Wariacje nt. leśnego munduru
Moderator: Moderatorzy
- Blues Brothers
- nadleśniczy
- Posty: 5617
- Rejestracja: niedziela 31 mar 2013, 17:46
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Ale się czepiacie(my)
Niech każdy w lustro spojrzy...
Niech każdy w lustro spojrzy...
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Jeszcze by pękło, albo i co gorszego ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
-
- zastępca nadleśniczego
- Posty: 3767
- Rejestracja: wtorek 05 lut 2013, 17:21
- Lokalizacja: Węgorzyno
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
To nie czepianie. To wymianą materiałów w ramach samoedukacji. Przecież koledzy piszą że z ceremoniałem nie można się zapoznać a należy stosować.
-
- inżynier nadzoru
- Posty: 1815
- Rejestracja: wtorek 03 sie 2021, 19:40
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Może zakopanie kamienia węgielnego
-
- inżynier nadzoru
- Posty: 1815
- Rejestracja: wtorek 03 sie 2021, 19:40
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
„Zdjęcia z erekcji węgla kamiennego przed siedzibą budowy nowego nadleśnictwa w Józefowie.”
Kamienia węgielnego
Kamienia węgielnego
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
A wiecie czym różni się kamień węgielny od węgla kamiennego...?
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Wirtualny uścisk dłoni dla tego co odpowie
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
-
- zastępca nadleśniczego
- Posty: 2596
- Rejestracja: środa 19 lip 2023, 08:54
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Kamień węgielny może być z węgla kamiennego.
Odwrotnie tylko w przypadku ze zdania poprzedniego .
Tak, że: To, tamto, ten, tego, ten....
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Nie...tumanleśny pisze: ↑piątek 24 lis 2023, 20:29Kamień węgielny może być z węgla kamiennego.
Odwrotnie tylko w przypadku ze zdania poprzedniego .
Szukamy dalej...
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Według klasyka tym samym co spanie w Szczawnicy od szczania w piwnicy
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Erekcja kamienia węgielnego czy kamienna erekcja za węgłem - to bez znaczenia. Najważniejsze, że w uroczystości wziął udział eMeR, czyli minister Romanowski Marcin.
Bez niego by się nie liczyło.
Bez niego by się nie liczyło.
Martwe drewno (drzewo) to symbol zła i grzechu, nienawiści. Ks. Tomasz Duszkiewicz
-
- inżynier nadzoru
- Posty: 1815
- Rejestracja: wtorek 03 sie 2021, 19:40
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Najśmieszniejsze jest to, że to nie było wmurowanie czy erekcja kamienia węgielnego czy węgla kamiennego a poświęcenie frakcji kamiennej.
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Ściskam wirtualnie.
Nie wiem dlaczego ale jak patrzę na te buty w "nowym umundurowaniu", to mam różne skojarzenia od Niemiec z końca lat 30stych ubiegłego wieku, po takie właśnie "węgle kamienne"...
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
My to na dole jak takie pacynki do występów publicznych.
Najgorsze, że jak się patrzy na te fotki ubiór jednolitości nie przypomina...
Najgorsze, że jak się patrzy na te fotki ubiór jednolitości nie przypomina...
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Ja tam nie wiem, ale we mnie nikt swoich łap nie wsadza...
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
no tak, może...
Może marionetka...
Nie ważne - wiadomo o co chodzi, nie?
DT=>Podleśniczy<=>Leśniczy
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
"Co się polepszy, to się popieprzy. Co się zbuduje, to się zrujnuje. Co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali."
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Dyrektor wygląda w tej czapce jak pracownik terenowy szykujący się do wyznaczania trzebieży. Słabo.
