Wczoraj pod fabrykę zajechała zgraja motocyklistów z wózkami, część na lawetkach. A dziś na drodze do Diabligrodu trzech klasycznych, dwukołowych jechało.
Mają szczęście, że przed łykendem ciepło się zrobiło i nawet polało, bo szosa przez to zrobiła się idealna. Sucha, piach spłukało, tylko te dziury... A tydzień wcześniej nawet z tymi lawetami mogliby mieć kłopot z podjazdem pod fabrykę. Nie mówiąc nawet o jeździe jednośladowej.
Trochę im zazdrościłem i pomyślałem sobie, że dziś to i ja mógłbym Mrucza wyprowadzić na pierwszy spacerek. Ale jak tylko skręciłem do siebie z publicznej, to od razu mi przeszło. Mrucza bym nawet ze stodółki pod studnię nie wypchał.
