowano go w pagórek.
Na tym szczycie powinien się czaić następny!
O! Gdzieś tu!
Radość ze znalezienia mąci nieco fakt, że obiekt okazuje się zamknięty....
Ktoś go sobie zagospodarował. Patelnie, leżaczki...
Za kratę wsadzona jest wizytówka: "w celu zakupu zadzwoń pod wskazany adres". No więc jakby ktoś chciał nietypowy letni domek - to wie gdzie się zwróćić
Gdzieś dalej w lesie takowy siedzi w błotnistym pagórku.
Inny przyhołubili sobie myśliwi. To duże ułatwienie w budowie ambony!
Kolejny jest tak zarośnięty, że tylko ja się decyduje do niego podejść tzn. podjąć walkę z jeżynami, które wyjątkowo bujnie porosły dawną porębę. To bardzo wybuchowa mieszanina - najpierw wpadasz w wielką rozpadlinę między jakimiś niewidocznymi korzeniami, a gdy się próbujesz wydostać - walczysz nie tylko z gałęziami, ale i z tysiącem kolczastych pędów. Po kiego diabła ja tu lazłam???
Inni w tym czasie odkrywają tajne skrytki. W sumie to chyba okazuje się być lepszą opcją niż wyrywanie sobie mięsa korzeniami i jeżynami
Następny bunkier robi na nas największe wrażenie! Robi za podmurówkę, ale już nie dla byle ambony, ale dla prawdziwej, wypaśnej chatki! Nawet z piecykiem! Niestety chatka jest zamknięta. A już w głowie pojawiły się plany noclegu w środku Cóż... nie tym razem...
A w samym bunkrze - drewutnia!
Potem mijamy taki leśny. Przyjemny. Bryła betonu wśród opasłych świerków.
No i ostatni na tej naszej trasie - przy samym parkingu. I najmniej godny uwagi, bo owiany intensywnym aromatem - robiący za kibel. Zresztą "pole minowe" otacza go również z zewnątrz...
Dwa miesiące później wracamy w Góry Łużyckie i znów kilka bunkierków wpadło do kolekcji.
W drodze do ruin zamku Milštejn.
Ten zachwycił nas tym, że utopiony był w naparstnicach.
Ten by się nadał, aby mu na dachu namiot rozbić. No i takie fajne, widokowe miejsce!
W środku każdy bunkierek jest dosyć powtarzalny i podobny do poprzedniego. Czasem jednak coś się trafi oryginalnego - np. ładne nacieki!
Okolice stacyjki Jedlova. Kilka kolejnych, śródleśnych okazów.
W kwietniu wędrujemy pomiędzy wioską Horni Sedlo a Popovą Skałą. Szukamy leśnego betonu przy szlakach, ścieżkach i zupełnie w chaszczach.
Pierwszy napotkany bunkier stoi sobie na porębie, więc widać go z daleka.
Beton nieco omszał, ale żadne drzewa/krzaki na nim nie rosną. Nie ma się więc czego złapać i nie udaje mi się wleźć na górę. A dzielny kabak mimo wszystko sobie poradził.
W środku o dziwo całkiem czysto, jak na miejsce leżące przy samym szlaku. Jakieś pojedyncze puszki się walają, ale miło, że nikt nie nasrał. Metalowych kawałków też całkiem sporo.
Drugi okaz na naszej trasie jest położony dużo ładniej, bo w miejscu gdzie się jeszcze zachowało trochę drzew.
Tu i mnie się udało posiedzieć na dachu!
Różniste detale.
Wnętrza podobne do poprzedniego, ale bardziej najeżone gwoździami i porosłe pajęczyną.
Ścieżka ku bunkrom.
Tu jakieś kolejne, które jakoś nie wbiły się nam szczególnie w pamięć, ale posiedzieć sobie na miękkim mchu pomieszanym z aromatycznym igliwiem - napewno nie zawadzi.
Ten wyróżniał się tym, że dość malowniczo wkomponowano go w pagórek.
Na tym szczycie powinien się czaić następny!
O! Gdzieś tu!
Radość ze znalezienia mąci nieco fakt, że obiekt okazuje się zamknięty....
Ktoś go sobie zagospodarował. Patelnie, leżaczki...
Za kratę wsadzona jest wizytówka: "w celu zakupu zadzwoń pod wskazany adres". No więc jakby ktoś chciał nietypowy letni domek - to wie gdzie się zwróćić
Gdzieś dalej w lesie takowy siedzi w błotnistym pagórku.
Inny przyhołubili sobie myśliwi. To duże ułatwienie w budowie ambony!
Kolejny jest tak zarośnięty, że tylko ja się decyduje do niego podejść tzn. podjąć walkę z jeżynami, które wyjątkowo bujnie porosły dawną porębę. To bardzo wybuchowa mieszanina - najpierw wpadasz w wielką rozpadlinę między jakimiś niewidocznymi korzeniami, a gdy się próbujesz wydostać - walczysz nie tylko z gałęziami, ale i z tysiącem kolczastych pędów. Po kiego diabła ja tu lazłam???
Inni w tym czasie odkrywają tajne skrytki. W sumie to chyba okazuje się być lepszą opcją niż wyrywanie sobie mięsa korzeniami i jeżynami
Następny bunkier robi na nas największe wrażenie! Robi za podmurówkę, ale już nie dla byle ambony, ale dla prawdziwej, wypaśnej chatki! Nawet z piecykiem! Niestety chatka jest zamknięta. A już w głowie pojawiły się plany noclegu w środku Cóż... nie tym razem...
A w samym bunkrze - drewutnia!
Potem mijamy taki leśny. Przyjemny. Bryła betonu wśród opasłych świerków.
No i ostatni na tej naszej trasie - przy samym parkingu. I najmniej godny uwagi, bo owiany intensywnym aromatem - robiący za kibel. Zresztą "pole minowe" otacza go również z zewnątrz...
Dwa miesiące później wracamy w Góry Łużyckie i znów kilka bunkierków wpadło do kolekcji.
W drodze do ruin zamku Milštejn.
Ten zachwycił nas tym, że utopiony był w naparstnicach.
Ten by się nadał, aby mu na dachu namiot rozbić. No i takie fajne, widokowe miejsce!
W środku każdy bunkierek jest dosyć powtarzalny i podobny do poprzedniego. Czasem jednak coś się trafi oryginalnego - np. ładne nacieki!
Okolice stacyjki Jedlova. Kilka kolejnych, śródleśnych okazów.