"Czasami mam wrażenie, że przeciętny Polak uważa, że jak jego sąsiad złamie nogę, to jemu się będzie lepiej chodzić". Kayah
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33828
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Jakie fajne czasy wreszcie nadeszły! Na początku mojej kariery zawodowej szczytem luksusu, ale i leśnego szpanu, była czapka uszanka (z obowiązującym wówczas godłem) i fufajka na watolinie. Kurteczka "olimpijka" pozwalała odróżnić "starych" leśników od młodzieży leśnej, zresztą wiek tu miał niewiele znaczenia. Jedynym codziennym elementem umundurowania, znakiem że niechybnie z leśnikiem miało się zaszczyt właśnie spotkać, była czapka maciejówka, z której zaraz po wyfasowaniu z magazynu wyjmowało się tekturowy usztywniacz i szło do doświadczonego kolegi aby pomógł nadać jej luzacki sznyt poprzez odpowiednie jej uformowanie. Zresztą jednorazowe formowanie niewiele dawało, o czapkę trzeba było codziennie dbać układając ją odpowiednio po pracy na odpoczynek.
Pewnie po pół roku pracy (żadnej służby leśnej jeszcze nie było) magazynier z nadleśnictwa dowiózł wreszcie upragnioną przeze mnie (tak, tak - nie zamierzam się tego wstydzić!) marynarkę mundurową w moim rozmiarze (a rozmiar wtedy miałem dość standardowy) bo pierwszą otrzymałem w rozmiarze krasnalowym, żeby tylko na sztukę było w ewidencji że dostałem. Panie bagienny, proooszę ją schować w szafie a ja jak będzie pana rozmiar to pobiorę z głównego magazynu i wymienimy! - obiecywał pan Staszek, wtedy magazynier, a chwilę później zawiadowca głównej stacji BKL, czym wszedł do bieszczadzkiej legendy i do dziś można go na starszych filmach zobaczyć. No i wiosną marynarki do magazynu OZLP "doszły", pan Staszek dowiózł tarpanem nowy towar do magazynu nadleśnictwa, a ja wyfasowałem wreszcie swój rozmiar. Co prawda patki do munduru przyjechały dla mnie takie jakie były wyszczególnione w złożonym zapotrzebowaniu kilka miesięcy wcześniej, czyli podleśniczego, a ja już trzeci miesiąc leśniczym byłem, ale to był już drobiazg. Za kilka tygodni pan Staszek znów pojechał do OZLP (tym razem pozyskaną skądyś dla nadleśnictwa sanitarką na bazie fiata 125p kombi, bo tarpan się znów rozkraczył) i się patki wymieniło na aktualne. Dwanaście lat je z dumą nosiłem i do dziś leżą jak relikwia w którejś szufladzie.
Przez pierwszą dekadę swej pracy mundur zakładało się tylko na dwie okoliczności - na naradę i przy pogrzebie któregoś z kolegów leśników. Ja założyłem go jeszcze na jedną okoliczność - do kościoła na chrzest córki! Oczywiście z zieloną koszulą, bo te białe do munduru wymyślono głupio sporo później.
Pamiętam, że mundur leśnika wzbudzał wtedy we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony dumę i satysfakcję, że mogę go nosić, a z drugiej te nieprzyjemne uczucie pod koniec narady przechodzące w torturę - kłucie, łaskotanie i pieczenie w miejscach gdzie przez podszewkę marynarki przebijało się z rozklejającego się usztywnienia końskie włosie...
Tak było w latach 80-tych XX wieku w Bieszczadach, jak gdzie indziej tego nie wiem. Chyba trochę inaczej, sądząc bodaj po pewnej reakcji leśniczego, który przybył do nas ze Śląska.
Narada, jedna z pierwszych dla pana Jurka Giemzy (niestety, już świętej pamięci...) który w glorii niepokornego przyjechał dokończyć karierę zawodową związaną do tej pory ze Śląskiem.
(Podaję nazwisko, bo może ktoś, choćby Capri, z Jurkiem się spotkał albo chociaż o takim słyszał)
Narada trwa już pewnie ze dwadzieścia minut jak wchodzi leśniczy Giemza.
- Oooo, i pan leśniczy z Solinki raczył nas zaszczycić obecnością - nadleśniczy przerywa opieprz wpół kwestii by z właściwą sobie swadą i kulturą przywitać spóźnialskiego. Nie miał się zamiaru jednak czepiać, bo Solinka to bardzo odległe leśnictwo, leśniczówka na końcu świata, a tu śnieg wali, że świata tego nie widać. Pewnie jakby pan Jurek nie dotarł, to by go nie zdziwiło. Ale Giemzę uwaga szefa dotknęła, a że gość był pyskaty i bez zahamowań w stosunku do przełożonych, to wypalił:
- A tak, panie nadleśniczy, spóźniłem się bo nie wiedziałem jak się ubrać!
Patrzymy na Giemzę, a on ubrany na naradę chyba najlepiej z nas wszystkich. Zielona koszula wprost spod żelazka Maryśki, jego żony, tak jak i spodnie z kantem jak brzytwa, olimpijka czysta, a do tego krawat nawet... Spodnie co prawda do kolan zmoczone, ale przecież wiadomo, że śniegu na Solince zawsze najwięcej i leży najdłużej. Nie dalej jak dwa miesiące temu, gdy Giemzom do leśniczówki prowiant saniami z parku konnego trzeba było dowieźć, bo ich tam całkiem zasypało, to wozak konie poranił, bo zapomniał, że leśniczówka siatką jest ogrodzona, a spod śniegu widać tego nie było.
- Co ty, Giemza, pierdolisz?!!! - nadleśnemu aż żyła na szyi nabrzmiała, bo wyczuł jakąś kpinę i zaczepkę w głosie leśniczego, a do tego to przyzwyczajony nie był. Nas wszystkich to aż na krzesłach pokuliło, bo co innego u szefa zwykły, teatralny wrzask, choćby że drewna na składach nie ma a być już od dawna powinno, a co innego wściekły ryk.
- A tak, panie nadleśniczy. Nie wiedziałem jak się ubrać, a Maryśka to nie chciała mnie tak z leśniczówki wypuścić! Gumofilce po wczorajszej odbiórce, choć całą noc się suszyły, to wciąż mokre jak gnój, i moja ubrać mi ich nie pozwoliła. Zresztą u nas, na Śląsku, nikt nie pozwoliłby sobie na przyjście na naradę w gumniakach. Trzewików od pół roku w magazynie nie ma, więc w końcu musiałem nawlec te buty co z magazynu wziąłem, a w których to do kościoła nawet wstyd by iść, a co dopiero do munduru...
I odsunął Giemza bardziej na środek krzesło, żeby wszyscy dobrze zobaczyli nogę, którą na nim postawił, a była to noga obuta w arcymodne w tym czasie, pięknie, srebrzyście połyskujące obuwie marki RELAX!
- To jak my mamy chodzić, panie nadleśniczy, jak pracownicy geesu?
Fakt, że ostatnio z magazynu można było pobrać relaksy, a nawet, jak się komuś szczęśliwie rozmiar zgodził, to kurtkę skórzaną zamiast zielonej, zimowej, uszytej chyba z czegoś w rodzaju wojskowego koca. Bo jak się odbiorcę-dłużnika przycisnęło, to potrafił jakiś sensowny barter zaproponować i, albo niechodliwą produkcją, albo resztkami ze swojego magazynu, nasz magazyn wspomóc. Kurtkę skórzaną mam do dziś i liczę, że ją kiedyś jeszcze ubrać mi się uda...
- Wróbeeelll!!! - zaryczał nadleśny nawet jeszcze drzwi nie sali narad nie otworzywszy - Wróbeeelll! Natychmiast do mnie! - przywołał pana Staszka, magazyniera. Po czym wysapał - ...przerwa... - chociaż narada dopiero co się zaczęła.
Na następną naradę wszyscy przyszliśmy w porządnych, brązowych trzewikach, a szef lustrował wchodzących na salę poczynając od butów. Najdłużej przyglądał się butom pana Jurka Giemzy, ale lśniły one wzorowo, pani Marysia musiała się do ich pastowania porządnie przyłożyć...
Dziś bardzo niechętnie wbijam się w mundur "galowy", a już zwłaszcza gdy do tego muszę założyć białą koszulę. Owszem, doceniam, że ubrać się porządnie można, kamizelki wszelakie uwielbiam, koszulki goreteksowe, bieliznę termo, mendla, cziruki, a zwłaszcza najlepsze na świecie buty całoroczne - krótkie wojasy! Pomyśleć że one, tak jak i relaksy, z tego samego miasteczka...
Ale gdy mi przyjdzie mundur przyoblec to zazdraszczam naszemu koledze Stenowi, że nie musi z siebie zielonej małpy robić...
I niech to będzie moja wariacja na temat leśnego munduru!
Pewnie po pół roku pracy (żadnej służby leśnej jeszcze nie było) magazynier z nadleśnictwa dowiózł wreszcie upragnioną przeze mnie (tak, tak - nie zamierzam się tego wstydzić!) marynarkę mundurową w moim rozmiarze (a rozmiar wtedy miałem dość standardowy) bo pierwszą otrzymałem w rozmiarze krasnalowym, żeby tylko na sztukę było w ewidencji że dostałem. Panie bagienny, proooszę ją schować w szafie a ja jak będzie pana rozmiar to pobiorę z głównego magazynu i wymienimy! - obiecywał pan Staszek, wtedy magazynier, a chwilę później zawiadowca głównej stacji BKL, czym wszedł do bieszczadzkiej legendy i do dziś można go na starszych filmach zobaczyć. No i wiosną marynarki do magazynu OZLP "doszły", pan Staszek dowiózł tarpanem nowy towar do magazynu nadleśnictwa, a ja wyfasowałem wreszcie swój rozmiar. Co prawda patki do munduru przyjechały dla mnie takie jakie były wyszczególnione w złożonym zapotrzebowaniu kilka miesięcy wcześniej, czyli podleśniczego, a ja już trzeci miesiąc leśniczym byłem, ale to był już drobiazg. Za kilka tygodni pan Staszek znów pojechał do OZLP (tym razem pozyskaną skądyś dla nadleśnictwa sanitarką na bazie fiata 125p kombi, bo tarpan się znów rozkraczył) i się patki wymieniło na aktualne. Dwanaście lat je z dumą nosiłem i do dziś leżą jak relikwia w którejś szufladzie.
Przez pierwszą dekadę swej pracy mundur zakładało się tylko na dwie okoliczności - na naradę i przy pogrzebie któregoś z kolegów leśników. Ja założyłem go jeszcze na jedną okoliczność - do kościoła na chrzest córki! Oczywiście z zieloną koszulą, bo te białe do munduru wymyślono głupio sporo później.
Pamiętam, że mundur leśnika wzbudzał wtedy we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony dumę i satysfakcję, że mogę go nosić, a z drugiej te nieprzyjemne uczucie pod koniec narady przechodzące w torturę - kłucie, łaskotanie i pieczenie w miejscach gdzie przez podszewkę marynarki przebijało się z rozklejającego się usztywnienia końskie włosie...
Tak było w latach 80-tych XX wieku w Bieszczadach, jak gdzie indziej tego nie wiem. Chyba trochę inaczej, sądząc bodaj po pewnej reakcji leśniczego, który przybył do nas ze Śląska.
Narada, jedna z pierwszych dla pana Jurka Giemzy (niestety, już świętej pamięci...) który w glorii niepokornego przyjechał dokończyć karierę zawodową związaną do tej pory ze Śląskiem.
(Podaję nazwisko, bo może ktoś, choćby Capri, z Jurkiem się spotkał albo chociaż o takim słyszał)
Narada trwa już pewnie ze dwadzieścia minut jak wchodzi leśniczy Giemza.
- Oooo, i pan leśniczy z Solinki raczył nas zaszczycić obecnością - nadleśniczy przerywa opieprz wpół kwestii by z właściwą sobie swadą i kulturą przywitać spóźnialskiego. Nie miał się zamiaru jednak czepiać, bo Solinka to bardzo odległe leśnictwo, leśniczówka na końcu świata, a tu śnieg wali, że świata tego nie widać. Pewnie jakby pan Jurek nie dotarł, to by go nie zdziwiło. Ale Giemzę uwaga szefa dotknęła, a że gość był pyskaty i bez zahamowań w stosunku do przełożonych, to wypalił:
- A tak, panie nadleśniczy, spóźniłem się bo nie wiedziałem jak się ubrać!
Patrzymy na Giemzę, a on ubrany na naradę chyba najlepiej z nas wszystkich. Zielona koszula wprost spod żelazka Maryśki, jego żony, tak jak i spodnie z kantem jak brzytwa, olimpijka czysta, a do tego krawat nawet... Spodnie co prawda do kolan zmoczone, ale przecież wiadomo, że śniegu na Solince zawsze najwięcej i leży najdłużej. Nie dalej jak dwa miesiące temu, gdy Giemzom do leśniczówki prowiant saniami z parku konnego trzeba było dowieźć, bo ich tam całkiem zasypało, to wozak konie poranił, bo zapomniał, że leśniczówka siatką jest ogrodzona, a spod śniegu widać tego nie było.
- Co ty, Giemza, pierdolisz?!!! - nadleśnemu aż żyła na szyi nabrzmiała, bo wyczuł jakąś kpinę i zaczepkę w głosie leśniczego, a do tego to przyzwyczajony nie był. Nas wszystkich to aż na krzesłach pokuliło, bo co innego u szefa zwykły, teatralny wrzask, choćby że drewna na składach nie ma a być już od dawna powinno, a co innego wściekły ryk.
- A tak, panie nadleśniczy. Nie wiedziałem jak się ubrać, a Maryśka to nie chciała mnie tak z leśniczówki wypuścić! Gumofilce po wczorajszej odbiórce, choć całą noc się suszyły, to wciąż mokre jak gnój, i moja ubrać mi ich nie pozwoliła. Zresztą u nas, na Śląsku, nikt nie pozwoliłby sobie na przyjście na naradę w gumniakach. Trzewików od pół roku w magazynie nie ma, więc w końcu musiałem nawlec te buty co z magazynu wziąłem, a w których to do kościoła nawet wstyd by iść, a co dopiero do munduru...
I odsunął Giemza bardziej na środek krzesło, żeby wszyscy dobrze zobaczyli nogę, którą na nim postawił, a była to noga obuta w arcymodne w tym czasie, pięknie, srebrzyście połyskujące obuwie marki RELAX!
- To jak my mamy chodzić, panie nadleśniczy, jak pracownicy geesu?
Fakt, że ostatnio z magazynu można było pobrać relaksy, a nawet, jak się komuś szczęśliwie rozmiar zgodził, to kurtkę skórzaną zamiast zielonej, zimowej, uszytej chyba z czegoś w rodzaju wojskowego koca. Bo jak się odbiorcę-dłużnika przycisnęło, to potrafił jakiś sensowny barter zaproponować i, albo niechodliwą produkcją, albo resztkami ze swojego magazynu, nasz magazyn wspomóc. Kurtkę skórzaną mam do dziś i liczę, że ją kiedyś jeszcze ubrać mi się uda...
- Wróbeeelll!!! - zaryczał nadleśny nawet jeszcze drzwi nie sali narad nie otworzywszy - Wróbeeelll! Natychmiast do mnie! - przywołał pana Staszka, magazyniera. Po czym wysapał - ...przerwa... - chociaż narada dopiero co się zaczęła.
Na następną naradę wszyscy przyszliśmy w porządnych, brązowych trzewikach, a szef lustrował wchodzących na salę poczynając od butów. Najdłużej przyglądał się butom pana Jurka Giemzy, ale lśniły one wzorowo, pani Marysia musiała się do ich pastowania porządnie przyłożyć...
Dziś bardzo niechętnie wbijam się w mundur "galowy", a już zwłaszcza gdy do tego muszę założyć białą koszulę. Owszem, doceniam, że ubrać się porządnie można, kamizelki wszelakie uwielbiam, koszulki goreteksowe, bieliznę termo, mendla, cziruki, a zwłaszcza najlepsze na świecie buty całoroczne - krótkie wojasy! Pomyśleć że one, tak jak i relaksy, z tego samego miasteczka...
Ale gdy mi przyjdzie mundur przyoblec to zazdraszczam naszemu koledze Stenowi, że nie musi z siebie zielonej małpy robić...
I niech to będzie moja wariacja na temat leśnego munduru!
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- Blues Brothers
- nadleśniczy
- Posty: 5617
- Rejestracja: niedziela 31 mar 2013, 17:46
Re: Wariacje nt. leśnego munduru
Olimpijka, ech....
Miało się wejścia w wojsku
Miało się wejścia w wojsku